X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

To znowu by�a ona.
Rozwi�za�em pierwsze pasy, kr�puj�ce jej ramiona i tali�. Pog�as-
ka�em j� po twarzy. Dr�a�a.
- Zimno ci?
Zaprzeczy�a.
- Chcesz, bym zawo�a� doktora?
Ponownie pokr�ci�a g�ow�.
- Sp�jrz na mnie, Davidzie.
Usiad�em na kraw�dzi ��ka i spojrza�em jej w oczy.
- Musisz go zniszczy� - powiedzia�a.
- Nie rozumiem.
- Musisz go zniszczy�?
- Co?
- Maszynopis.
- Cristino, lepiej �ebym zawo�a� lekarza.
- Nie. Pos�uchaj mnie.
Z ca�ej si�y �cisn�a moj� r�k�.
- Tego ranka, kiedy wyszed�e� kupi� bilety, pami�tasz? Wesz�am
jeszcze raz do studia i otworzy�am kufer.
Westchn��em.
- Znalaz�am tw�j maszynopis i zacz�am go czyta�.
- To tylko bajka, Cristino...
- Nie ok�amuj mnie, Davidzie. Przeczyta�am go. W ka�dym razie
wystarczaj�co du�o, �eby zrozumie�, �e musz� go zniszczy�.
- Nie martw si� tym teraz. M�wi�em ci ju�, �e porzuci�em prac�
nad t� ksi��k�.
- Ale ta ksi��ka nie porzuci�a ciebie. Pr�bowa�am j� spali�...
Na te s�owa na chwil� pu�ci�em jej r�k�, powstrzymuj�c gniew,
jaki budzi�o we mnie wspomnienie wypalonych zapa�ek na pod�odze studia.
- Pr�bowa�a� j� spali�?
- Ale nie mog�am - wyj�ka�a. - Opr�cz mnie by� w domu jeszcze
kto�.
- W domu nie by�o nikogo, Cristino. Nikogo.
- Kiedy zapali�am zapa�k� i zbli�y�am j� do maszynopisu, poczu-
�am za plecami jego obecno��. Uderzy� mnie w ty� g�owy i upad�am.
- Kto ci� uderzy�?
- Wszystko ton�o w ciemno�ciach, jakby �wiat�o dnia odesz�o
i nie mog�o ju� do mnie wr�ci�. Odwr�ci�am si�, ale by�o ciemno.
Widzia�am tylko jego oczy. Oczy jak u wilka.
- Cristino...
- Wyrwa� mi z r�k maszynopis i schowa� go z powrotem do kufra.
- Cristino, nie czujesz si� najlepiej. Pozw�l, �e zawo�am dokto-
ra i...
- Wcale mnie nie s�uchasz.
U�miechn��em si� i poca�owa�em j� w czo�o.
- Oczywi�cie, �e ci� s�ucham. Ale w domu nie by�o nikogo...
Zamkn�a oczy i kr�ci�a g�ow�, j�cz�c, jakby moje s�owa zadawa�y
jej b�l niczym zanurzony w trzewiach sztylet.
- Zawo�am doktora...
Nachyli�em si�, by poca�owa� j� raz jeszcze, i podnios�em si�. Id�c
do drzwi, czu�em na plecach jej wzrok.
- Tch�rz - powiedzia�a.
Kiedy wr�ci�em do pokoju w towarzystwie doktora Sanjuana, Cri-
stina, rozwi�zawszy ostatni z kr�puj�cych j� pas�w, chwiejnym kro-
kiem pod��a�a w kierunku drzwi, zostawiaj�c na bia�ych kafelkach
krwawe �lady. Wsp�lnymi si�ami obezw�adnili�my j� i po�o�yli�my
z powrotem do ��ka. Krzycza�a i szarpa�a si� z przera�liw� zaci�to�ci�. Zaalarmowani ha�asem pracownicy sanatorium wpadli do pokoju. Jeden ze str��w pom�g� przytrzyma� Cristin�, podczas gdy
doktor na nowo kr�powa� j� pasami. Kiedy zdo�a� wreszcie j� unie-
ruchomi�, spojrza� na mnie surowo.
