Człowiek jest zatem dosłownie
„kowalem losu", i to nie tylko w przenośnym rozumieniu. To my tworzymy rzeczywistość,
jak mówi dyrektor Center for Theoretical Physics uniwersytetu stanowego w Austin (Teksas),
John Archibald Wheeler, unisono z wielowymiarowym Setem Jane Roberts. Tenże Wheeler
w 1979 r. na kongresie American Association for the Advancement of Science wywołał
tumult, żądając wypędzenia wszystkich badaczy zjawisk paranormalnych ze świątyń nauki.
Miał dla nich tylko jedną pogardliwą nazwę: „Pseudos".
Poznaliśmy już przecież „stwarzanie przez nas rzeczywistości" na płaszczyźnie cząstek
elementarnych, w formie dualizmu falowo-korpuskularnego.
Naprawdę? Oczywiście. Pomyślmy tylko: czołowi fizycy kwantowi, wśród nich Wheeler,
zakładają, że np. elektrony nie istnieją naprawdę. To my je tylko wprowadzamy do
rzeczywistości przez obserwację i pomiar i w dodatku decydujemy, czy mają występować
jako fale czy cząstki. Innymi słowy, tworzymy „elektron" dopiero przez obserwację, gdyż nie
obserwowany nie ma on ani miejsca, ani impulsu. To wygląda na matematyczne dzielenie
włosa na czworo; jednak John A. Wheeler (i inni) poszli jeszcze dalej. Ponieważ nasz
wszechświat składa się z cząstek, kreujemy go przez obserwację. Wynikają stąd rzeczy
potworne. Fizycy John Barrow i Frank Tipler ujęli to w następujących słowach:
„Możemy obecnie użyczać istnienia tylko bardzo skromnym rzeczom, na przykład spinowi
elektronów. Stwarzanie większej rzeczywistości może być zastrzeżone dla istot żywych,
których świadomość jest większa".
Co prawda, nie istnieje prawo natury, które by nam zabraniało uzyskania takiej większej
świadomości. Pod tym względem ważna rola mogłaby przypaść w udziale wiedzy
ezoterycznej.
Na taką możliwość wskazują przeżycia olśnienia. Nachodzą one mistyków i ezoteryków w
rezultacie ich praktyk, ale nie tylko ich. Na progu do tamtego świata, w sytuacjach
ekstremalnych i z setek innych powodów możemy nagle „poczuć jedność z całym
wszechświatem, zrozumieć wszystko, być zarazem największym i najmniejszym" i
przeżywać podobne, nie dające się nawet opisać doświadczenia.
Są również alternatywne drogi, z którymi jednak powinno się zachować najwyższą ostrożność
i rozwagę. Michael Hutchinson opisuje w swojej książce Megabrain „maszynę mózgu" o
nazwie Transcutaneous ElektroNeural Stimulator (czyli mniej więcej „przekraczający skórę
stymulator elektro-nerwowy") , którą opracował fizjolog mózgu Joseph Light. Wysyła ona
elektryczne prądy do mózgu. Wynalazca wybrał częstotliwość 7,83 Hz, którą wykazują
również drgania pola elektrycznego między Ziemią a jonosferą. Hutchinson dał się podłączyć
do maszyny, ale sądził, że ona nie działa. Był jednak w błędzie, o czym pisze tak:
Poczułem się, jakbym pękał w szwach, pełen . podziwu i podniecenia […]. W jednej chwili
szereg tematów naukowych, którymi się zajmowałem - były wśród nich takie jak związek
między syntezą protein a pamięcią, biochemiczne podłoże nałogów i inne - jakby sam z siebie
ułożył się w jedną całość. W moim umyśle dokonało się zjednoczenie i zrozumiałem rzeczy
dla mnie nowe […]. Czułem, że mój mózg pracuje szybciej i skuteczniej niż kiedykolwiek
przedtem. Idee rodziły się z taką szybkością, że ledwo mogłem je pojąć.
Nie sposób zaprzeczyć, że ten opis ma charakter mistyczny. Jedność, roztopienie się w czymś
większym, ale również groźba utonięcia w oceanie informacji, jeśli nie jesteśmy
przygotowani.
Zabawna przestroga: „człowiek może oszaleć przez popielniczkę", ma wielusetletnią tradycję.
I nie bez racji, gdyż taki wgląd w kosmiczną całość, w dosłownym sensie większą
rzeczywistość, może wywrzeć wpływ na życie codzienne, i to nie zawsze w sposób
pozytywny. Zaczynamy nie dowierzać normalnej świadomości, wszystko wydaje się płaskie,
puste i skrajnie zredukowane. Tęsknimy za oświeceniem, które niosą przeżycia „Eureka!",jak
to nazwał Arthur Koestler. Wszystko to nie jest wolne od problemów i uświadamia nam,
dlaczego inicjacja i inne procedury zbliżenia się do poszerzonej świadomości wymagają wiele
czasu, dyscypliny i kontemplacji. Wiedza ezoteryczna ma tę świadomość, natomiast
samorealizatorzy i pobudzacze mózgu nie zawsze.
Najwidoczniej można się wspinać na coraz wyższe szczeble świadomości. Od wizji sennych
do mentalnego ogarnięcia przestrzeni i czasu, co z powodzeniem można nazwać płaszczyzną
„magiczną". Uspieński i inni mistycy mówią o tym, że dla inicjowanego -czy jakkolwiek
inaczej zechcemy nazwać osobę, która przy trzeźwych zmysłach może zająć swoje miejsce w
„świadomości kosmicznej" - wewnętrzne staje się zewnętrznym i na odwrót. Inicjowany jest
całym wszechświatem, a równocześnie pojedynczym atomem. Przestrzeń i czas okazują się
złudzeniem (co ostatnio stwierdziła również nauka).
Nauki mądrości na całym świecie i we wszystkich czasach mówią o odwiecznych,
istniejących prawdach, do których racjonalny człowiek zbliża się z trudem krętymi drogami.
Te kręte drogi to liczby, słowa, teorie, procedury itd. A przecież wszystkie odpowiedzi
istnieją już od dawna, trzeba je tylko umieć rozpoznać. Niekiedy jest to możliwe także bez
mistycznego przeszkolenia.
Słynny pisarz angielski Robert Ranke Graves (Ja, Klaudiusz) mógł za swych szkolnych lat
intuicyjnie sprowadzać do swego ducha wiadomości podręcznikowe i rozwiązania zadań
szkolnych, mimo że według jego własnych słów był słaby w matematyce, posiadał jedynie
fragmentaryczną wiedzę o gramatyce greckiej, a na temat historii Anglii miał tylko mgliste
pojęcie. Jego metoda jednak pozwalała mu „obserwować z boku" to, co niejasne i bez
związku, po czym nagle pojawiał się sens, związek i jasność. Opisuje on swoją ówczesną
sztukę jako „superlogikę", pozwalającą dokonać błyskawicznego przeskoku z pytania na
odpowiedź. Pośrodku nie było nic. Niczym mentalne przejście kwantowe albo „olśnienie",
jeśli ktoś woli pozostać przy starych określeniach. Takich przypadków jak ten jest całe
mnóstwo.
Poeci i myśliciele wszystkich epok wręcz wołają, że jesteśmy więźniami naszych
ograniczonych zmysłów. Goethe, Shelley, Proust i wielu innych uskarżają się na
nieuchronność tej ciasnoty, pisząc żarliwie o dalekich, rozległych lądach, które wydają się