X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Odnalazłem szczęśliwie to miejsce, z którego podsłuchałem poprzednią rozmowę. Zanim
zdążyłem . się schylić, usłyszałem głos dowódcy. Przecisnąłem się pomiędzy korzeniami i
ujrzałem wszystkich stakemanów. Stali w pełnym uzbrojeniu gotowi do drogi. Kapitan coś im
prawił.
– Gdybyśmy znaleźli choć najmniejszy trop, należałoby przypuszczać, że jeden z tych
dwóch myśliwców był tutaj, żeby nas podsłuchać. Ale gdzie się podział mój pistolet? Może
zgubiłem go podczas jazdy dziś rano i nie zauważyłem tego, odkładając pas. Hoblyn, czy wi-
działeś rzeczywiście wszystkich czterech, siedzących razem?
59
– Wszystkich czterech! Było trzech białych i jeden czarny, a obok pasły się ich konie, z
których jeden nie miał ogona i wyglądał jak kozioł bez rogów.
– To stara klacz Sans-eara, sławna jak on sam. Oczywiście nie dostrzegli ciebie?
– Nie. Podjechałem z Wiliamsem tylko na taką odległość, na jaką pozwalał wzgląd na na-
sze bezpieczeństwo, i podczołgałem się potem po ziemi, dopóki nie zobaczyłem dobrze
wszystkiego.
Uczeń Florimonta był więc na tyle rozsądny, że wysłał patrol w naszą stronę, na szczęście
dopiero wówczas, gdy byłem już z powrotem razem z przyjaciółmi.
– W takim razie wszystko dobrze pójdzie! Ty, Wiliams, jesteś znużony, więc zostaniesz
tutaj, a ty, Hoblyn, obejmiesz wartę przy drodze. Reszta naprzód za mną!
Przy świetle niezbyt jasno płonącego ognia zobaczyłem, jak otwarto wyjście. Dziewiętna-
stu ludzi opuściło kryjówkę, a dwaj wymienieni zostali. Jeszcze nie wszyscy zniknęli na
ścieżce, kiedy znalazłem się znów obok Sama.
– Jak tam, Charley? Zdaje mi się, że właśnie teraz wyruszają!
– Tak. Dwóch zostaje – jeden jako warta na drodze, a Wiliams w samej kryjówce. Wiliams
nie jest uzbrojony, ale wartownik ma strzelbę w ręku. Teraz nie zaczniemy jeszcze, bo mogą
wrócić, gdyby się okazało, że coś zapomnieli. Ale przygotujmy się tymczasem. Chodź, Samie!
Wy dwaj zaczekajcie tutaj, dopóki was nie zawołamy lub nie przyjdziemy po was!
Po tym zarządzeniu podeszliśmy aż do drogi. Tam staliśmy z dziesięć minut, zanim się
ukazał wartownik, który najwyraźniej nie obawiał się ani trochę o swoje bezpieczeństwo. Nie
przeszło i pół kwadransa, kiedy się do nas zbliżył. Teraz można już było być pewnym, że nikt
nie wróci, przeto nie należało już zwlekać.
Przycisnąłem się z jednej, a Sam z drugiej strony do krzaka. W chwili gdy wartownik zna-
lazł się pomiędzy nami, Sam pochwycił go za gardło. Ja zaś oderwałem od jego bluzy dużą
szmatę, zwinąłem ją w kłąb i wcisnąłem mu między zęby. Następnie własnym jego lassem
skrępowaliśmy mu ręce i nogi i w tym stanie przywiązaliśmy go do krzaka.
– Teraz dalej!
Podeszliśmy do wejścia, gdzie odsunąłem trochę na bok gałęzie dzikiego chmielu. Wiliams
siedział przy ogniu i piekł kawałek mięsa. Był zwrócony do mnie plecami, wskutek czego
mogłem się do niego zbliżyć niepostrzeżenie.
– Trzymajcie wyżej mięso, master Wiliams, bo przypalicie! – odezwałem się nagle.
Stakeman odwrócił się, a gdy mnie poznał, zamarł na swoim miejscu.
– Dobry wieczór! Omal że nie zapomniałem przywitać się z wami, a dżentelmenom wa-
szego pokroju należy się nie byle jaka grzeczność.
– Old... Old... Shat... Shatterhand! – wyjąkał wytrzeszczając na mnie oczy. – Czego tu
chcecie?
– Chciałem odnieść kapitanowi pistolet, który dzisiaj zabrałem, kiedyście mu opowiadali o
swojej przygodzie.
Wiliams skurczył jedną nogę, jak gdyby próbował się podnieść, i oglądnął się, chcąc się
przekonać, czy może dosięgnąć strzelby, przy nim bowiem leżał tylko nóż.
– Siedźcie spokojnie, master, bo za najmniejszy ruch zapłacicie życiem. Po pierwsze: mam
nabity pistolet waszego kapitana, a po wtóre: wystarczy wam spojrzeć ku wejściu, aby zoba-
czyć, że jest nas tu więcej!
Stakeman obrócił się i dostrzegł Sama, który mierzył do niego ze strzelby.
– Do pioruna... jestem zgubiony!
– Może jeszcze nie, jeśli będziecie posłuszni. Bernard, Bob, do mnie! Na ten okrzyk we-
zwani ukazali się w wejściu.
– Przy siodłach wiszą lassa, Bobie. Weź jedno i zwiąż tego człowieka!
– Wszystkie piekła! Żywcem mnie już drugi raz nie pochwycicie!
60
Z tymi słowy pchnął się Wiliams własnym nożem w serce i padł na ziemię.
– Boże, bądź miłościw jego duszy! – rzekłem.
– Na sumieniu tego łotra ciąży może więcej niż sto istnień ludzkich – odezwał się ponuro
Sans-ear. – Nigdy jeszcze nóż nie trafił właściwiej, jak tym razem.
– Sam wymierzył sobie sprawiedliwość – odparłem. – Mamy szczęście, że nie potrzebuje-
my już tego czynić.
Następnie wysłałem Boba po Hoblyna, który też niebawem leżał przed nami na ziemi. Gdy
mu wyjęto z ust knebel, odetchnął głęboko i ciężko i pełen przerażenia utkwił wzrok w zwło-
kach towarzysza rozbojów.
– Zginiesz tak jak on, jeśli nam nie udzielisz wyjaśnień.
– Powiem wszystko! – przyrzekł wylękły rabuś.
– Gdzie macie schowane złoto?
– Jest zakopane za workami z mąką.
Pozdejmowaliśmy bawole skóry i zaczęliśmy badać łupy. Było tam mnóstwo wszystkiego,
co kiedykolwiek przewożono przez Estaccado. Broń wszelkiego rodzaju, proch, ołów, naboje,
lassa, siodła, worki, derki, kompletne stroje myśliwskie, sukna i perkale, ozdoby, fałszywe
korale i sznury pereł, noszone z upodobaniem przez Indianki, przeróżne drobne towary i na-
rzędzia oraz wiele puszek pełnych konserw mięsnych i wszelkich innych środków żywności –
wszystko to nosiło na sobie ślady grabieży.
Bob rzucał dokoła siebie workami, jak gdyby to były kapciuchy z tytoniem. Marshall wy-

Podstrony

Drogi uГ„ЕЎД№Еџytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.