Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


– Czy to właśnie widzisz?
– Widziałem to zawsze. Jesteś dla mnie doskonałym partnerem, czarownicą nad czarownicami. Masz moc Juliena i Mary Beth, piękno Debory i Zuzanny. Wszystkie dusze zmarłych są w twojej duszy. Wędrując przez tajemnicę komórek doszły do ciebie, nadając ci kształt i doskonaląc cię. Lśnisz takim blaskiem jak Charlotte, jesteś piękniejsza niż Marie Claudette czy Angelique, masz w sobie ogień gorętszy niż ten, który płonął w Marguerite czy w biednej, skazanej na zatracenie Stelli. Wyobraźnią przewyższasz moją cudowną Anthę i Deirdre. Jesteś jedyna.
– Czy dusze zmarłych są w tym domu?
– Dusze zmarłych opuściły ziemię.
– Więc co Michael widział w salonie?
– Wrażenia pozostawione przez tych, którzy odeszli. Rodzą się one dla niego z przedmiotów, których dotyka. Są jak rowki na płycie gramofonowej. Połóż igłę – rozlegnie się głos, a przecież śpiewaka tam nie ma.
– Dlaczego widział ich tyle, kiedy dotykał lalek?
– Powiedziałem – to wrażenia. Wyobraźnia Michaela ożywiła je, jakby były marionetkami. Tak naprawdę to on sprawił, że się poruszały.
– Więc dlaczego czarownice trzymają lalki?
– Żeby bawić się nimi w ten sam sposób. To tak jak wtedy, gdy zdjęcie swojej matki przybliżasz do ognia i wydaje ci się, że widzisz blask życia w jej oczach. Ludzie chcą wierzyć, że można dotrzeć do dusz zmarłych, że gdzieś poza ziemią istnieje królestwo wieczności. Mój wzrok sięga daleko, ale nie dostrzega go. Widzę tylko gwiazdy.
– Myślę, że poprzez te lalki one wzywały dusze zmarłych.
– Mówiłem ci, że w grę wchodziły jedynie pobożne życzenia. Nic więcej nie jest możliwe. Nie ma tutaj dusz zmarłych. Dusza mojej Debory minęła mnie. Gdy jej piękne ciało spadało z wieży kościoła, dusza uniosła się jak na skrzydłach. Lalki są pamiątkami, niczym więcej. Czy nie rozumiesz? Żadna z nich nie ma teraz znaczenia. Lalki, szmaragdy – to tylko znaki. Opuśćmy królestwo symboli, pamiątek, przepowiedni. Pójdźmy ku nowej egzystencji. Jeżeli otworzysz wrota, powinniśmy przez nie przejść, porzucić ten dom i wkroczyć w świat.
– Chcesz, żebym uwierzyła, że przeobrażenie może być powtarzane?
– Ty wiesz o tym, Rowan. Czytałem ci przez ramię księgę życia. Żywe komórki reprodukują się. Będę powielony w ludzkiej postaci. Moje komórki przenikną do twoich. Są możliwości, o których jeszcze nie zaczęliśmy nawet marzyć.
– Stanę się nieśmiertelna.
– Tak, będziesz moim partnerem i moją kochanką. Nieśmiertelna jak ja.
– Kiedy to ma się stać?
– Będę wiedział, kiedy ty będziesz wiedziała. A to może nastąpić już wkrótce.
– Jesteś mnie zupełnie pewien, prawda? Powtarzam ci, nie wiem jak tego dokonać.
– Co mówią twoje sny?
– To są koszmary pełne obrazów, których nie rozumiem. Skąd wzięło się ciało na stole operacyjnym? Dlaczego Lemle tam jest? Nie wiem, czego oczekują ode mnie, nie chcę znów oglądać powalonego Jana van Abla. Nie umiem odnaleźć w tym sensu.
– Uspokój się, Rowan. Pozwól, że ja cię uspokoję. Sny przemawiają do ciebie. Ale tak naprawdę w końcu przemówisz do siebie sama. Objawi ci się prawda.
– Nie zbliżaj się. Nie rób niczego innego, tylko mów. Zapanowała cisza.
– Jesteś dojściem, moja ukochana. Pragnę ciała. Nuży mnie samotność. Nie wiesz, że czas nadchodzi? Moja matko, moja piękna... To jest dla mnie czas ponownych narodzin.
Zamknęła oczy. Czuła jego usta na szyi, delikatne dłonie przesuwały się wzdłuż jej ciała. Ciepła ręka przycisnęła łono, palce zaczęły wsuwać się do wnętrza. Usta przy ustach. Ścisnął jej piersi, mocno, zachwycająco...
– Pozwól mi objąć cię – wyszeptał. – Przyjdą inni i godzinami będziesz należała do nich, a ja, trawiony ogniem pożądania, będę krążył wokół i tylko z daleka przyglądał się i łowił słowa, spływające z twych ust jak krople, które mogą ugasić pragnienie. Pozwól wziąć się teraz w objęcia. Ofiaruj mi najbliższe chwile, moja piękna Rowan...
Poczuła, że się unosi, że jej stopy nie dotykają już podłogi. Ciemność zawirowała wokół, a silne ręce oplotły ją i podniosły. Nie było grawitacji, otaczający ją żar wzrastał, gdy siła Lashera potężniała.
Zimny wiatr z głośnym łoskotem uderzał w szyby. Wielki, pusty dom wydawał się pełen czarownic. Płynęła w powietrzu. Obróciła się, przesuwając po omacku ręce po oplatających ją ramionach. Czuła, że jej nogi rozchylają się, usta otwierają. Tak, zrób to.
– Kiedy nadejdzie czas? – wyszeptała.
– Wkrótce, kochanie.
– Nie mogę tego uczynić.
– Ależ możesz, moja piękna. Ty wiesz. Zobaczysz...
9
Gdy wysiadał z samochodu, robiło się już ciemno i wiał ostry wiatr. Ciepłe, żółte światło w oknach sprawiało, że kolonialny dom wyglądał uroczo i tak, jakby zapraszał do swego wnętrza.
Aaron czekał na niego przy drzwiach. Ubrany był w szary bezrękawnik, pod spodem miał wełniany sweter, a na szyi kaszmirowy szalik.
– To dla ciebie – powiedział Michael. – Wesołych świąt. – Podał Aaronowi małą butelkę owiniętą w zielony, gwiazdkowy papier. – Obawiam się, że nie zrobiłem ci wielkiej niespodzianki. Ale przynajmniej jest to najlepsza brandy, jaką mogłem znaleźć.
– To bardzo miłe z twojej strony – podziękował Aaron, uśmiechając się. – Będę się nią delektował. Każdą kroplą. Chodźmy z tego zimna. Ja też mam mały prezent dla ciebie. Pokażę ci później. Wejdź do środka.