Wtedy pozostaje walka albo o b ∏ ´ d” (podkr.
– E. B., 32).
Ko∏a i linie. Jak w podrćzniku geometrii; jak w instrukcji obs∏ugi maszyny – wy-
kresy, schematy. Oto krajobraz z kasztanami: drzewa widzi si´ „w bezwzgl´dnie
prostej perspektywie” (20). Oto pejza˝ oglàdany z okna pociàgu: „skaczàcy kalejdo-
skop drzew na diafragmie okna, jak paciorki ró˝aƒca nawleczone na nitk´ g∏uchego,
t´pego niepokoju osun´∏y si´ w g∏àb d∏ugà, prostopad∏à rysà” (19 – 20). Tutaj nie-
pokój mo˝na „narysowaç”. I „wyliczyç”. Albowiem rzeczy i ludzie tego Êwiata da-
jà si´ „schwytaç” w sieç zale˝noÊci iloÊciowych. CzynnoÊç liczenia jest natr´tnie
eksponowana w prze˝yciach bohaterów. „Zbli˝amy si´ do koƒca z matematycznà
dok∏adnoÊcià” (31), stwierdza w pewnym momencie Witold Berg. Dzieje si´ tak, jak
gdyby jźyk liczb by∏ ostatnim jźykiem, w którym mo˝na jeszcze wypowiedzieç
zag∏adĺudzkoÊci. „Matematyczna dok∏adnoÊç” charakteryzuje sposób prze˝ywania
ginàcego Êwiata. Nale˝a∏oby powiedzieç raczej: a r y t m e t y c z n a p e d a n t e
r i a. Panuje wszechw∏adnie magia cyfr. Dominujà zaÊ liczby „okràg∏e”, parzyste,
podzielne przez „2”.
Bàdêmy i my pedantyczni: wÊród wielu liczb, o których informuje tekst Brunona
Jasieƒskiego, tylko dwie sà nieparzyste. Izolda Morgan, czytamy, ma dwadzieÊcia
trzy lata. In˝ynier Berg czeka w komisariacie policji trzy minuty. Wszystko inne jest
„podzielne”, „binarne”, jakby dodatkowo przez to „zsymetryzowane”.
166
I tak, Izolda wpada pod tramwaj numer 18. Wyciàga jà spod kó∏ c z t e r n a Ê c
i e p a r „zdenerwowanych ràk” (19). Dziewczyna ta pope∏nia samobójstwo przy
ulicy N. pod numerem 14. Magia cyfr zaczyna triumfowaç: analizowany tekst sk∏a-
da si´ tak˝e z c z t e r n a s t u (numerowanych kolejno) rozdzia∏ów. Liczmy dalej.
Witold Berg jest jednym z d w u n a s t u in˝ynierów Elektrowni Miejskiej. O nie-
szcz´Êciu dowiaduje sińa d r u g i dzieƒ po wypadku. Ucieka z kliniki, przeska-
kujàc po c z t e r y stopnie na raz. Sanitariusz, który sprzedaje Bergowi amputowa-
ne nogi Izoldy ( o b i e nogi – podkreÊla narrator, 21), znika na d w a d z i e Ê c i a
minut. Berg opuszcza klinik´ ˝egnany uk∏onami d w ó c h portierów. W elektrow-
ni b∏àdzi mi´dzy d w o m a rz´dami wrogich maszyn. Oskar˝ony o sabota˝ poja-
wia si´ w hali fabrycznej prowadzony przez c z t e r e c h uzbrojonych robotników.
O kradzie˝y nóg Izoldy melduje w d z i e s i à t y m komisariacie, w którym pe∏ni
dy˝ur d w ó c h policjantów i z którego wyprowadza go s z e Ê c i u dobrze zbu-
dowanych m´˝czyzn. Na ulicy spotyka „spr´˝ynowà” dziewczyn´, która prowadzi
go na d r u g i e pi´tro. Uciekajàc przed tramwajem przypomina sobie swój stary
o Ê m i o w i e r s z; wiersz opowiada o tym, ˝e nadejdzie czas, w którym zbuntujà
si´ tramwaje i ulicami pop´dzà –
zasapane, czerwone, og∏upia∏e maszyny
18-tki, 16-tki i 4-ki... (38)
Ucieka dalej, s∏abnie. „Obejrza∏ si´ – tramwaj dotyka∏ jego pleców. Na oÊwietlo-
nej tarczy mia∏ 18” (35).
