Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Jednakże, jak wszelkie oceny wartości estetycznych, ma ona charakter wysoce subiektywny. Nikt dotąd nie wynalazł „wzorca piękna”, który pozwoliłby na mierzenie wartości estetycznych bez odwoływania się do człowieka oceniającego je. Czyż można rzeczywiście twierdzić, że pewne formy matematyczne są same w sobie piękniejsze od innych? Być może nie. Wtedy staje się bardzo dziwne, że piękno może decydować o wyborze teorii w nauce. Czemu prawa przyrody wydają się ludziom piękne? Nie ulega wątpliwości, że w kształtowaniu poczucia piękna u człowieka odgrywają rolę przeróżne czynniki biologiczne i psychologiczne. Nic zatem zaskakującego w tym, że na przykład wszystko, co przypomina kobietę, jest pociągające dla mężczyzn, a płynne linie wielu pięknych rzeźb, obrazów i budowli architektonicznych niewątpliwie rodzą takie skojarzenia. To, co przyjemne dla oka i ucha, może być podyktowane budową i sposobem funcjonowania mózgu. Być może muzyka w jakiś sposób odzwierciedla rytmy encefalograficzne. Tak czy owak, jest w tym jednak coś dziwnego. Jeżeli piękno jest pojęciem uwarunkowanym biologicznie, mającym znaczenie dla przetrwania gatunku ludzkiego, z tym większym zaskoczeniem przyjmujemy, że pojawia się ono w ezoterycznym świecie fundamentalnych praw fizyki, które nie mają żadnego bezpośredniego odniesienia do biologii. Z drugiej strony, jeżeli piękno to coś więcej niż czysta biologia, jeżeli kontemplacja piękna polega na docieraniu do czegoś głębszego, jakiejś istotnej warstwy rzeczywistości, to jest z pewnością faktem o dużym znaczeniu, iż to „coś” miałoby się odbijać w fundamentalnych prawach Wszechświata.
W rozdziale 6 opisywałem, jak wielu wybitnych uczonych wyrażało poczucie, że czerpią inspirację z jakiegoś myślowego kontaktu z platońską dziedziną form matematycznych i estetycznych. Szczególnie Roger Penrose wiarygodnie przedstawia owo „wtargnięcie” twórczego umysłu w dziedzinę idealną i bezpośredni ogląd form matematycznych, które są w jakimś sensie piękne. W istocie uważa on piękno za decydujący czynnik, którym kierował się w większości swoich badań matematycznych. Może to być zaskakujące dla czytelników, którzy mieli wizję matematyki jako bezosobowej, zimnej, oschłej i rygorystycznej dyscypliny. Lecz, jak wyjaśnia Penrose: „Ścisły dowód stanowi zwykle dopiero ostatni etap. Wcześniej prowadzi się poszukiwania na drodze intuicyjnej i względy estetyczne odgrywają wtedy niezmiernie ważną rolę”.
Czy Bóg jest bytem koniecznym? 
Dwoje oczu ma czlowiek
Jedno widzi rzeczy marne które czas pochłania
Drugie zaś
To co boskie i wieczne
Księga Angelusa Silesiusa
 
Odchodząc od pytania, czy i w jakim sensie możemy uznać, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów, stajemy przed jeszcze głębszym problemem. Ujmując rzecz prosto: jeżeli świat ma swoje uzasadnienie i tym uzasadnieniem nie może być on sam, to musi nim być jakiś byt wobec świata zewnętrzny, np. Bóg. Lecz co z kolei stanowi uzasadnienie Boga? Ta stara zagadka „kto stworzył Boga” grozi popadnięciem w nieskończony ciąg uzasadniania. Jak się wydaje, można temu zapobiec jedynie przez przyjęcie, że Bóg „uzasadnia się sam”, co oznacza, iż jest On bytem koniecznym w sensie logicznym, co wyjaśniałem na początku tego rozdziału. Ściślej mówiąc, jeśli Bóg ma stanowić rację dostateczną świata, to wynika stąd, że sam musi być bytem koniecznym, ponieważ gdyby był bytem przygodnym, to ciąg uzasadnień trzeba by kontynuować, gdyż moglibyśmy postawić pytanie, jakie czynniki zewnętrzne determinują Boga i jego naturę. Jednak czy pojęcie bytu koniecznego, bytu zawierającego w sobie rację swego własnego istnienia, ma w ogóle sens? Wielu filozofów dowodziło, że idea ta jest sprzeczna lub bezsensowna. Z pewnością ludzie nie są w stanie pojąć natury takiego bytu, lecz to nie oznacza bynajmniej, że samo pojęcie bytu koniecznego jest wewnętrznie sprzeczne.

Podstrony