Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Zapach porozlewanych płynów i mokrych ziół był niczym w porównaniu z przerażającym widokiem pustych półek, szafek z powyłamywanymi drzwiczkami i z okruchami szkła pokrywającymi każdą wolną przestrzeń. Połamano nawet marmurowe blaty robocze. Zatrzasnęła drzwi, żeby Oldive nie musiał na to patrzeć.
— Wszystko poniszczone — powiedziała szorstko i pociągnęła go ku schodom, uświadamiając sobie z przerażeniem, że krzyki i wrzaski z niższych pięter oznaczały dalsze zniszczenia i straty.
Jaszczurki ogniste wygnały intruzów z Cechu. Nagle grupa napastników stanęła jak wryta na widok tuzina smoków, których rozpostarte skrzydła tworzyły zaporę nie do pokonania, a oczy wirowały wściekłą czerwienią. Na niebie unosiły się kolejne smoki, których; skrzydła rzucały czarne cienie na rozgrywającą się w dole scenek Skalistym kanionem Fortu niosły się okrzyki i bicie w bębny, oznaczało, że posiłki są w drodze. Przerażonych wandali zagnano w jedno miejsce. Zęby i pazury jaszczurek pozostawiły na nich tylko strzępy odzieży; pokrwawione ręce obronnym gestem zasłaniały twarze. Smoki nie byłyby w stanie skrzywdzić żadnego człowieka, ale jaszczurki nie miały takich zahamowań i pikowały ostro, dziobiąc i szarpiąc pazurami każdego z grupy intruzów, kto odważył się choćby poruszyć.
Odwołaj je, Ruth, poleciła Sharra, zatrzymując się na szczycie schodów dla złapania oddechu. I podziękuj, że przybyły tak szybko. Ci dranie muszą zostać przy życiu, żeby mogli zeznawać, dlaczego zbezcześcili Cech Uzdrowicieli.
Choć niektóre z dzikich jaszczurek wahały się, czy posłuchać, drugi gardłowy ryk Rutha sprawił, że zniknęły. Na straży jeńców pozostały smoki. Bestie trwały nieruchomo, więc jeden z mężczyzn wyprostował się i zmierzył Sharrę i Oldivego wściekłym spojrzeniem.
— Po co tu przyszliście? — spytał Mistrz niezwykle surowo. Przed nim stało piętnaścioro mężczyzn i kobiet — wystarczyło ich z pewnością, by zrujnować o wiele więcej, niż tylko piękną nową destylarnię. Serce w nim zamarło na myśl o przypuszczalnych zniszczeniach.
— Dlaczego poniszczyliście materiały i sprzęty, dzięki którym…
— Ohydę należy powstrzymać! — krzyknął mężczyzna, wyprężając się fanatycznie. — Zetrzeć jej piętno z Pemu!
— Ohydę? — Na dźwięk tego słowa Sharra aż zadygotała. Tak niektórzy nazywali Assigi. Grupa podobnych fanatyków porwała Mistrza Robintona, by zmusić Radę do wyłączenia Assigi, utożsamianego z postępem. Fanatycy próbowali powstrzymać odtwarzanie rozwiązań technicznych stosowanych przez pierwszych osadników na planecie, choć bardzo, bardzo wiele ludzi pragnęło rozwiązań ułatwiających życie. Oldive pochwycił jej wzrok i jeszcze bardziej spochmurniał.
Pozostali wandale zaczęli coś wykrzykiwać i bez skrępowania wygrażać pięściami, jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę, że smoki ich nie skrzywdzą.
— Wykorzenić wszeteczeństwo! — huknął przywódca głośniej, z większą odwagą. — Wymazać Ohydę!
Sharra zaczęła dygotać na zimnie. Twarz Oldivego ściągnął mróz. Choć spoza wzniesionych smoczych skrzydeł nie było nic widać, usłyszała stuk kopyt na utwardzonej drodze, skrzypienie wozu i okrzyki z wielu gardeł. Lioth, spiżowy smok władcy Weyru Fort N’tona przekrzywił głowę, jakby zrozumiał obelgi, a w jego wirujących oczach pojawiły się pomarańczowe ogniki.
Nadchodzą, Sharro, powiedział Ruth i groźnie pochylił łeb nad buntownikami. Okrzyki wyraźnie przycichły, gdy stuk kopyt stał się słyszalny wewnątrz smoczego kręgu. Przywódca zaczął podżegać swoich ludzi do głośniejszych okrzyków.
— Trzeba szanować tradycję! — wrzeszczał, wpatrując się w swoich kamratów, a jego trójkątna twarz i płonące oczy podrywały ich do wysiłku. — Precz z Ohydą!
— Wróćcie do Tradycji w nowym Obrocie! — zaskrzeczała jedna z trzech kobiet i zaczęła wymachiwać zakrwawioną ręką przed nosem Rutha, który zmarszczył brwi.
— Nie wysłuchano naszych skarg!
— Protestujemy przeciw Ohydzie! — I wszystkim jej dziełom!
— Ohyda! Ohyda!
 
Oldive i Sharra wysłuchiwali tego wszystkiego ze stoickim spokojem.

Podstrony