Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Na jego powierzchni wyryta była pięcioramienna gwiazda, z tak skomplikowanym wzorem w środku, że zakręciło mi się od niego w głowie. Całe szczęście, pomyślałam, że ta gwiazda ma bladoniebieskie kontury, z czym nie wiązało się żadne zło — przynajmniej zdaniem Mądrych Kobiet. W takim razie nic nam nie groziło. Lecz i tak lepiej było zostawić to w spokoju. Wciąż jeszcze zbyt mało wiemy o ludziach mieszkających tu kiedyś, choć są tacy, którzy twierdzą, że tereny te nawiedziła okrutna wojna. Z pewnością są miejsca, w które żaden człowiek przy zdrowych zmysłach by się nie zapuścił —jak na przykład Wielkie Pustkowie — bo wiadomo, że nic dobrego tam go nie spotka.
Chwyciłam Amrys za rękę i odwróciłam się plecami do gwiazdy. Nie jestem panną z wielkiego zamku czy z dobrej rodziny, bez przerwy słuchającą pieśni i opowieści podróżników. Nie jestem również Mądrą Kobietą. Nie uczę się sztuki uzdrawiania czy czegokolwiek w tym stylu. Jestem zaledwie pasterką, córką pasterza i mleczarki. Mój ojciec nie znalazł mi męża, choć zdaniem matki powinien to zrobić już dawno temu. Matka nie wie, że ubłagałam go, by nie wydawał mnie za Kendriga, chłopca stajennego ze dworu, ani za Gloswina, który nie dość, że jest wdowcem, to jeszcze dwa razy starszym od mojej matki.
Tak więc, z głową zaprzątniętą czymś zupełnie innym, odciągnęłam Amrys od kamienia. Zazwyczaj jest posłuszną dziewczynką, pod warunkiem że przyjmie się do wiadomości to, co chce pokazać. Dzisiaj jednak było inaczej. Zrobiła krok lub dwa, po czym zaparła się nogami w trawę. Jęknęłam i pociągnęłam ją, wciąż zajęta problemem wyboru męża. Może to prawda, że mój ojciec był zbyt wyrozumiały, a ja zanadto wybredna. Jak wytłumaczyć matce, że śnię nocami o jakimś idealnym mężu, który nie miałby nic wspólnego z mężczyznami z Krainy Dolin? Pochłonięta myślami, nie zauważyłam nawet, że Amrys wyrwała mi się. Uzmysłowił mi to dopiero tupot jej stóp.
Zobaczyłam, że zbliża się w szybkim tempie do wyrytej w kamieniu gwiazdy. Pobiegłam za nią. Nic innego nie mogłam zrobić. Wcale nie zamierzałam dotykać głazu. Ale Amrys, jak zwykle, pokrzyżowała mi plany. Dogoniłam ją i oplotłam rękami jej ramiona, by uniemożliwić podejście do tego przerażającego reliktu. Potknęła się, a ja poleciałam do przodu, straciwszy równowagę. Lecąc nad płaczącą, pochyloną Amrys myślałam tylko o tym, by na nianie upaść. Wtuliwszy głowę w ramiona przekoziołkowałam. Początkowo myślałam, że mam szczęście. Uderzyłam plecami w sprężystą ziemię mniej boleśnie niż się spodziewałam. Fiknęłam jeszcze jednego koziołka. Nagle, gdy siła rozpędu wyrzuciła mnie do przodu, poczułam ból w górnej części pleców.
Usłyszałam krzyk Amrys. Otworzyłam oczy i zerwałam się na równe nogi, żeby jej poszukać. Całe ciało bolało mnie od upadku. Łąka zasnuta była niebieską mgiełką. Wydawało mi się, że dostrzegam przez nią sylwetkę siostrzyczki. Jej głos zanikał jednak stopniowo wraz z oparem, który stawał się coraz jaśniejszy. W końcu przestałam ją widzieć i słyszeć.

Podstrony