Ja do tego doszłam w cztery miesiące,
a wcześniej przez 32 lata.
Trzeba mi do końca oddzielić się od matki, urodzić się raz jeszcze, złapać pierwszy krzyk,
który stale blokuję, bo dopada mnie w nieodpowiednim momencie, na ulicy czy w autobusie.
Nie mogę zrobić pierwszego krzyku, bo jestem zablokowana w macicy i narażona cały czas
na aborcję, na wyrok, jaki wydała wtedy na mnie matka.
Psychoz jako gra. Nie dowala rodzicom, dobija klienta.
Namalowałam matkę jako ptaka, który chce mnie wchłonąć z powrotem w czarną dziurę.
Obrona to narodziny, a także w końcu prawdziwa konfrontacja i usamodzielnienie się. Danie
sobie prawa do życia jako ja – Basia, tego czego ona mi zabraniała przez całe życie.
Boli mnie ich nieświadomość – nareszcie to przyznałam.
Oni stale prowadzą swoją grę w pseudomiłości!!!
Mam od nich „zakaz życia", poza symbiotyczną formą, która prowadzi do unicestwienia.
Tadeusz: „Jeżeli w sobie zabije dziecko, to osoba zabija potem innych”. To mnie męczy,
Tadeuszu, to mogło stać się ze mną.
Przyjechała Kasia, byłyśmy razem na łąkach nad moją rzeką, oswajam te miejsca, gdzie
kiedyś umierałam, które mi się kojarzą ze śmiercią dziecka z tamtych lat.
Najokrutniejsze są nasze rozstania.
Och, boska Schizofrenio. Gdybym mogła Tobą władać. Lecz Ty szalejesz tu i jesteś jedynie
śmiercią moją.
Faza oralna oznacza dwupłciowość. Czy jestem w tej fazie, czy jeszcze się nie narodziłam,
nie było pierwszego krzyku.
8 czerwca – Czasami patrzę zupełnie nie widzącymi oczami, słucham nabrzmiałymi uszami,
tylko węch mi się wyostrzył i dotyk wrażliwy na przytulanie.
9 czerwca – Rano lewitowałam, kołysałam się w Kosmosie, a myśli wewnątrz rozmawiały
ze mną, bym uleciała ostatecznie, i przychodziły nowe kombinacje samobójstwa, lecz zwalczałam to. Kasia wyczuwa moje ucieczki i wtedy mnie przytula.
WALCZĘ ZE ŚMIERCIĄ, BO NIE UMIEM STANĄĆ WOBEC MATKI.
Jeszcze nie pozwalam sobie na radość bycia tak po prostu, na bycie sobą do końca.
Na siebie pozytywną.
Na bycie naturalną.
Na natychmiastową prawdę.
Nie pozwalałam sobie na agresję.
Umiem:
Pomagać innym, kochać, wygrywać ze śmiercią, płakać, jestem silniejsza od lęków, zachowałam człowieczeństwo, pomimo takiego życiorysu.
Walka jest stanem przynależnym człowiekowi. Ja walczę wewnątrz, w stanie psychotycznym,
bo nie walczę na zewnątrz, z ludźmi czy realnymi zdarzeniami.
Kasia odprowadziła mnie na dworzec do Warszawy. To zbyt okrutne rozstawać się. Potrafię
kochać, Kasiu, moja dusza, wcześniej całkiem zamrożona, odtajała i poraził ją przeogromny
głód miłości.
Rozstanie na 11 dni.
10 czerwca – Zajęta walką wewnętrzną nie rozpoznaję wroga na zewnątrz i od razu mnie
atakują. Był Paweł. Jego antyterapia na Soni jest zbyt okrutna. Pracuję nad Sonią, by się wyzwoliła, lecz czy ona do końca tego pragnie? Dużo z Sonią malujemy, to wycisza emocje
Tadeusz: „Szatan chce się zbawić poprzez nas, poprzez naszą śmierć w świadomości”.
11 czerwca – Kasiu, gdzie jesteś, płynę, rozpływam się. Demony, schody, halucynacje. Jego
oczy stale mnie obserwują.
