Jeśli my nie wysadzimy tego transportu w powietrze, to oni wysadzą coś, co należy do nas. Im bardzo zależy na wybuchu tego powstania, myślę, że tak samo jak nam. Ten transport zostanie wysadzony dla celów propagandowych. Poza nami i nimi nikt nie wie, co naprawdę będzie na tym statku...
- Perez... Perez... przesz do rozniecenia otwartego konfliktu jak wściekły. Co ci tak na tym zależy?
- A tobie by nie zależało? - podniósł się Mark - teraz jest najodpowiedniejszy moment. Teraz nie wiedzą jeszcze, jaką siłą dysponujemy. Nasze oddziały we wszystkich miastach są gotowe, jeśli będą czekać dłużej, wkrótce zostaną zdekonspirowane. Nastroje wśród ludzi są antyrządowe. Poza tym teraz jeszcze nie ma na planecie tyle wojska. Czy wysadzimy ten transport czy nie, oni wkrótce rozpoczną zwiększanie liczebności Oddziałów Szturmowych.
- Dziękuję ci Mark za poparcie. Plan jest następujący. Statek ląduje za dwa dni. Nasz oddział podłoży materiały wybuchowe tuż po wylądowaniu. Tej samej nocy statek wyleci w powietrze. Kampanię informacyjną pozostawimy władzom. Roztrąbią na wszystkie strony, jacy to jesteśmy źli i wysadzamy transporty wojska. Ludzie są po naszej stronie. W ciągu następnych pięciu dni planujemy kilka mniejszych zamachów w Olympus Village, New Boston, Elysium City i Vikingtown. W tym czasie uderzą nasze bojówki i rozpoczniemy werbunek do oddziałów milicji. Wtedy ogłosimy niepodległość.
- Brawo! Jestem za! Cóż za piękna wizja, Perez... wszystko już obmyśliliście? Kto zaproponuje nazwę kraju? A pomyśleliście, co będzie, jeśli coś się nie uda?
- Myśleliśmy nad tym z Juanem - odezwał się Max - stanęło na
„Konfederacji Marsjańskiej”. - Max uśmiechnął się. - Nie bójcie się, ten plan jest dobry i musi się udać...
- Myśleliśmy też nad ustrojem. Najlepszym rozwiązaniem ze względu na duże rozproszenie miast byłaby właśnie konfederacja. Wszystkie większe miasta miałyby niezależność w stanowieniu lokalnego prawa, podatków, itp. Rząd Konfederacji reprezentowałby kraj na zewnątrz. To na razie ramowe założenia... - Perez był wyraźnie w swoim żywiole.
- Oczywiście panowałby ustrój w pełni demokratyczny - wtrącił się Mark
- z przesunięciem władzy ku samorządom lokalnym. Chcielibyśmy, aby konstytucja deklarowała pełną wolność obywateli. Większą niż na Ziemi...
- Najpierw trzeba wywalczyć niepodległość. Proponuję jednak podpisać jakąś deklarację opisującą założenia przyszłego ustroju. Ludzie muszą wiedzieć, o co walczą...
- Co wy na to? - Frank popatrzył na zebranych - zgoda?
- Zgoda! - wszyscy odezwali się jednogłośnie.
- A więc podpiszmy to jeszcze dziś. Zaraz przygotujemy tekst. Co do planu wysadzenia transportu nie ma zastrzeżeń?
- Mam jedną uwagę. - Mark zwrócił się do Pereza - uważam, że powinieneś na najbliższych parę dni wyjechać z miasta. Najlepiej do Village. Moi ludzie przygotują ci tam kryjówkę. Pojutrze będzie tu gorąco. Będą na ciebie polować, gdyby coś ci się stało, mielibyśmy poważny problem.
- Zgadzam się z Markiem - odezwał się Max - powinieneś wyjechać.
Najlepiej jutro. Zorientują się, że nie ma cię w mieście dopiero po zamachu.
- Ja też jestem za - podniósł się Frank - nie będziesz bezpieczny w
New Boston.
- Dobrze więc. Ale robię to niechętnie. Powinienem być tutaj. Skoro jednak nalegacie, jutro wyjadę do Village.
KONTRAPUNKT Juan przybył do Village porannym ekspresem. Andrea czekała na niego przygotowana. Jej zadanie polegało na utwierdzeniu go w przekonaniu, że jest bezpieczny. Potem miała tylko nacisnąć spust. Resztą zajęli się ludzie Robertsa. Ciało Juana wywieziono daleko poza miasto i tam zakopano. Tymczasem już po południu Andrea siedziała w ekspresie do New Boston.
Juanowi Perezowi nie było dane dożyć ogłoszenia na Marsie niepodległości.
NEW BOSTON cz.2 Kiedy Mark zobaczył Andreę w drzwiach swego pokoju w New Boston był bardziej niż zdziwiony.