Siedziała otoczona swoimi strażnikami i zdawał się sondować jego uczucia. Ona jednak uśmiechnęła się ciepło i coś na kształt strumienia pewności siebie wypełniło jego duszę. Nieświadomie próbował się oprzeć temu uczuciu, buntując się przeciwko obcej świadomości, która wdzierała się do jego najbardziej osobistych myśli. Nie mógł polegać na cudzej pomocy, bowiem to oznaczało słabość.
Gdzieś, w głębinach jego duszy, przebudziła się bestia. Jej ryk wściekłości zawładnął na chwilę jego gardłem. Ona się nie obawiała niczego, wręcz przeciwnie chciała stanąć do walki z każdym przeciwnikiem, jaki się trafi. Pragnęła krwi w której mogłaby utopić swoją żądzę walki. Dobrze było mieć takiego kompana, to była pomoc, jaką mógł przyjąć. Pochodziła od niego samego, z wilczego ducha, który stanowił część jego osoby.
Z wolna strach osłabł, powracając do normalnego poziomu. Choć nie znikł zupełnie. Cały czas tkwił w jego duszy i mógł powrócić w dowolnym momencie. Ragnar odetchnął głęboko i zmówił kolejną, gorącą modlitwę do Russa.
Rozdział 11
Z metalicznym pogłosem, który przypominał bicie pogrzebowego dzwonu, prom uderzył burtę jednego z okrętów, które składały się na kosmiczny wrak. Przez ładownik przebiegła fala drżenia, a Ragnar wyczul że reszta Krwawych Szponów z ledwością powstrzymuje ekscytację. Powstali ze swoich i miejsc i ruszyli w ślad za sierżantem Hakonem do luków wyjściowych, umieszczonych z dziobu okrętu. Automatyczne wiertło już przegryzało się przez ceramiczną stal z której zrobione były burty wraku, przygotowując miejsce desantu. Kiedy tylko przebije warstwę pancerza, przestanie wirować i otworzy się niczym kielich stalowego kwiatu, tworząc korytarz przez który będą mogli przedostać się ludzie.
Pistolet i miecz łańcuchowy Ragnara już spoczywały w jego dłoniach, gotowe do walki. Nie spodziewali się co prawda obecności wroga tuż przy wejściu, ale nikt nigdy nie miał absolutnej pewności. Kosmiczni Marines zawsze jednak byli przygotowani do walki, nawet jeśli nic nie wskazywało na zagrożenie. Z sykiem uchodzącego powietrza, wyrównało się ciśnienie pomiędzy tunelem desantowym, a wnętrzem wraku. Ragnar od razu wciągnął w nozdrza powietrze, badając jego zapach i skład. To, co poczuł, wcale mu się nie podobało. Powietrze było stęchłe, zimne i zawierało w sobie śladowe ilości różnych szkodliwych substancji.
Jakiekolwiek maszyny dbały o cyrkulację i oczyszczanie powietrza, nie działały w pełni sprawnie. Pomiędzy innymi zapachami, można było także wyróżnić woń jakiś istot żywych. Część z tych zapachów była na tyle stara, że niemożliwym okazywało się zidentyfikowanie ich źródła. Ragnar wątpił aby w jakimkolwiek innym miejscu zdołały one przetrwać tak długo, jednakże kto mógł zgadywać ich wiek, w tak dziwnym miejscu, jak to?
Siła grawitacji jaka panowała na wraku była zauważalnie mniejsza od tej, do której zdążył przywyknąć. Ragnar czuł się dziwnie lekki i bez ustanku musiał kontrolować swoje ruchy, chcąc uniknąć poszybowania do góry, aż pod sam sufit.
Sven i Nils ruszyli do przodu, zabezpieczając lewą i prawą stronę korytarza desantowego. Ich zadaniem było rozpoznanie terenu i upewnienie się, że nie czekają na nich żadne przykre niespodzianki. Ragnar odczekał na sygnał, że droga jest wolna, po czym niezgrabnymi krokami ruszył w ślad za Svenem. Strybjorn dołączył do Nilsa.
Ragnar sam nie wiedział, czego oczekiwać, ale kiedy zobaczył wnętrze kosmicznego wraku, poczuł w sercu ukłucie zawodu. Spoglądał na długi, metalowy korytarz, którego podłoga pokryta była płatami złuszczonej ze ścian farby i rdzy. Stare lampy jarzeniowe pobłyskiwały niewyraźnie na suficie, w ścianach ziały otwory śluz, a niedaleko przed nimi z górnego poziomu zbiegała drabina, która zniknęła w otworze w podłodze. Tu i ówdzie na ścianach poprzyklejane były jakieś wyblakłe plakaty których treści jednak Ragnar nie potrafił odczytać. Wzdłuż korytarza biegły grube pęki pozbawionych osłony kabli, jak gdyby jakiś inżynier dawno temu próbował przeciągnąć tędy zasilanie do jakiś tajemniczych maszyn.