Boję się życia. Boję się wszystkiego. Czego chcę? Wolności. Czy wytrzymam tę walkę, tę
negatywną siłę, która się we mnie stale odradza? To kurestwo, które jeszcze mną włada. Jak
to unieść, ciemne moce, śmiech szatana, absurd istnienia w normalności, rozpady, rozszczepienia, sny, kosmosy, paranoje, urojenia –niemożność, a jednak wciąż w walce, topiel poza mną jeszcze, nawet z otchłani mi się udało powrócić, z totalnej paranoi, z kompletnej samotności
w miłość, potrafię tak kochać, tak tęsknić.
Kasiu, gdzie jesteś, dokąd dzisiaj odeszłaś, dlaczego Cię tu nie ma. Twoje pocałunki przywracają mnie ziemi. Jestem ziemska, erotyczna, spragniona, bolesna, zła i dobra, ludzka.
Uczę się przy Tobie i dzięki Tobie dawania prawdy jako największego daru w przyjaźni.
Kocham życie takim, jakie ono jest. Mam cudowną świadomość, że akceptujesz mnie, Kasiu,
w każdym stanie mego istnienia.
Nie pozwolę sobie na odejście stąd, nie pozwolę, bym cię utraciła poprzez odlot w kosmos
zupełnie nierealny, zbuntowany, patologiczny, nierealny do granic wytrzymałości. Nie pozwolę, bym w sobie ciebie utraciła. Twoja miłość i moja miłość chronią mnie przed całkowitym odejściem.
Nawet na bycie schizofreniczką sobie nie pozwalałam, bo tego by nie zaakceptowali rodzice.
12 czerwca – Chcę umrzeć, Tadeuszu.
Tadeusz namawiał mnie na jakąkolwiek działalność, mobilizował do znalezienia pracy,
lecz nie mogłam niczego zorganizować, czułam się zupełnie wyczerpana bezdomnością i tym,
co się wydarzyło przez ostatnie miesiące, potrzebowałam spokoju, bliskości z przyjacielem,
wyciszenia się, i nie miałam tego w Warszawie, wszystko było niepewne, pogmatwane. Prawie codziennie dzwoniłam do Tadeusza, a on mnie strofował jak dziecko i przekonywał, że jak chcę, to potrafię. A ja już nie potrafiłam, nie miałam żadnych sił na ciągnięcie czegokolwiek.
Stale tkwił we mnie problem rodziców, zwłaszcza matki, musiałam tę sprawę dokończyć,
inaczej mogło to się skończyć tragicznie.
14 czerwca – Halucynację. Jest to jedyna działalność, na jaką mnie stać, ucieczka i nic
więcej. Jak to wszystko unieść, codzienne umieranie po sto razy, co chwilę, zbyt boleśnie,
zbyt tragicznie. Kim jestem, że jeszcze to unoszę, wygrywam każdą godzinę, czasami minutę, ba, sekundy, kiedy można przeciąć nić istnienia rzucając się w przepaść.
Dlaczego tak, dlaczego właśnie tak przebiega moja choroba, Tadeuszu? Wykonuję wyrok
za matkę.
Kim teraz jestem?
15 czerwca – Boże, co za horror, rano chciałam się otruć. Miałam dzisiaj połączenie z Kosmosem.
Namalowałam diabła na krzyżu.
W końcu doszło do konfrontacji z Pawłem, powiedziałam, że załatwia sobie swoje sprawy
na Słońce, dręcząc ją.
16 czerwca – W nocy halucynacje – smoki, potwory, demony i te oczy, które stale mnie
obserwują. A rano walka z głosem wewnętrznym, który nakazuje odejść, otrucie, i nieustanna walka i płacz. Boże, ile to będzie trwało.
Kolejny telefon do Tadeusza. Powiedział, że chcę być Bogiem, dlatego chcę się zabić, że
to paranoja. Bo nie chcę się odłączyć od rodziców, nie chcę im zwrócić całej udręki, w którą
mnie wpędzili bezmiłością i okrucieństwem. I że będę kombinowała, halucynowała.
NAPISAŁAM LIST DO DOMU. Napisałam im prawdę, że mnie zniszczyli, doprowadzili