Han mrugnął do niej z zadowoleniem. Odwrócił się, żeby obejrzeć wnętrze bunkra... i z
wrażenia opadła mu szczęka.
Znajdował się w ogromnej cylindrycznej chłodni, na jednym z kilkunastu okrągłych
balkonów. Na każdym z poziomów wisiało wzdłuż ścian po kilkaset bloków karbonitu. Każdy z nich był podłączony osłoniętym kablem do źródła zasilania i stanowiska kontrolnego.
- A niech to! - wykrzyknął Han. - Będziemy potrzebowali więcej środków transportu!
- Kapitanie Solo, nie ma mowy, żebyśmy zabrali stąd wszystkich - zauważyła Natua.
Falleenka wydzielała prawdopodobnie uspokajające feromony, ale jeśli nawet tak było, to nie oddziaływały one na Hana przez maskę, którą miał na twarzy. - A nawet gdybyśmy mogli to zrobić, to nie wiadomo, czy powinniśmy.
Han spojrzał na nią, marszcząc brwi.
- Oczywiście, że powinniśmy! - Nie mógł uwolnić się od myśli o własnych doświadczeniach w karbonicie: zamrożona wieczność strachu i potworna męka przebudzenia. - Masz pojęcie, co to znaczy być zamrożonym w karbonicie?
- Han, Natua chce tylko powiedzieć, że nie możemy pomóc im wszystkim w tej chwili -
wtrąciła Leia, podchodząc bliżej. - Przyszliśmy tu po Valina i Jysellę, a znalezienie ich potrwa dłużej, niż sądziliśmy. To miejsce jest ogromne.
- Co ty powiesz? - odparł Han. - Kim są ci wszyscy goście?
Natua wzruszyła ramionami.
- Przeciwnicy polityczni? Więźniowie sprawiający kłopoty?
- Starzy kumple Daali? - wyraził przypuszczenie Han.
- Możemy się jedynie domyślać - odparła Leia. - Wiemy tylko tyle, że chorzy Jedi nie są jedynymi więźniami, których Daala trzyma w karbonicie.
- Zakładając, że to ona - powiedziała Jaina. - Bo może pułkownik Retk robi to na własną rękę. Widać w tym typowo yakańską wrażliwość.
- Owszem - przyznał Han. - Normalne to to nie jest.
Zaczął liczyć, najpierw bloki wiszące wzdłuż dziesięciometrowego odcinka ściany, a
następnie znajdujące się wewnątrz bunkra balkony. Kiedy skończył, zrobiło mu się niedobrze.
- Ponad cztery tysiące - oznajmił. - Nawet jeśli na każdego będziemy patrzeć tylko przez sekundę, zajmie nam to...
Chociaż raz poczuł wdzięczność, kiedy C-3PO podsunął mu odpowiedź.
- Osiemnaście przecinek trzy minuty - poinformował android. - Zakładając, że szukają
cztery osoby i każda zmiana poziomów potrwa nie więcej niż pięć sekund.
Natua zwróciła się w stronę najbliższych schodów.
- Zacznę od góry.
Han złapał ją za ramię i pokręcił głową.
- Zaczekaj - powiedział. - Nie mamy osiemnastu minut. Nie mamy nawet jednej czwartej z tego.
Łuski na twarzy Natui pociemniały.
- Nie poddamy się. - Jej ton nie pozostawiał wątpliwości, że było to oświadczenie, a nie pytanie. - Nie teraz, kiedy zaszliśmy już tak daleko.
- Oczywiście, że nie - odparł Han. Odwrócił się w stronę R2-D2. - Zacznij nagrywać.
Musimy mieć rozkład, punkty styczne i jak najwięcej twarzy. Kiedy wrócimy do Świątyni, Rada będzie chciała wiedzieć, kim są ci więźniowie, a więc wszelkie informacje, jakie zdobędziesz, mogą się przydać.
R2-D2 zaćwierkał posłusznie i zwrócił się w stronę najbliższego bloku karbonitu.
