- W środowisku słyszało się komentarze: my jesteśmy bardzo czuli na te siłę przebicia.
- Najwyższy czas, aby środowisko zastanowiło się, jak przeżyć cudzy sukces. Moja rada to zabrać się czym prędzej do pracy, gdyż tylko ona może złagodzić zawodowe fobie i frustracje. •
Janusz Ekiert
Wydawało się to niemożliwe, a jednak zamek łańcucki znów ożył. Wielkopańska rezydencja - odwiedzana kiedyś przez królów - zapełniła się artystami, którzy wczoraj triumfowali w nowojorskiej Carnegie Hall albo w Paryżu. Pojawiły się tu nazwiska, które przechodzą do historii polskiego teatru. Zapłonęły kryształowe żyrandole, popłynęła festiwalowa muzyka, rozległy się frenetyczne oklaski i wołania o bis. Wszystkie bilety zostały rozchwytane w mgnieniu oka, sala balowa i teatrzyk księżnej marszalkowej Lubomirskiej zapełniały się codziennie nadkompletami publiczności.
W czasach, gdy brakuje nawet żarówki, gdy niepokój przeplata się z apatią, na tle rozpaczliwego zubożenia - znów tyle duchowego luksusu,
138
feeria wrażeń. Festiwal Muzyki w Łańcucie, festiwal daleki od szablonu i nudnych schematów, z atmosferą, ze świeżością pomysłów. Festiwal zachowujący swój typ kameralny, zainicjowany przed dwudziestu jeden laty, ale też festiwal Bogusława Kaczyńskiego, który objął kierownictwo artystyczne imprezy i ożywił ją swoim nerwem, błyskiem wyobraźni, swoimi światowymi doświadczeniami festiwalowymi.
„Duchowe słodkie życie w wielkopańskiej rezydencji" „Express Wieczorny", czerwiec 1982
Andrzej Wróblewski
High life, bon ton, savoir-vivre, pardon, utytułowane nazwiska, usztywnione gorsy, rajery, lakiery, fiolety, czernie, purpury, a pośrodku Bogusław Kaczyński.
Łańcut stał się nie tylko modny, lecz i akceptowany. Na festiwalu w Łańcucie wypada być. Do Łańcuta trzeba przyjechać z Rzeszowa, z Jarosławia, z Przemyśla, nawet z Warszawy. Odległość nie gra roli. W Łańcucie w maju odbywa się festiwal gwiazd, który ściąga całą elitę.
„iycie Warszawy", 26-27 maja 1984 roku
Ewa Solińska
Blask żyrandoli i reflektorów. Kreacje, perfumy, kwiaty. Wielki świat, wielcy artyści, wielki upał. Muzyka dla wszystkich i dla każdego. Kto przyjdzie lub przyjedzie do pałacu, jeśli zdobył bilet, wyjedzie w szarość codzienności ze wspomnieniami. Do następnego maja albo na zawsze. To wszystko magia wielkiej sztuki, telewizji, także osobowości Bogusława Kaczyńskiego, który dziś nie może już przejść spokojnie alejami parku. On tu króluje...
„Muzyka w tropiku" ,,Sztandar Młodych", 3 czerwca 1983 roku
- Był pan jedynym dyrektorem poważnego festiwalu, który nie zapomniał o dziecięcej widowni.
- Każdego roku urządzaliśmy w Łańcucie przedstawienia zatytułowane „Tylko dla dzieci". Zgodnie z adnotacją na afiszu i stemplem na odwrocie biletu na widownię wchodziły dzieci bez rodziców i opiekunów. Było z tym trochę kłopotów, gdyż niektórzy moi widzowie - w pięknych sukieneczkach z koronkowymi kołnierzykami i w aksamitnych marynarkach z muszkami - mieli niewiele więcej niż dwa latka. Ale jakoś daliśmy sobie radę. Nie chciałem, aby mamy, ciocie, babcie i tatusiowie przeszkadzali dzieciom w przeżywaniu sztuki. Przed rozpoczęciem muzycznej bajki każdy otrzymywał program (do zbierania
139
autografów po koncercie), potem objaśniałem, jak należy zachowywać się w teatrze i ćwiczyliśmy brawa na powitanie artystów. Kiedy udało się ostatecznie wciągnąć audytorium do wspólnej zabawy, opowiadałem - oczekując stale podpowiedzi z widowni - treść bajki, którą za chwilę mieliśmy wspólnie oglądać.
Pierwszego roku pięćset dzieci oklaskiwało Jasia i Małgosię. W następnym już tysiąc pięćset dzieci oglądało na trzech przedstawieniach Królewnę Śnieżkę. W późniejszych latach dodaliśmy jeszcze czwarte przedstawienie jako prezent dla mieszkańców domów dziecka z całej Rzeszowszczyzny. Cóż to była za publiczność! Jak inaczej te maluchy zachowywały się podczas przedstawienia, jak inne były ich reakcje. Po jednej z bajek dwie dziewczynki i chłopiec podarowali mi - przy aplauzie całej widowni - ogromne, wycięte z kartonu serce, ozdobione kilkoma narysowanymi kredką buźkami dzieci i pięknym wierszykiem. Czułem się, jakbym otrzymał Oskara!
- A co mówili złośliwcy?
- Jedni twierdzili, że do reszty zdziecinniałem, inni, że wychowuję sobie nową generację wielbicieli.
Choć mam dużo więcej lat niż audytorium, do którego adresuje Pan audycję ,,Bogusław Kaczyński zaprasza dzieci", i choć w tym samym czasie w jedynce była jak zawsze pasjonująca kobiety moda, obejrzałam w całości ,,Bardzo Straszny Dwór". Po czterdziestu latach sączenia ,,metodą kropelkową" sztuki narodowej (,fe, co to za nacjonalizm!") mogłam z największym podziwem obejrzeć to wspaniałe patriotyczne widowisko: te dwory i dworki, stroje i komnaty, polskie tańce i obrzędy. Był to czarujący spektakl. Tak trzymać, Panie Bogusławie. Dzieci powinny wzrastać w atmosferze patriotyzmu, miłości do Ojczyzny, do tradycji, do wszystkiego, co polskie. Pana pionierska praca w zaszczepianiu dumy narodowej doczeka się kiedyś pomnika. Wspomni Pan moje słowa.
Podpis nieczytelny, Warszawa
Proszę przyjąć wyrazy uznania za świetny program dla dzieci. Byl Pan wspaniałym, uroczym Wujkiem, a nie -jak się to innym zdarza - ,,kumplem". Program wysublimowany, prezentowany piękną polszczyzną, na wysokim poziomie kulturalnym i artystycznym. DOBRA ROBOTA. Oby takich spotkań z dziećmi było więcej!
Krystyna Śląska, Warszawa
140