Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


DZIEŃDZIERZYŃSKI C o m m e n t?… A prawda! No to musiało mi się zdawać.
SZAMBELANIC (niecierpliwie) Ale cóż dalej? (Łechcińska przynosi mu kapelusz i laskę)
DZIEŃDZIERZYŃSKI Natychmiast, już nie oglądając się, wskoczyłem na bryczkę i przyle-
ciałem pędem wiatru… po pomoc…
SZAMBELANIC (rozgniewany) Samemu nic nie zrobiwszy!… A, to winszuję sąsiadowi
zimnej krwi.
DZIEŃDZIERZYŃSKI Mnie? Zimnej krwi?… A wiecie państwo, to sławne! Czyż szambe-
lan nie widzisz, że się cały trzęsę?
SZAMBELANIC Ale tym sposobem to nawet sąsiad nie jesteś pewny, co się stało.
DZIEŃDZIERZYŃSKI Padł, padł… to jest fakt.
(Maurycy wchodzi głębią i zatrzymuje się we drzwiach)
SZAMBELANICOWA (z płaczem) Mój syn?
DZIEŃDZIERZYŃSKI (płacząc) Mój zięć, tak! Szambelanie, na Boga, śpiesz! (tuląc Polę)
Moja biedna córko!
SCENA X
POPRZEDZAJĄCY, MAURYCY.
SZAMBELANIC (który chciał wyjść) A to co? (wstrzymuje śmiech oglądając się na Dzień-
dzierzyńskiego) Cóż ten twój papka tu nagadał?
MAURYCY (pocałowawszy ojca w ramię, zbliża się do Dzieńdzierzyńskiego) Nieskończenie
wdzięczny panu jestem za to, żeś mnie zrobił nieboszczykiem, bo miałem sposobność
przekonać się, że byłbym żałowanym, gdyby naprawdę… (całuje w rękę Polę)
DZIEŃDZIERZYŃSKI (osłupiały) C o m m e n t!… Ty żyjesz?
MAURYCY Mówisz pan takim tonem, jakby cię to nie cieszyło. (całuje go)
DZIEŃDZIERZYŃSKI (machinalnie) Jak się masz?
POLA (z wyrzutem do ojca) Ach, papko, jakże można było mnie tak zatrwożyć!
MAURYCY (idzie do matki siedzącej na kanapie i całuje ją w rękę) Witam mamę.
206
SZAMBELANICOWA (całując go w głowę) Nie mogę przyjść do siebie. (do Dzieńdzierzyń-
skiego) Przyznam się, że żartować sobie w ten sposób z uczuć rodzicielskich nie godzi się.
DZIEŃDZIERZYŃSKI Ale pani szambelanowo dobrodziejko, ja temu nic nie winien… Je-
żeli ten żyje, to chyba Władysław padł… musiałem się omylić.
MAURYCY (całując się z Gabrielą) Najzdrowszy w świecie… inaczej, czyżbyście mnie tu
widzieli?
GABRIELA (cicho) Przyjedzie tu?
MAURYCY Odjechał do domu. (wraca do Poli, Gabriela odchodzi na bok, zamyślona)
DZIEŃDZIERZYŃSKI No to ja już nic nie rozumiem.
SZAMBELANIC (śmiejąc się) Koniecznie sąsiad uwziąłeś się wyprawić jednego z nich na
tamten świat, bo to jest!
DZIEŃDZIERZYŃSKI Ale za pozwoleniem… p e r m e t t e z m o i.
SZAMBELANIC Jakże się z tego wytłumaczysz?
ŁECHCIŃSKA (do Szambelanicowej, cicho) To jakaś intryga.
DZIEŃDZIERZYŃSKI Na Boga, sądźcie mnie… było tak…
SZAMBELANIC (półgłosem do Dzieńdzierzyńskiego) Mnie się zdaje, że było trochę strachu
i widziało się to, czego nie było… Już to ziarnko śrutu wydało mi się podejrzanym.
DZIEŃDZIERZYŃSKI Ale szambelanie, jakże można przypuszczać… c o m m e n t p e u t
─ o n…
SZAMBELANIC Ze strachu, ze strachu.
DZIEŃDZIERZYŃSKI Ale pozwólcież mi mówić… Któż był wyzwany? Strasz, prawda?
Więc któż miał prawo pierwszy strzelić? On!… A jak drugiego strzału nie było, cóż mo-
głem wnosić, no?… Śmiejcież się teraz.
SZAMBELANIC Byłoby z czego, bo pokazuje się, żeś sąsiad nie miał serca sprawdzić rzeczy
naocznie. (śmiejąc się) C o m m e n t p e u t ─ o n?
DZIEŃDZIERZYŃSKI No, felczerem nie jestem.
SZAMBELANIC (do Maurycego) Ale jakżeż się to odbyło? Bo teraz na serio nie wiem, co
myśleć.
MAURYCY Ojcze, smutno mówić… (spostrzegając wchodzącego Kotwicza) Ale oto jego
sekundant… niech go się ojciec spyta.
207
SCENA XI
POPRZEDZAJĄCY, KOTWICZ.
SZAMBELANIC No, masz nam zdać relację.
KOTWICZ Nie ma się o czym rozgadywać… Dureń!
SZAMBELANIC Nie może być! Poznałeś się na nim nareszcie?
KOTWICZ A jak się to odgrażało! Co to jest, gdy kto nie ma zasad wyssanych z mlekiem!
Nie stanął wcale.
SZAMBELANIC (półgłosem) Czy to czasem nie twoja robota? Miałeś jakąś naradę z Łech-
cińską.
KOTWICZ Ale gdzież tam! Pojechałem stąd prosto po niego, ale nie zastałem go już… cie-
pło, gdzie co było… Wyjechał za granicę, zostawiwszy list, z którym posłał na plac fagasa.
Złożyliśmy go w kilkoro i wbili kulą w drzewo.
MAURYCY (śmiejąc się) To Władysław tak się na nim zemścił.
SZAMBELANIC (podobnież do Dzieńdzierzyńskiego) Sąsiedzie, do listu strzelali… (Dzień-

Podstrony