Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Lęk zdjął Jantarka, ale bez chwili wahania przekroczył próg tajemniczej bramy. Gdy we-
szli na dziedziniec, ujrzeli we wszystkich oknach, na wszystkich krużgankach, na dachach i
na szczytach murów, nawet na latarniach i na rurach kominów tłumy karłów uzbrojone w łuki
i kusze.
Jantarek usłyszał, że drzwi z brązu zawarły się za nimi. Grad strzał zasypał jego głowę i
ramiona. Po raz wtóry zdjął go lęk niezmierny i po raz wtóry pokonał przerażenie. Z tarczą na
ramieniu i z nagim mieczem w dłoni wbiega na schody pałacowe, gdy nagle na najwyższym
stopniu widzi pełnego majestatu karła w koronie na głowie, ze złotym berłem w dłoni i w
purpurowym płaszczu. I oto poznaje w nim małego człowieczka, który wyzwolił go z więzie-
nia boginek wodnych. Rzuca się do jego stóp i woła ze łzami:
– Kim jesteś, zbawco mój i dobroczyńco?! Czyżbyś był jednym z tych, którzy porwali
umiłowaną moją Zazulkę?
– Jestem królem tej krainy – odparł karzełek. – Zatrzymałem Zazulkę pod ziemią, aby na-
uczyć ją tajemnic krasnoludków. Synu mój, spadłeś na moje państwo jak nawałnica na roz-
kwiecony sad. Lecz krasnoludki, silniejsze od ludzi, nie tracą tak jak oni panowania nad sobą.
O tyle przewyższam cię mądrością, że cokolwiek byś uczynił, nie potrafisz obudzić we mnie
gniewu. Ze wszystkich moich cnót, których ci nie dostaje, jednej strzec będę najpilniej spra-
wiedliwości. Zawezwę tu Zazulkę i zapytam ją, czy pragnie pójść za tobą. Uczynię to nie
dlatego, że ty tego żądasz, lecz dlatego, żem tak uczynić powinien.
Zapadło głębokie milczenie i po chwili ukazała się Zazulka, odziana w białą suknię, z ja-
snymi włosami spływającymi na ramiona. Ledwie ujrzała Jantarka, podbiegła ku niemu, rzu-
ciła się w jego ramiona i przytuliła się mocno do jego rycerskiej zbroi.
Wtedy król Mikrus zapytał:
– Czy prawdą jest, Zazulko, że pragniesz zaślubić tego oto młodzieńca?
– O, tak! Tak! Tylko jego, maleńki królu Mikrusie! – wykrzyknęła Zazulka. – Spójrzcie,
drogie krasnoludki, jak się śmieję, jaka jestem szczęśliwa!
To powiedziawszy rozpłakała się. Łzy jej spływały po policzkach Jantarka, a były to łzy
szczęścia. Zazulka śmiała się jednocześnie i powtarzała tysiące najsłodszych słów, które nie
miały wielkiego sensu i przypominały raczej szczebiot maleńkich dzieci. Nie przyszło jej na-
wet na myśl, że widok jej radości może napełnić smutkiem serce króla Mikrusa.
– Ukochana moja – rzekł Jantarek – odnajduję cię taką, jaką odnaleźć cię pragnąłem. Jesteś
najpiękniejszą i najlepszą z istot na ziemi. I kochasz mnie! Bogu najwyższemu dzięki – ko-
chasz mnie! Lecz, Zazulko moja, czy w sercu twym nie gości ani odrobina uczucia dla króla
Mikrusa, który wyzwolił mnie z kryształowego więzienia? Tam, z dala od ciebie, trzymały
mnie przez długie lata boginki wodne.
Zazulka odwróciła się szybko do króla.
<>
– Tyś to uczynił, maleńki królu Mikrusie? Kochałeś mnie i ocaliłeś tego, którego ja ko-
cham?
Głos jej się załamał i usunęła się na kolana, kryjąc twarzyczkę w dłoniach.
38
Wszystkie małe ludziki, patrząc na tę scenę, roniły łzy na swoje kusze. Tylko król Mikrus
był spokojny. Zazulka, odkrywszy w nim tyle wielkoduszności i dobroci, poczuła, że kocha
go jak ojca. Ująwszy swego miłego za rękę rzekła:
– Kocham cię, Jantarku. Bóg jeden wie, jak bardzo cię kocham. Ale czyż mogę opuścić
króla Mikrusa?
– Hola! Któż to mówi o opuszczeniu mnie? Zatrzymuję was oboje jako mych więźniów! –
zawołał król Mikrus strasznym głosem.
Zrobił to naumyślnie, dla żartu. Ale w rzeczywistości nie gniewał się wcale. Wtedy Szcze-
rogęba podszedł do niego i przyklęknąwszy na jedno kolano rzekł:
– Panie, upraszam, by wasza królewska mość dozwolił mi dzielić niedolę moich młodych
państwa.
Zazulka poznała koniuszego i wykrzyknęła:
– To ty, mój drogi, poczciwy Szczerogębo?! Raduje mnie to wielce, że cię znowu widzę.
Ach, co za szkaradny pióropusz masz na hełmie! Powiedz mi, czy ułożyłeś jakie nowe pio-
senki?
Po czym król Mikrus zaprosił całą trójkę do stołu.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
w którym wszystko kończy si ę jak najpomy ślniej
Nazajutrz Zazulka, Jantarek i Szczerogęba przywdziali wspaniałe szaty przygotowane
przez karzełków i udali się do sali przyjęć. Po chwili, tak jak to obiecał, nadszedł w monar-
szym stroju król Mikrus. Za nim, długim szeregiem, szli jego wojownicy w pełnym uzbroje-
niu i przepysznych futrach, w hełmach, nad którymi powiewały skrzydła łabędzie. Przez okna
i kominki wpadały coraz to nowe tłumy karzełków, pełno ich było nawet pod ławami.
Król Mikrus wstąpił na kamienny stół, na którym zgromadzono wiele naczyń misternie
wyrobionych w złocie: dzbanów, świeczników, roztruchanów i czasz. Po czym skinąwszy na
Jantarka i Zazulkę, by podeszli ku niemu, rzekł:
– Zazulko, prawo naszego plemienia żąda, by cudzoziemka, która przez lat siedem prze-
bywała z nami, po upływie tego czasu odzyskała wolność. Dziś mija siedem lat, od czasu gdy
do nas przybyłaś. Byłbym złym obywatelem i występnym królem, gdybym chciał zatrzymać
cię dłużej. Zanim jednak opuścisz nas, Zazulko, pragnąłbym przynajmniej – skoro sam poślu-
bić cię nie mogłem – zaręczyć cię z tym, którego wybrało twoje serce. Uczynię to z radością,
gdyż kocham cię więcej niż samego siebie, a jeśli w głębi duszy została mi odrobina żalu, to
żal ten jest jak nikły cień, który rozwieje myśl o twoim szczęściu. Zazulko, księżniczko Ży-
znych Pól i królowo karzełków, podaj mi rękę! Podaj mi także dłoń swoją, Jantarku ze Srebr-
nych Wybrzeży.
Połączywszy dłonie Zazulki i Jantarka król Mikrus zwrócił się do swego ludu i rzekł dono-
śnym głosem:

Podstrony