Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Zastanawialiśmy się nad tym - przyznała Gloria. - Niestety nie zdołaliśmy wymyślić żadnego niezawodnego zabezpieczenia. Jak na razie to się nie zdarzyło. Chyba nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić.
- Podziwiam wasz hart ducha.
- Cóż nam pozostaje?
Kim pożegnała się i wyszła. Była roztrzęsiona. Gdy stała w windzie, nogi się pod nią uginały. Bała się, że ta krótka wizyta spowoduje nawrót koszmarnych snów, które dręczyły ją po tamtej straszliwej nocy.
Na dworze, w ciepłym wiosennym słońcu poczuła się lepiej, już samo to, że się stamtąd wydostała, pomogło, nie mogła jednak wyrzucić z pamięci obrazu Edwarda wściekle atakującego szybę więzienia, na które sam się skazał.
Gdy dotarła do samochodu, odwróciła się i po raz ostatni spojrzała na siedzibę Omni. Myślała o tym, jakie specyfiki firma jeszcze wyda na świat. Wzdrygnęła się. Poprzysięgła sobie, że co o leków - wszelkiego rodzaju leków - będzie jeszcze ostrożniejsza niż dotąd!
Otworzyła drzwi i wsiadła, ale nie od razu zapaliła silnik. Przed oczami miała ciągle twarz Edwarda, gdy zaszła w nim ta upiorna zmiana. Czegoś takiego nie da się zapomnieć.
Wyjechawszy wreszcie z parkingu, Kim zrobiła coś, co zdziwiło ją samą. Zamiast, jak planowała, wracać od razu do Bostonu, pod wpływem impulsu skierowała się na północ. Przykre przeżycie w Omni obudziło w niej nieprzezwyciężoną chęć powrotu do majątku, gdzie nie była jeszcze od czasu krótkiej wizyty z Kinnardem.
Ruch był niewielki, toteż po półgodzinie Kim otwierała już kłódkę u bramy wjazdowej. Pojechała prosto do starego domu. Gdy wysiadła, poczuła nagle dziwną ulgę, jakby po wyczerpującej podróży znalazła się wreszcie u siebie.
Chwilę pomajstrowała przy zamku i weszła. Stanąwszy w przyćmionym świetle salonu, spojrzała na portret Elizabeth. Intensywna zieleń oczu i stanowczy zarys podbródka były jej znajome, ale odkryła jeszcze coś, czego jakoś wcześniej nie zauważyła. Elizabeth jakby się uśmiechała.
Kim zamrugała powiekami i przyjrzała jej się jeszcze raz. Uśmiech nie znikał. Zupełnie jakby Elizabeth radowała się, że po tylu latach z jej straszliwej męki wynikło coś dobrego; że została raz na zawsze oczyszczona.
Zdumiona tym zjawiskiem, Kim podeszła do obrazu bliżej i z uznaniem przyjrzała się światłocieniom, którymi malarz podkreślił kąciki ust portretowanej. Sama się uśmiechnęła, gdy uprzytomniła sobie, że doszukuje się w wizerunku Elizabeth odbicia własnych refleksji.
Odwróciła się i rozejrzała po wnętrzu, które roztaczało się przed Elizabeth z jej miejsca nad kominkiem. W tejże chwili Kim podjęła decyzję, że znów tu zamieszka. Uraz emocjonalny wywołany wydarzeniami owej koszmarnej nocy zbladł i stracił na ostrości. Pragnęła wrócić do tego domu i żyć wśród cieni przeszłości. Jeszcze raz uzmysłowiła sobie, że ma teraz tyle samo lat, ile miała Elizabeth, gdy szła na spotkanie swej niezasłużonej śmierci, i poprzysięgła sobie, że odtąd będzie żyć dla siebie i dla niej. Tylko tak mogła się wypłacić za dar samopoznania, który od niej otrzymała.

Podstrony