Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


W niedługim czasie postawił Lociński na stole przed królem spleśniałą butelkę, odetkał ją;
podano małe kieliszki, a król sam je nalewał. Podał naprzód kieliszek Potockiemu, mówiąc:
– Spodziewam się, że do smaku będzie.
Naruszewiczowi dać się wzbraniał.
– Wasza wielebna uczoność pić tego nie zechce – mówił z uśmiechem – nie wierzysz w
żadnego Popiela.
– Najjaśniejszy panie – powiedział dziejopis, biorąc niemal gwałtem kieliszek – tego
uznaję – a wypiwszy łyk dodał:
– Zaiste! prawdziwy! jeszcze myszką trąci.
Śmiech powstał ogólny, król przez chwil kilka nalewać nie mógł wina; potem rozesłał
każdemu i sam nawet, co bardzo rzadko ma się trafiać, wypił pół kieliszka za zdrowie nas
wszystkich. Gdy się to skończyło i już szczęściem przestano jedzenie roznosić, król zdjąć
kazał nakrycie, obrus sam odsunął i wezwał Zabłockiego do wręczenia mu obiecanego dese-
ru. Zabłocki powstał i następującą przeczytał odę:
Wpośród tylu spraw ważnych, wpośród starań tyla,
Które cię zaprzątają, najjaśniejszy panie!
Godzi się chociaż jedna odetchnieniu chwila,
Godzi się pracy, chociaż na moment, przerwanie.
Nadto się wiele trudzisz kwoli twojej sławie;
Będziesz ją miał, choć oddasz chwilę i zabawie.
Wszak nie zawsze się Jowisz rządem świata trudzi;
Prace i troski jego lube dzielą wczasy.
Miał i on niegdyś krnąbrny dla się rodzaj ludzi;
Miewał do pokonania zuchwałe Gigasy.
Wrócił na koniec niebu pokój pożądany
I pierwszy przed wszystkimi sam spoczął niebiany.
Muzo! korzystaj z tych chwil; bardzo trudno o nie.
Rzadko naszego pana w spoczynku widzimy;
I teraz, gdy się zdaje bawić w miłych gronie.
Kto wie, jeśli nie myśli, że ma świat olbrzymy?
Że ta, co się w tysiącznych przemianach układa,
Nie przeto, że stłumiona, nie chce broić zdrada?
Muzo! przerwij te myśli panu! Jego zdrowie
Bardzo długo dla polskiej potrzebne jest doli.
Życie wasze jest naszym, o dobrzy królowie!
Wątlić go, nie do waszej zostawiono woli.
Gdzie wielkość duszy z cnotą, tam i pomoc nieba.
Masz je, królu! – troskliwych myśli mieć nie trzeba.
Ale skąd te podchlebne przyszły mi nadzieje?
Abym mądrość mógł bawić, skąd to zaufanie?
Nie przejdęż tym zuchwalstwem śmiałe Bryjareje?
Przez wzgląd chęci, śmiałości racz darować, panie!
Wszak dał kto hekatombe czy gołąbków parę.
Byle to czynił z serca, dobrą dał ofiarę.
63
I to mi tylko może służyć za obronę,
Że się ważę z tym błahym popisywać dziełem.
Pióro moje przez ciebie, królu, zachęcone;
Wziąłem medal, przez to się samo zadłużyłem.
I choć ci teraźniejszą ofiaruję pracę,
Dar twój wielki! w życiu się całym nie wypłacę.
Gdy odczytał, monarcha podziękował mu uprzejmie; dano kawę, a skoro każdy wziął fili-
żankę i król swoją jednym tchem wypróżnił, żądał, ażeby Zabłocki przeczytał głośno przynie-
sioną komedię. Wyszła służba z pokoju, zostali tylko obiadujący; ucieszyliśmy się, a autor
czytał swoje dzieło, tak dobrze jak go napisał; czego mu, wróciwszy do domu, z serca win-
szowałem. Komedia Fircyk w zalotach, w lepszym nieco tonie od innych komedyj Zabłockie-
go, gładkim wierszem, prawdziwie po polsku jak wszystkie napisana, żywa w rozmowach,
prosta w intrydze, dwa dobrze odznaczone mająca charaktery, Fircyka i Podstoliny, tym moc-
niej słuchaczy zajęła, że jednozgodnie wszyscy, od pierwszej sceny, w Fircyku obraz Węgier-
skiego upatrzyli; jakoż lubo Zabłocki bynajmniej tej myśli nie miał, ułożyło się wiele rzeczy
ku temu: oba starościce dowcipni, trzpłoty, niby filozofy, a jak to mówią po prostu – hultaje.
Miał Węgierski za swoje, za wszystkie przypinane Bielawskiemu i nam łatki. Częstowano go
różnymi przydomkami, Naruszewicz dosypywał soli, czasem i bez miary, nie szczędził i tłu-
stych żartów, a za każdym wierszem, do tych na przykład podobnym:
Ma tytuł starościca jeszcze od pradziada
.
.
.
.
.
.
.
.
Znam go, któż by o tym nie słyszał wietrzniku!
.
.
.
.
.
.
.
.
Zacina, prawda, panicz trochę na szulera,
Kocha młode kobietki, lubi winko stare.
– wszyscy wykrzykiwali ze śmiechem: ,,To on – to on.” Dopiero w końcu, kiedy Fircyk,
długo bałamut, pierwszy raz miłością szczerą się przejmuje i żeni się, wszyscy powiedzieli:
„To już nie on – to nie on”; jeden tylko poczciwy Bohomolec wyrzekł:
– A może i on takim kiedy będzie?
Po skończonej z zupełnym aplauzem komedii król odczytać sobie kazał niektóre kawałki, a
między innymi rozmowę Świstaka z Pustakiem w scenie pierwszej aktu trzeciego, z której
śmiał się serdecznie, i następujący wyjątek z drugiego aktu, który mi utkwił w pamięci:
FIRCYK
Powiedział Marcyjalis i ja za nim idę;
Każdy człowiek, jak może, swoją łata biedę.
Lecz nareszcie chcę mówić, filozofie, z tobą,