Henryk Elzenberg przestrzega∏ kiedyÊ krytyków przed niebezpieczeƒstwami me-
tody „kwantytatywnej” w interpretacji tekstów literackich. Liczenie epitetów, doda-
wanie rymów, ustalanie takich czy innych zale˝noÊci procentowych mi´dzy elemen-
tami utworu, pisa∏, to zajćie w gruncie rzeczy bezcelowe. Nie mo˝na obliczyç „bla-
sku”, nie uda sińigdy „oprocentowaç” pi´kna ani wymierzyç stopnia tragizmu czy
wznios∏oÊci. „Dzie∏o ma w∏aÊciwoÊci niezliczone”236. – W interpretacji Nóg Izol-
dy Morgan sprawa si´ jednak przedstawia inaczej. To nie badacz narzuca tekstowi
swoje pomiary – to narrator narzuca czytelnikom i badaczom wizj´ Êwiata najdo-
k∏adniej z l i c z o n e g o. Narrator zachowuje si´ tak, jak gdyby wierzy∏, ˝e i „tra-
gizm”, i „blask”, i „ob∏´d” mo˝na opowiedzieç w systemie „kwantytatywnym”.
Owe „dane liczbowe” pe∏nià w omawianym dziele funkcje rozmaite. Niektóre
stapiajà siź biegiem wydarzeƒ, s∏u˝à fabule. To, ˝e Berg ucieka przed tramwajem
nr 18, jest dla akcji istotne. Pod ko∏ami „osiemnastki” Izolda Morgan utraci∏a swo-
je pi´kne nogi. (Numer osiemnasty zbuntowa∏ si´ pierwszy.) Inne znaki jźyka „ma-
tematycznej dok∏adnoÊci” majà sens symboliczny i zarazem aluzyjny. Jak wspo-
mnia∏em, Berg to jeden z dwunastu in˝ynierów elektrowni. Od razu przychodzi na
myÊl poemat Aleksandra B∏oka pt. Dwunastu. Rzecz o dwunastu aposto∏ach rewo-
lucji, tekst z∏o˝ony z dwunastu cz´Êci. Zwraca∏em ju˝ na to uwag´: pierwsze zdanie
Nóg Izoldy Morgan opowiada o czternastu parach ràk, które ratujà dziewczyn´;
w zdaniu tym „zaszyfrowano” informacjó czternastoodcinkowej konstrukcji ana-
lizowanego utworu. Paralela konstrukcyjna mi´dzy dzie∏em Jasieƒskiego a poema-
tem B∏oka – na tle rozlicznych analogii tematycznych – wydaje sióczywista.
Nie sà to przecie˝ najciekawsze osobliwoÊci Nóg Izoldy Morgan. „Magiĺiczb”
literatura zna od dawien dawna. (DoÊç przypomnieç sobie dzieje „imienia” 44
z Dziadów Mickiewicza.) Najciekawsza osobliwoÊç analizowanego tekstu polega na
167
tym, ˝e wi´kszoÊç „wskaêników cyfrowych” ma charakter i n f o r m a c j i z b y t
e c z n e j. Im bardziej faworyzuje si´ tu wiadomoÊci o iloÊciach, tym wyraêniej wi-
daç, ˝e sà one fabularnie neutralne. Narrator sk∏onny jest ignorowaç, raz po raz, lo-
gik´ biegu wydarzeƒ, „zapominaç” o zamknićiu pewnych wàtków – o numerach,
liczbach „pami´ta” zawsze! Na przyk∏ad wàtek sensacyjny jest tu absolutnie zbaga-
telizowany. Trybuna∏ robotniczy wydaje na Berga jakiÊ wyrok. „W∏aÊciwie wyrok
jest ju˝ wszystkim wiadomy, chodzi tylko o przeprowadzenie przepisanych formal-
noÊci” (29). Czytelnik nie dowie sińigdy, jaka by∏a treÊç tego wyroku. Natomiast
f o r m a l n o Ê c i otrzyma wićej ni˝ trzeba. Z przemówienia Berga posypià si´
„okràg∏e” liczby, Berg b´dzie d∏ugo mówi∏ o m i l i o n i e udogodnieƒ, które rze-