Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Zanim pan porozmawia z Anamim, pozwoli książę, że sam się z nim zobaczę. On mi to wyjaśni. - Nim dzień ten dobiegł końca, Prywatna Pieczęć otrzymał zapewnienie ministra wojny, że Kem­peitai przerywają wszelkie dochodzenia i przesłuchania w związku z „Memoriałem".
Konoye dał się udobruchać, ale niepokoju panującego w Minis­terstwie Spraw Zagranicznych nie udało się stłumić.
Tadashi wpadał w popłoch przy każdym pukaniu do drzwi jego gabinetu ze strachu, że go z jakichś przyczyn powiążą z grupą zwolenników pokoju i że ujawni się jego udział w przesłaniu Roosevelta do cesarza.
Jedynym, który się tym w ogóle nie przejął, był jowialny Okazaki, mimo iż powszechnie wiedziano o jego bliskich związkach z Yoshidą. Ale szef prasy spokojnie spacerował korytarzami, ubrany jak zwykle w swoje amerykańskiej produkcji garnitury i budził respekt.
Trwała nadal seria amerykańskich nalotów mających na celu całkowite zniszczenie japońskich centrów przemysłowych. Zwy­czajowym teraz pozdrowieniem było „Jeszcze się nie spalił?". Wszystko inne nie miało znaczenia. Jun przypomniał sobie śpiew­kę, nadawaną do znudzenia przez tokijskie radio przed pierwszym nalotem, który wzniecił wielki pożar:
Dlaczego mamy bać się tych nalotów?
Stalowe sieci rozwieśmy na niebie –
młodyś czy stary - powstań i bądź gotów
bronić honoru Ojczyzny w potrzebie!
Przylatuj, wrogu, kiedy tylko chcesz...
Jun, podobnie jak jego współlokator, przestał chodzić do schronów. Pochylali się natomiast w swojej izdebce nad krótko­falówką, podsłuchując rozmowy prowadzone przez załogi samo­lotów B-29. Jun był tym zafascynowany, ponieważ po raz pierwszy od początku wojny słyszał język angielski w wydaniu amerykańskim. Jeszcze bardziej ekscytował go słuchany przez lotników jazz. Obaj młodzieńcy zostali tą podniecającą muzyką zarażeni.
Na początku maja na dom, w którym mieszkał Tadashi z rodzi­ną, spadła seria bomb zapalających i dom spłonął. Znaleźli się wśród pogorzelców. Shogo znalazł dla nich nowe mieszkanie w okolicach Cesarskiej Kwatery Głównej. Życie Todów w nowym pomieszczeniu stało się bardzo trudne. Floss miała mniej przyjació­łek, otaczali ją podejrzliwi sąsiedzi. Nie mogła robić zakupów, ponieważ była w dziewiątym miesiącu ciąży. Na szczęście dostawali paczki żywnościowe od ministra spraw zagranicznych Togo i paru innych osób.
W dniu 23 maja, w chwili gdy kończyli kolację, weszło dwóch ubranych na szaro męższyzn. Jeden z nich oświadczył, że mają rozkaz doprowadzić Tadashiego do sztabu na przesłuchanie.
- Nie martw się o nas - powiedziała Floss, ale jej oczy były bardziej wymowne.
Tadashi zaprzeczył w sztabie, że cokolwiek wiedział o Yoshidzie albo o „Memoriale".
- Wiemy - powiedział major. - Dowiedzieliśmy się w czasie śledztwa, że czynił pan starania, by przekonać prezydenta Roose-velta o celowości wysłania listu do cesarza.
Udziału w tej sprawie Tadashi się nie wyparł. - Chciałem tylko zapobiec katastrofalnej wojnie.
Major spytał, kto jeszcze był w tę aferę zamieszany, ale Tadashi odmówił odpowiedzi.
- Będzie pan miał wielkie nieprzyjemności, Toda - zagroził major. - Chyba że nam pan pomoże.
- Sam za to odpowiadam.
Major kazał mu przemyśleć sprawę raz jeszcze, potem zwolnił. Zabrali go do więzienia garnizonowego w Yoyogi i osadzili w celi sąsiadującej z celą Yoshidy. Godzinę później zawyły syreny. Potem dał się słyszeć huk motorów i eksplozji na obszarze Harajuku. Wybuchom towarzyszyły krzyki. Płonął gmach więzienia. Straż­nicy odprowadzili Tadashiego i Yoshidę do magazynu warzyw. Żar był tam jednak taki, że mogliby się upiec na śmierć.
- Wyjdźmy stąd - powiedział strażnik i przeprowadził ich przez ulicę do Świątyni Meiji. Pobiegli, by schronić się w ogrodzie zewnętrznym. Tadashi pomyślał przez chwilę o ucieczce, ale dokąd mógłby uciec?