- Jesteś taka śliczna, moja najdroższa - szepnął. Pogładził jej policzek, a potem
zsunął rękę po smukłej szyi na ramię. Pochylił głowę i delikatnie musnął językiem jej
piersi, budząc w niej słodkie doznania. - Tak bardzo cię pragnę...
- Na pewno czujesz się wystarczająco dobrze? - zapytała.
Wiedziała przecież, że bok nie przestał mu dolegać.
Odpowiedź znalazła w jego oczach. Pragnął jej i chciał iść z nią do łoża niezależnie
od tego, ile to go miało kosztować. Czuła w głębi ciała narastający żar, drżała z rozkosz-
nego oczekiwania. Wzięła Stefana za rękę i poprowadziła do łoża, a potem położyła się i
popatrzyła na niego z całkowitym zaufaniem. Błyskawicznie zrzucił z siebie ubranie i
znalazł się przy niej. Początkowo cieszyli się wzajemną bliskością, patrzyli na siebie,
dotykali się i całowali, ale szybko zaczęła w nich narastać namiętność.
Anna westchnęła z aprobatą, gdy Stefan pochylił się nad nią. Jego wargi i dłonie
pieściły jej ciało, odnajdując tajemne miejsca i rozniecając w niej pożądanie. Wreszcie
nakrył ją swoim ciałem i poczuła na udzie nacisk jego męskości. Krzyknęła, gdy się po-
łączyli, ale dzięki pocałunkom szybko zapomniała o bólu i wkrótce wyszła mu na spo-
tkanie, zapraszając, by wszedł głębiej w jej spragnione ciepło. Jęczała i prężyła się pod
nim, krzycząc z zachwytu, gdy wybuchło w niej niesamowite uczucie, tak potężne, że
wydawało jej się, że umarła.
Jej łzy zwilżyły ramię Stefana. Przesunął się na bok i popatrzył na nią z niepoko-
jem.
- Ty płaczesz, Anno?
- To łzy szczęścia - szepnęła i wtuliła się w jego ciepłe ciało. Pocałowała go i po-
czuła na wargach słony pot. - Tak bardzo cię kocham, Stefanie. Będę cię kochać do koń-
ca życia, tylko ciebie...
- To dobrze, bo jesteś moja, i tylko moja.
- Niczego więcej nie pragnę - zapewniła Anna i zachłysnęła się powietrzem, bo
Stefan pociągnął ją na siebie. Znowu jej pragnął! Wiedziała, że po oszałamiającej rozko-
szy, jakiej zaznała w jego ramionach za pierwszym razem, zawsze będzie gotowa go
przyjąć i zawsze będzie pragnęła tej cudownej bliskości i radości, jaką daje miłość. -
T L R
Ciebie... tylko ciebie, Stefanie.
Anna obudziła się, gdy ktoś potrząsnął ją za ramię. Spojrzała na Stefana, który
zdążył się ubrać. Zamierzała czuwać przez całą noc, ale po miłosnych igraszkach zapadła
w głęboki sen.
- Przykro mi cię budzić, kochana - powiedział Stefan - ale musimy zaraz ruszać w
drogę. Pójdę na dół i przygotuję ludzi, których twój ojciec przydzielił nam jako eskortę.
Zejdź, jak będziesz gotowa.
- Tak, oczywiście. - Anna uśmiechnęła się, gdy Stefan pochylił się, by ją pocało-
wać.
Było jej tak rozkosznie w małżeńskim łożu, że miała ochotę wciągnąć go tam z
powrotem. Po nocy pełnej miłości najchętniej pozostałaby w łóżku, ale zdawała sobie
sprawę z tego, że musieli ruszać do Londynu. Podróż potrwa przynajmniej trzy dni i za-
pewne wszystkie noce spędzą w swoich ramionach. Niezależnie od tego, co przyniesie
im przyszłość, jednego była pewna: nie zapomni nocy poślubnej.
Włożyła suknię, którą pokojówka naszykowała poprzedniego wieczoru. Podczas
gdy się ubierała, służąca przyniosła jej szklankę piwa i ciastka, ale Anna zjadła tylko pa-
rę kęsów i popiła łykiem piwa. Po drodze na pewno zatrzymają się, żeby coś zjeść, i mo-
że wtedy będzie miała apetyt. Na razie była zbyt zdenerwowana.
Matka czekała na nią w holu. Objęła Annę i przyglądała się jej badawczo przez
chwilę, po czym uśmiechnęła się, zadowolona z tego, co zobaczyła w jej oczach.
- Jesteś szczęśliwa, kochanie. Zapakowałam wam prowiant na pierwszą część po-
dróży, postaraj się coś zjeść. Wiem, że jesteś niepokojona, ale Andrew postanowił jechać