Wy, młodzi, czujcie się swobodnie.
— Chciałabym skorzystać z telefonu, ciociu.
— W każdej chwili. Sześciopensówki włóż do pudełka obok. Oszczędzam na stare lata. — Wybuchnęła śmiechem.
— Sześciopensówki nie wystarczą, ciociu Maeve. Będę dzwonić do Anglii, i to nie raz.
— Uspokój się, dziewczyno. Jeśli będziesz rozmawiać z Alekiem, spytaj go, czemu ostatnio w ogóle do mnie nie zagląda.
— Ojciec jest bardzo zajęty, ciociu.
— Tak, tak. A kiedy mężczyźni tacy jak Alec Mackintosh stają się bardzo zajęci, to już ostatni dzwonek, żeby zwykli ludzie zaszyli się gdzieś w mysiej dziurze. Ale uściskaj go ode mnie i powiedz, że wcale na to nie zasługuje.
Kiedy poszła do siebie, zauważyłem:
— No, no, ale z niej kobieta!
— Mogłabym ci o niej opowiedzieć takie rzeczy, że włos by ci się zjeżył na głowie. Walczyła w Powstaniu. — Ujęła słuchawkę. — Zobaczymy, co nam powiedzą w kapitanacie portu.
Kapitan portu był niezwykle uprzejmy. Tak, spodziewali się Artiny. Pan Wheeler zamówił tankowanie. Nie, doprawdy, kiedy wpłyną do portu, tego kapitan nie wiedział, ale sądząc po wcześniejszych wizytach pana Wheelera, należało się spodziewać, że Artina spędzi w Cork jakieś dwa dni.
Gdy Alison odłożyła słuchawkę, powiedziałem:
— Muszę teraz wymyślić, jak dostać się na pokład. Szkoda, że tak mało wiem o tej jego łajbie.
— Daj mi kilka godzin, a dowiem się wszystkiego, czego trzeba — odrzekła.
— Telefon to cudowny wynalazek. Ale najpierw muszę zadzwonić do szpitala.
Nastał nam czas radości, bo Alec Mackintosh mozolnie wracał do życia. Alison promieniała.
— Jego stan się polepszył! Lekarz mówi, że z nim lepiej i twierdzi, że teraz ma jeszcze szansę!
— Jest przytomny? Może mówić?
— Nie, nadal nie odzyskał przytomności.
Zamyśliłem się. Jeśli Mackintosh dotychczas nie odzyskał przytomności, minie sporo czasu, nim lekarze zezwolą mu na jakiekolwiek rozmowy. Nie pozwolą mu gadać nawet wówczas, kiedy sam gadać zechce. Dałbym wiele, żeby usłyszeć to, co powiedział Wheelerowi w przeddzień „wypadku”.
— Cieszę się, że z nim lepiej — powiedziałem szczerze.
Alison znów chwyciła za słuchawkę i znienacka przybrała swój oficjalny i rzeczowy sposób bycia.
— No, a teraz do roboty — rzuciła.
Nie przeszkadzałem jej, tylko od czasu do czasu odpowiadałem na pytania. Byłem zajęty budowaniem swoich hipotez i zajęcie to zaowocowało nieoczekiwanie bardzo dziwnymi wnioskami. Jeśli się nie myliłem, pan Wheeler był niezwykle dziwaczną i niezwykle niebezpieczną postacią. Mało tego, dla bezpieczeństwa państwa Wheeler stanowił większe zagrożenie niż sam Slade!
Tonąłem właśnie w myślach, kiedy usłyszałem głos Alison.
— Na dziś zrobiłam, co mogłam. Reszta musi zaczekać do jutra. — Jednym ruchem otworzyła notes zapełniony szczelnie stenogramami notatek. — O czym najpierw? O Wheelerze, czy o jachcie?
— Zacznijmy do jachtu. Przerzuciła kilka stron.
— Bardzo proszę. Nazywa się Artina. Łódź zbudowana przez Clelands w Tyneside według projektu Parkera. Kiedy Wheeler ją kupił, miała dwa lata. To łódź standardowa, znana pod nazwą Parker-Clelands, co jest ważną informacją z powodów, o których za chwilę. Długość całkowita wynosi trzydzieści trzy metry, szerokość pokładu sześć i pół metra. Prędkość marszowa — dwanaście węzłów, na pełnym morzu rozwija trzynaście. Jest wyposażona w dwa dieslowskie silniki Rolls-Royce’a o mocy trzystu pięćdziesięciu koni mechanicznych każdy. Czy o to ci chodziło?
— Tak jest. — Zaczynałem stwarzać sobie pewien obraz. — Jaki ma zasięg?
— Jeszcze do tego nie doszłam, ale wkrótce się dowiem. Załoga składa się z siedmiu osób: z szypra, mechanika, kucharza, stewarda i trzech marynarzy. Na łodzi jest też miejsce dla maksymalnie ośmiu pasażerów.
— Jak rozmieszczone są kabiny pasażerskie?
— Tego dowiemy się jutro. Kilka lat temu opublikowano plany bliźniaczego jachtu. Właśnie są fotografowane. Jutro wyślą je telegraficznie do redakcji miejscowego Examinera razem ze zdjęciem samej łajby.
Przyjrzałem się Alison z podziwem.