Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Ale... Od jutra zaczniesz nosić nie tylko swój kosz z urob-
kiem, ale także mój i Krótkiego. Naraz. I wszystko biegiem. Taaaaak, to będzie dobre
ćwiczenie.
Uśmiechnął się, a potem widząc nagłą zmianę na twarzy dziewczyny, odskoczył
zręcznie na bezpieczną odległość.
R 
Mika rozłożył papiery na szerokim stole. Obydwaj z Zaanem siedzieli teraz
w osobnym, odseparowanym od reszty budynku należącym do Biura Han-
dlowego, gdzie znajdowała się hm... „administracja”. Ani staruszek będący
nominalnie szefem biura, ani żaden z jego ludzi nie mieli tutaj wstępu. Zresztą po co?
Nikt z nich nie znał się na administracji. Chociaż... Tak pomiędzy Bogami a prawdą,
siedzący w samym sercu okazałej budowli Mika i Zaan również nie znali się na admi-
nistrowaniu czymkolwiek. I właściwie nie musieli. Wypisana ślicznymi literami nazwa,
zdobiąca główne drzwi, nie miała nic wspólnego z biegiem nadawanych tu spraw.
— Sytuacja przedstawia się tak — Mika przesunął palcem po wspaniałej mapie
— dzięki pieniądzom Zyriona udało się kupić wielu ludzi w Luan. W Syrinx mamy ich
także dużo, ale same płotki.
— A dwór cesarza? — spytał Zaan.
— Podobnie. Dużo ludzi, nawet zaufanych — tu Mika uśmiechnął się drwiąco.
— Co z tego? Wiemy, co cesarz je na śniadanie, wiemy jak i co robił ze swoimi nałoż-
nicami, wiemy ile wojsk jest w samym mieście, a nawet wiemy, co powiedział na ofi-
cjalnych audiencjach, ale... Nie wiemy, co myśli. Nie wiemy, o czym szepce z doradcami
w zaciszu swoich prywatnych sal.
— Nic?
Mika skrzywił się, jakby nagle zabolał go ząb.
— Niewiele. Mamy tam świetnego człowieka. To szlachcic. Kiedyś w długach, zlicy-
towali mu majątek, on sam miał jakiś proces... mało głowy pod topór nie położył. Ce-
sarz osobiście ujął się za nim, spłacił długi z własnej kiesy, ochronił go przed procesem
i teraz ten człowiek nienawidzi cesarza jak psa. Jest bardzo aktywny, donosi o wszyst-
kim. Ale dojścia do doradców nie ma.
— Przekupić ich? — zaproponował Zaan.
240
— Nasz człowiek odradza. Za duże niebezpieczeństwo.
Zaan niespokojnie poruszył się na prostym zydlu. Nie czuł się najlepiej w surowym
wnętrzu pozbawionym jakichkolwiek sprzętów, poza stołem i tym, na czym obaj sie-
dzieli. Co ten Mika? Cierpi na jakąś chorobę, która nie pozwala mu na wstawienie do
pomieszczeń, w których przebywa nawet głupiej skrzynki z papierami? Pamiętał jego
pokój w gospodzie, w którym stało tylko łóżko i nic więcej. Teraz siedział w jego gabi-
necie — tu Mika nie spał, więc nie było nawet łóżka — po prostu gołe ściany.
— Jakieś długi? Hazard? Impotencja? — spytał. — Może któryś przedkłada chłop-
ców nad dziewczęta? Masz cokolwiek na nich?
— Nic — Mika znowu się skrzywił. Wiedział już, że jego pracodawca nie cierpi ta-
kich odpowiedzi.
— Przecież to ludzie, psiamać, nie Bogowie.
Milczenie przedłużało się nieznośnie. Zaan sapał, bo coś grało mu w płucach i co-
raz ciężej było mu oddychać. Wychylił kielich wina, ale nawet to nie przyniosło ulgi.
— Kurwa! — odkaszlnął z trudem. — Przecież muszą kupować, grać, pieprzyć się,
ktoś daje im borg, kogoś lubią, kogoś nie lubią — zamilkł nagle. Jego mina świadczyła,
że roztrząsa coś w głowie. Mika nie chciał przerywać tego żadną niewczesną uwagą. Po-
wiedział wszystko, co miał do powiedzenia.
— No dobra — powiedział cicho, pokonując kłujący ból w płucach. — Jak tam na-
sza wojna z Luan?
— Znowu gorzeje — tu Mika miał wiele do powiedzenia. — Nawet, o dziwo odno-
simy sukcesy. Zupełnie jakby to nie nasza armia walczyła — roześmiał się z własnego
dowcipu, ale umilkł, zaraz widząc skupioną twarz Zaana. — Zdobyliśmy kolejny port
w spornym pasie, a teraz...
— Czekaj, czekaj — Zaan powoli rozmasowywał sobie twarz. — Ten port musimy
szybko stracić.
— Co? — Mika z wrażenia usiadł na krześle. — Kurza twarz. Co zamyślasz?
— Zamyślam tak... — celowo przedrzeźniał Mikę. Od pewnego czasu nie znosił
prostackiego języka. — Poślesz do Luan wróżbitę. A on będzie przewidywał nasze po-
sunięcia militarne...
— Żaden wróżbita nie potrafi niczego przewidzieć dokładnie.
— Myśl Mika — zdenerwował się Zaan. — To będzie nasz wróżbita, psiamać. Bę-
dzie od nas dostawał raporty o planowanych ruchach naszych wojsk. Będzie „przewi-
dywał” wszystko niezwykle dokładnie.
— Kurwa mać — tamten uśmiechnął się, doznając olśnienia. — Najpierw „przewi-
dzi” jakieś drobne zwycięstwo, potem drugie, trzecie... Potem „przepowie” jakieś zagro-
żenie i uchroni Luan przed naszą akcją. Będzie zdobywał zaufanie cesarza, będzie coraz
bliżej jego światłej osoby, aż...
241
— Aż... — uśmiechnął się Zaan, nie kończąc.
— Aż powie, jak odbić nasz port. I stanie się powiernikiem cesarza.
Obaj zaczęli się śmiać głośno.

Podstrony