Chciałbym...
– Chwileczkę – przerwał Yoast, a na jego twarzy pojawił się nagle wyraz zaniepokojenia. – Niech mi pan przyrzeknie, że pojedzie pan do Alt Aussee i spotka się z Hansem. Ksiądz Morgen naraził się na bardzo poważne konsekwencje, decydując się na spotkanie z panem.
– Ja...
Seth miał zamiar wyjaśnić, że musi zapytać o to żonę, kiedy podłoga pod ich stopami zadrżała, a ułamek sekundy później dobiegł dudniący odgłos eksplozji.
– Ta cholerna ekipa budowlana – wrzasnął poirytowany Yost. – Ich żuraw znów uderzył w ścianę naszego budynku!
Ale to nie był żuraw. Nagle zza wzmocnionych dębowych drzwi, które prowadziły do gabinetu, dobiegły odgłosy serii wystrzeliwanej z broni syna Yosta, potem usłyszeli kaszlącą odpowiedź automatycznej broni wyposażonej w tłumiki.
– Ojcze! – usłyszeli krzyk. – Oni tu są!
Nie mieli wątpliwości, że były to ostanie słowa Jacoba Yosta juniora.
– Szybko, niech pan zamknie drzwi, panie Ridgeway – krzyknął Yost. – Są bardzo mocne.
Seth słyszał tupot biegnących oraz ich ściszone, nerwowe głosy. Zerwał się na równe nogi i rzucił w stronę dębowych drzwi. Nim ktoś z tamtej strony nacisnął klamkę, udało mu się chwycić gałkę rygla i zasunąć go szybkim ruchem. Usłyszał przekleństwa. Potem zaskrzypiały zawiasy, gdy któryś z napastników uderzył w drzwi ciałem. Jęknęły, ale trzymały się mocno.
Nagle Seth uświadomił sobie, kiedy słyszał już podobne odgłosy wydawane przez broń. Było to na łodzi, tam, po drugiej stronie świata. Wtedy, podobnie jak teraz, niewiarygodną opowieść przerwali niewidzialni napastnicy, których pociski przebijały się przez pokład Walkirii. Bez wahania padł na podłogę. W tym momencie wewnętrzna okładzina drzwi eksplodowała gradem kul i długich, postrzępionych dębowych drzazg.
– Na ziemię! – krzyknął Seth, turlając się po podłodze.
Spojrzał na fotel Yosta. Stary człowiek czołgał się z ogromnym trudem w stronę aparatu telefonicznego, stojącego na stoliku obok okna.
Pociski nie przestawały przebijać się przez drzwi, ale traciły niemal całkowicie impet, stając się mniej groźne. Niestety, jedna kula trafiła starca w bok, tuż poniżej pachy. Na szlafroku natychmiast zaczęła tworzyć się krwawa plama. Ciało Yosta zesztywniało i jakby uniosło się w górę. Seth widział to jakby na zwolnionym filmie. Potem latało w powietrzu, a moment później uderzyło w stojak z kominkowymi przyborami.
Seth podpełznął do fotela, na którym leżał jego płaszcz, wyciągnął magnum i zanurkował za fotel w chwili, gdy drzwi gabinetu otworzyły się z rozmachem.
Pierwszy z mężczyzn krzyknął coś w języku, którego Seth nie rozumiał. Rosyjski? Tamten spojrzał na ciało leżące przy kominku i na wszelki wypadek wystrzelił kilka razy.
– Sukinsyny! – wrzasnął Seth, strzelając do napastnika. Kula trafiła tamtego w tułów, podrzucając do góry. Pocisk przeszedł przez całe ciało i roztrzaskał kręgosłup. Bandyta zginął, zanim zdążył uderzyć o podłogę.
Ciszę wypełniły krzyki pozostałych napastników. Nie miał już wątpliwości, że mówili po rosyjsku. W jaki sposób udało im się go odnaleźć? Jakim cudem wytropili go mimo wszystkich środków bezpieczeństwa zastosowanych przez Yosta?
Nie pora była jednak teraz na rozmyślania. Wystrzelił po raz drugi, zmuszając ich do odstąpienia od drzwi gabinetu. Gadali coś gorączkowo w korytarzu, widać usiłowali się przegrupować.
Seth przeczołgał się do telefonu, aparat był głuchy. Tak więc został osaczony. Sam jeden. Obaj Yostowie już nie żyli. Usiłował opanować się.
Niech Cię szlag, Boże! Dlaczego ja? Daj mi choć raz odsapnąć i z kieszeni płaszcza wyciągnął garść amunicji. Tuzin dodatkowych naboi. I cztery, które zostały jeszcze w magazynku. W sumie szesnaście. Przeciwko ilu napastnikom?
Chwilę później gabinet pustoszył zmasowany ogień; pociski ryły posadzkę, ściany i sufit. Seth skulił się, a kule przecinały przestrzeń dokoła niego. Przewrócił fotel na bok, ale była to nader licha ochrona. I znów przypomniały o sobie lata treningu w akademii policyjnej oraz ostrej zaprawy na ulicach. Pozwól działać odruchom, ruszaj się szybko, nie daj się zabić, przeżyj.