- Przepraszam, kapitanie Solo - odezwał się C-3PO. - Ale czy nie byłoby lepiej znaleźć port danych? Wtedy Artoo mógłby po prostu zapytać Xyna o położenie Jedi Hornów.
- Nie ma na to czasu - powiedział Han. - Gdyby to było takie łatwe, Artoo już by to zrobił.
- Więc jak znajdziemy Hornów? - spytał C-3PO.
- My nie znajdziemy - odparł Han. - Ty to zrobisz.
- Ja?
- Jasne - potwierdził Han. - Neutralizator sygnałów jest wyłączony i wiemy, że te
przekaźniki podrzucone przez Mirax gdzieś tu są.
- Oczywiście! - Leia rzuciła Hanowi jeden z tych czułych uśmiechów, które zawsze go
uszczęśliwiały. - See-Threepio ma odbiornik obejmujący pełny zakres częstotliwości.
- To prawda - przyznał C-3PO. - Ale nie rozumiem, jak miałoby mi to pomóc znaleźć
Hornów. Przecież nie będą nas wzywać przez komunikatory.
- Oni nie, ale te urządzenia namierzające to zrobią - stwierdziła Jaina. - Taryn mówiła, że ukrywają swoje sygnały pod postacią naturalnego promieniowania, pamiętacie?
- Właśnie - powiedział Han i zwrócił się do C-3PO. - No to przeskanuj pełny zakres...
- Są! - C-3PO wyciągnął rękę, omal nie przewracając Natui, i ruszył nagle w kierunku
barierki. - Rozpoznaję sygnał z naszej narady.
- Dobra robota! - Han poklepał C-3PO po plecach i, nie zwracając uwagi na jego protesty, zwrócił się do Natui i Leii: - Pomóżcie Yaqeel i Seffowi przenieść bloki. Ja i Jaina zajmiemy się planem ucieczki.
Zamiast pobiec w kierunku schodów, Leia i Natua zeskoczyły po prostu z balkonu;
przytrzymując się jedną ręką barierki, lekko spadły na niższy poziom. Han wrócił do włazu, ukląkł
obok Jainy, wyjął z kamizelki ostatnie granaty ogłuszające i ułożył je na podłodze. Miał jeszcze jeden detonator termiczny, który zostawił mu Zekk.
- Teraz zacznie się zabawa. - Wyjrzał na atrium, które wyglądało jak po przejściu śnieżycy.
- Wiesz, gdzie są snajperzy?
- Pewnie, że wiem. - Jaina zakreśliła ręką łuk, wskazując na górne balkony biegnące wzdłuż przeciwległej ściany atrium. - Praktycznie wszędzie.
- Więc nie powinniśmy mieć problemu z trafianiem, co?
- Nie sądzę. - Obejrzała się na niego i dodała: - Wiesz, tato, nie martwiłabym się tak bardzo, gdybyś był Mistrzem Jedi.
Han się uśmiechnął.
- Daj spokój, mała - powiedział. - Ja mam szczęście. Jak dotąd mnie nie opuszcza, prawda?
Jaina odwzajemniła uśmiech.
- Chyba nie. - Pocałowała go w policzek, nachyliła się i przestawiła jego wielostrzałowy blaster na pełną moc. - Ale na wszelki wypadek dajmy im powód, żeby się nie wychylali.
Han ledwie dosłyszał ostatnie słowa, bo jego uwagę przykuła dłoń córki, a właściwie jej serdeczny palec, na którym ponownie pojawił się znajomy, bardzo drogi pierścionek zaręczynowy.
- Hej, a to skąd się tu wzięło? - spytał. - Myślałem, że kazałaś Jagowi wrzucić go do jeziora.
Jaina zarumieniła się i odwróciła wzrok.
- Nigdy czegoś takiego nie powiedziałam.
- No, może coś w tym stylu - zgodził się Han. - Więc co się stało?
- Nic, tato - ucięła dyskusję. - Nie roztrząsaj tego za bardzo, dobra? Sami jeszcze nie wiemy, co to oznacza. Później ci powiem.