Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Pewnie, byli tacy, co później przy budowie tunelu wyciągali rękę. No i przez to wziął w łeb projekt Bernauer Strasse. To było, jak trzyosobowa grupka, o czym myśmy nic nie wiedzieli, wzięła od amerykańskiego towarzystwa telewizyjnego trzydzieści tysięcy marek za filmowanie w tunelu. Kopaliśmy cztery miesiące. Marchijskie piaski! Podkop miał ponad sto metrów długości. A kiedy potem filmowano, podczas gdy my przerzucaliśmy blisko trzydzieści osób, w tym babcie i dzieci, pomyślałem sobie, że na pewno będzie to film dokumentalny na później. Ale nie, już niezadługo poszedł w telewi­zji i z trasą przerzutu z miejsca byłaby wsypa, gdyby na krótko przedtem tunel, mimo drogich urządzeń do odpompowywania, nie został zalany. Ale my mimo to robiliśmy dalej to samo gdzie indziej.
Nie, u nas nie było zabitych. A jakże, wiem. Na takie historyjki jest większy popyt. Gazety się rozpisywały, kiedy ktoś skoczył z trzecie­go piętra domu przy granicy i na dole wyrżnął o bruk, tuż obok rozpostartej przez straż pożarną płachty ratunkowej. Albo jak w rok później Peter Fechter chciał się przedrzeć przy Checkpoint Charlie, został postrzelony i wykrwawił się z braku pomocy. My czymś takim nie mogliśmy służyć, ponieważ działaliśmy na pewniaka. A mimo to mógłbym panu opowiedzieć rzeczy, w które już wtedy niejeden nie chciał wierzyć. Na przykład - ile luda przeprowadziliśmy kanałami ściekowymi. I jak tam na dole cuchnęło amoniakiem. Jeden ze szlaków ucieczkowych, który wiódł z centrum na Kreuzberg, nazwaliśmy „Glockengasse 4711”, ponieważ wszyscy, uciekinierzy i my, musieli brodzić w gnojówce po kolana. Byłem później gościem od pokryw i skoro tylko wszyscy wydostali się na powierzchnię i ruszyli w drogę, dopasowywałem pokrywę włazu, ponieważ ostatni uciekinierzy przeważnie wpadali w panikę i zapominali o wymogach konspiracji. Tak było przy kanale deszczówki pod Esplanadenstrasse na północy miasta, gdy kilka osób, ledwie znalazłszy się na Zachodzie, narobiło dzikiego hałasu. Z radości, jasne jak słońce. Ale przez to policjanci pełniący wartę po enerdowskiej stronie skapowali, co i jak. Wrzucali potem do kanału bomby z gazem łzawiącym. Albo sprawa z cmentarzem, którego mur był częścią całego berlińskiego muru i pod który doprowadziliś­my wygrzebany w piaszczystym gruncie, podparty stemplami niski tunel, wprost pod groby z urnami, tak że nasza klientela, wszystko osoby nie wzbudzające podejrzeń z kwiatami i innymi nagrobnymi ozdobami, nagle znikała. Parę razy poszło to zupełnie dobrze, aż młoda kobieta, która chciała przedostać się na naszą stronę z małym dzieckiem, zostawiła wózek dziecięcy obok odsuniętej płyty wejścia, co prędko zwróciło uwagę...
Z takimi wpadkami trzeba było się liczyć. Ale teraz, jeśli pan chce, inna historyjka, w której wszystko grało. Wystarczy panu? Rozu­miem. Przyzwyczaiłem się, że ludzie mają tego dość. Parę lat temu, jak mur jeszcze stał, było inaczej. Wtedy nieraz koledzy, z którymi pracuję tutaj w ciepłowni, w niedzielę przy porannym kufelku pytali: Jak to było, Ulli? Opowiedzże, jak ci poszło, kiedyś ściągał swoją Elke...” Ale dzisiaj nikt o tym nie chce słuchać, zwłaszcza tutaj, w Stuttgarcie, no, ponieważ Szwabów już w sześćdziesiątym pierwszym ani to ziębiło, ani grzało, kiedy w poprzek Berlina... A jak mur potem zniknął, nagle, to tym bardziej. Raczej by się cieszyli, gdyby mur jeszcze stał, ponieważ wtedy odpadłby solidarnościowy podatek, który muszą płacić, odkąd nie ma muru. Więc już o tym nie gadam, mimo że to był mój najlepszy czas, jakżeśmy w kanałach brodzili po kolana w gnojówce... Albo czołgali się tunelem... W każdym razie moja żona ma rację, kiedy mówi: „Wtedy to ty byłeś całkiem inny. Wtedy to żyliśmy naprawdę...”
7962
Jak dzisiaj papież, kiedy w podróż jedzie, żeby swoje ludzie w Afryce albo w Polsce zobaczyć, a przy tym, żeby się jemu nic złego nie stało, tak wielki szef od transportu, kiedy przed sądem u nas stawał, to w klatce siedział, ale ona tylko z trzech stron zamknięta była. Na jedna strona, gdzie panowie sędziowie swój stół mieli, jego szklana cela otworem stała. Bezpieczność tak nakazała i dlatego ja tylko z trzech stron pudło specjalnym szkłem oszkliłem, a to drogie szkło pancerne było. Z odrobina szczęścia moja firma zamówienie dostała, bo myśmy zawsze klientów z bardzo specjalne życzenia mieli. Aj, filie banków w całym Izraelu i jubilery z ulicy Dizengoff, co to na swoje wystawy i gabloty pełno kosztowności pokazują i od złodziejskich wyskoków bezpieczne być by chciały. Ale już w Norymberdze, co to kiedyś piękne miasto było, i gdzie dawniej cała rodzina mieszkała, mój ojciec był pan majster od szklarskiego warsztatu, a zbyt to aż po Schweinfurt i Ingolstadt miał. Aj, roboty to dosyć było do trzydziestego ósmego, kiedy wszędzie dużo zniszczone zostało, możesz pan sobie wyobrazić, z jakiego powodu. Boże sprawiedliwy, bluzgałem młodym chłopakiem będąc, bo ojciec surowy był i ja dzień w dzień nocna szychta odwalać musiałem.

Podstrony