Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

..
Przy wygłaszaniu końcówek: bam, bas, bat, pięść łacinnika, w
równych odstępach czasu, spada na szerokie plecy Bonusia.
Chłopiec ugina się pod każdym uderzeniem - oczy nabrzmiewają
mu łzami.
- Panie prosorze! - odzywa się w tej chwili Sprężycki, uważając,
że czas już położyć koniec tej egzekucji. - Chrabąszcz łazi po panu
prosorze!...
Nauczyciel przerażony chwyta się za kark, za łysinę, maca po
plecach, szyi, głowie.
- Sprężycki, kochanku - prosi wreszcie - zdejmij no ze mnie to
paskudztwo.
Sprężycki wychodzi z ławki i pod pozorem zdjęcia jednego
chrabąszcza, przyczepia ich do nauczyciela dziesięć.
Niebawem odczuwa Izdebski obecność ich na sobie. Łaje głośno
Sprężyckiego, przyzywa na pomoc prymusa, zrzuca frak
mundurowy - na wszelki sposób stara się oswobodzić od
skrzydlatych, drapiących owadów. O Smolińskim, jego plecach i
czasie przeszłym niedokonanym zupełnie zapomina.
Na tych utarczkach schodzi reszta lekcji. Odzywa się zbawczy głos
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka
140
dzwonka. Bonuś zgrzany i spocony, ale już o swoje plecy
bezpieczny, tryumfalnie na miejsce powraca.
Na krótkiej pauzie "spiskowcy" odbyli energiczną wymianę słów i
myśli. Zaraz potem rozpierzchli się i cichuteńko na swych
miejscach przycupnęli.
Następowała lekcja jeografii. Gdy profesor Żebrowski - ten sam,
który wykładał historię powszechną - wchodził do klasy, wzorowa
cisza panowała na wszystkich ławkach.
Sztywny, chudy, wysoki, z siwymi, krótko ostrzyżonymi włosami
nauczyciel jest uosobieniem powagi. Zaledwie usiadł na katedrze,
wydobywa katalożek, ślini w ustach ołówek i odchrząknąwszy,
wywołuje do lekcji - Sprężyckiego.
Chłopiec, choć od katastrofy ubezpieczony, zadrżał. Z
kilkudziesięciu stanów Ameryki Północnej zaledwie pięć lub sześć
utkwiły mu w pamięci.
Ociąga się umyślnie z wyjściem, udaje słabego, kuleje, potyka się
o nogi kolegów - jednocześnie to tu, to tam rzuca niespokojne,
pytające spojrzenia.
Stanął wreszcie przed katedrą, z nogi na nogę przestępuje -
milczy długo, pilnie nasłuchując.
- No, gadajże! - nalega nauczyciel.
Sprężycki zaczyna cedzić słówko po słówku, ale tak wolno i z
takim trudem, jakby nagle stracił władzę w języku.
W tejże chwili, w oddalonym kącie klasy, gdzieś tam blisko
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka
141
pieca, odzywa się cichy brzęk. Jeszcze go nauczyciel nie zauważył
- już Sprężycki przestał odpowiadać i ze źle tajoną radością
mówi:
- O... chrabąszcz! Żebrowski zmarszczył się.
- Mów dalej! - rozkazuje.
Ale już bliżej i dalej piskliwe głosy wykrzykują:
- Chrabąszcz!... chrabąszcz!...
- Ciszej tam! - tupnął nogą Żebrowski. - Prymus, wyrzuć tego
owada, a ty, Sprężycki, dalej odpowiadaj.
Prymus idzie do pieca, na palce się wspina - ale chrabąszcz lata
pod sufitem.
W ławkach słychać półgłośne uwagi.
- Złapie... Nie złapie... Właśnie, że złapie... Właśnie, że nie
złapie... Sprężycki przy katedrze milczy - udaje, że czeka na
koniec tej wyprawy.
Nagle odzywa się brzęk w przeciwnej stronie klasy. Odwracają się
tam natychmiast wszystkie głowy - też same co poprzednio głosy
krzyczą alarmująco:
- Ooo!... drugi chrabąszcz!
Znów brzęk, znów krzyki:
- Ooo!... trzeci!... czwarty!... piąty!...
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka
142
Niebawem całe stado chrabąszczów buja po klasie. Huk taki;
jakby grano na organach.
- Otworzyć okna! - rozkazuje nauczyciel.
Rzuca się do tego pierwszy Sprężycki.
Stare, okute, ciężkie okniska z trudnością dają się odmykać. Kilku
najsilniejszych chłopców pracuje nad tym przez kwadrans blisko,
wśród ogłuszającego huczenia owadów i nieznośnego krzyku
chłopców.
Po otwarciu okien nowy kłopot. Chrabąszcze jednym oknem
wylatują, drugim wracają. Co gorsza, wracają nie same, lecz w
towarzystwie nowych, których wielkie mnóstwo krąży dokoła
pobliskich kasztanów.
Nauczyciel wyszedł na środek, brwi ściąga, nogą tupie - po krótko
strzyżonych włosach dłoń nerwowo przesuwa.
- Panie prosorze - doradza z udaną troskliwością Sprężycki -
lepiej będzie okna zamknąć.
- Zamykajcie!
Przy zamykaniu hałas bardziej się jeszcze wzmaga - dochodzi
nareszcie do takiego natężenia, że nauczyciel jest zmuszony
opuścić klasę.
Po jego odejściu zjawia się inspektor.
- Co wy tu wyrabiacie, nicponie? - grzmi od progu swym basem
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka
143
urzędowym. Prymus raportuje:
- A to, proszę pana inspektora, "ktoś" nawpuszczał do klasy
chrabąszczów.
- Kto śmiał to zrobić? kto? - piorunuje srogi zwierzchnik.
- To pewnie ci z pierwszej... - objaśnia z miną potulną Sprężycki.
- Nie, nie! - poprawia go drugi - to tamci z czwartej. Oni tak
zawsze!
Znalazł się trzeci, który stawia nową hipotezę:
- To najpewniej te chłopaki z ulicy! Nikt, tylko chłopaki.
- Winni będą wykryci i ukarani! - grozi Jowisz szkolny i krokiem
majestatycznym klasę opuszcza.
Po jego wyjściu wszczyna się harmider nieopisany. Nie ustaje on
nawet po dzwonku, gdy do klasy wojskowym, rytmicznym
krokiem, głośno stukając okutą trzciną, wkracza profesor
Effenberger.

Podstrony