- B�d� zmuszony zn�w poda� jej �rodki uspokajaj�ce. Niech pan
zostanie przy niej i niech pan si� nie wa�y jej rozwi�zywa�.
Zosta�em z ni� przez chwil� sam, pr�buj�c j� uspokoi�. Nieust�pliwie mocowa�a si� z pasami. Uj��em w r�ce jej g�ow�, chc�c, by na
mnie spojrza�a.
- Cristino, prosz� ci�...
Splun�a mi w twarz.
- Id� sobie!
Za chwil� wr�ci� doktor, w towarzystwie piel�gniarki nios�cej
metalow� tac� ze strzykawk�, wacikami i szklan� ampu�k� z jak��
��taw� substancj�.
- Prosz� wyj�� - poleci� mi doktor.
Cofn��em si� na pr�g. Piel�gniarka przycisn�a Cristin� do ��ka,
a doktor zrobi� jej w rami� zastrzyk uspokajaj�cy. Cristina krzycza�a
rozdzieraj�cym g�osem. Zatka�em sobie uszy i wyszed�em na korytarz.
Tch�rz, powiedzia�em do siebie. Tch�rz.
10
Za sanatorium Villa San Antonio
zaczyna�a si� droga, kt�ra w szpalerze drzew i wzd�u� rowu melioracyjnego wiod�a za miasto. Na wisz�cej w jadalni hotelu Lago mapie okolic zaznaczona by�a jako �cie�ka Zakochanych. Opu�ciwszy
sanatorium, ruszy�em owego wieczoru t� ocienion� drog�, kojarz�c� si� bardziej z samotno�ci� ni� z mi�osnymi uniesieniami. Szed�em ca�kowicie pustym traktem, a� po p� godzinie oddali�em si� na
tyle od kurortu, i� graniasta sylwetka Villi San Antonio i du�e budynki przylegaj�ce do jeziora zacz�y wygl�da� jak wyci�te w kartonie na tle widnokr�gu. Usiad�em na jednej z �awek na szlaku i odda�em si� kontemplowaniu s�o�ca zachodz�cego na drugim ko�cu
doliny Cerdanyi. Z miejsca, w kt�rym si� zatrzyma�em, wida� by�o
stoj�cy kilkaset metr�w dalej, w �rodku o�nie�onego pola, wiejski
ko�ci�ek. Nie bardzo wiedz�c po co, wsta�em i ruszy�em w jego
stron�, brn�c w �niegu. Podchodz�c bli�ej, zauwa�y�em, �e ko�ci�kowi brakuje drzwi. Kamienne mury by�y osmalone po po�arze,
kt�ry strawi� budowl�. St�paj�c ostro�nie po stopniach prowadz�cych do wej�cia, wszed�em do �rodka. Z popio��w stercza�y szcz�tki
spalonych �awek i zw�glonych belek, kt�re oderwa�y si� od powa�y.
Zielsko zaatakowa�o wn�trze i wpe�za�o na resztki o�tarza. �wiat�o
zmierzchu wpada�o przez w�skie kamienne okna. Usiad�em na kikucie �awki na wprost o�tarza i ws�ucha�em si� w �wist wiatru wpadaj�cego przez szczeliny zniszczonego sklepienia. Unios�em oczy
i zapragn��em, by sp�yn�a na mnie cho�by odrobina wiary wyznawanej przez mojego starego przyjaciela Sempere, w Boga lub w ksi��-
ki, wiary, kt�ra pozwoli�aby mi b�aga� Boga lub piek�o o jeszcze
jedn� szans� i �ask� wyrwania Cristi�y z tego miejsca.
- B�agam - wyszepta�em, prze�ykaj�c �zy.
U�miechn��em si� gorzko, ja, m�czyzna ju� pokonany i b�agaj�cy
o drobiazgi Boga, w kt�rego nigdy nie wierzy�em. Rozejrza�em si�
wok� i unaoczniwszy sobie, �e dom Bo�y stoi w ruinie, popiele,
�wieci pustk� i samotno�ci�, powzi��em decyzj�, �e tej nocy wr�c�
po Cristin�, nie licz�c na �aden cud i za b�ogos�awie�stwo maj�c
jedynie w�asn� determinacj�, �eby zabra� j� z tego miejsca i wyrwa�

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.