Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Fakt - potwierdziła beznamiętnie. - W obecnej sytuacji autodok to dla Kane'a jedyna szansa.
- Właśnie. Ale do rzeczy. Wygląda na to, że w drugiej, wewnętrznej warstwie skórnej tkanka stworzenia ulega ciągłej odnowie. Tworzą się tam części martwiczne, a w ich miejsce rosną nowe komórki. Te komórki to spolaryzowane krzemiany pochodzenia organicznego, rozumiesz? Jego skóra ma dwie warstwy, a
między nimi krąży ten kwas. W dodatku krąży pod dość wysokim ciśnieniem.
Dobrze, że Dallas nie ciął zbyt głęboko. Zbryzgałoby nam całą izbę.
Ash osiągnął zamierzony efekt - Ripley była pod wrażeniem.
- Warstwa krzemianów ma nieprawdopodobnie zwartą strukturę - mówił dalej. -
Niewykluczone, że oparłaby się nawet laserowi. Wiem, wiem. - Pochwycił jej niedowierzające spojrzenie. - To brzmi jak herezja, ale w życiu nie widziałem równie twardego materiału organicznego. Sposób ułożenia komórek i substancja, z jakiej są zbudowane, zaprzeczają wszystkiemu, co głosi nasza biologia. Weźmy na przykład te krzemiany. Wyobraź sobie, że spoina międzykomórkowa jest z jakiegoś metalu. I dlatego to stworzenie wykazuje taką odporność na najcięższe warunki środowiskowe.
- A poza tym? Znalazłeś coś jeszcze?
- Nadal nie mam zielonego pojęcia, czym ten stwór oddycha, a nawet czy w ogóle oddycha. W naszym rozumieniu oddychanie to oddychanie, a wokół niego atmosfera zdaje się nie zmieniać składu, więc jakby nie oddychał. Może absorbuje niezbędne gazy przez pory w zewnętrznej warstwie skóry? Nie wiem. Na pewno nie ma czegoś takiego jak nozdrza. Jako żywa fabryka chemiczna przewyższa efektywnością wszystko, o czym kiedykolwiek słyszałem. Niektóre z jego organów chyba w ogóle nie funkcjonują, podczas gdy inne robią coś kompletnie dla mnie niezrozumiałego. Całkiem możliwe, że te pozornie do niczego nieprzydatne spełniają funkcje obronne. Dowiemy się, jeśli będziemy musieli naszego gościa sprowokować do działania. - Podniósł wzrok znad konsolety i spojrzał na nią wyczekująco. - Wystarczy?
- Aż za dużo.
Nie powinni byli wnosić Kane'a na statek... należało go zostawić na zewnątrz, Kane'a i owo bydlę. To Ash za to odpowiada, Ash ich wpuścił.
Zerknęła ukradkiem na naukowca. Ash pracował. Gromadził potrzebne dane, odrzucał nieprzydatne. Był ostatnim członkiem załogi, którego mogłaby podejrzewać o tak dramatyczny gest, a jednak to właśnie Ash podjął nagłą decyzję i wbrew obowiązującemu regulaminowi wpuścił grupę Dallasa na statek.

Poprawka. Oprócz Asha regulamin chcieli złamać również Dallas i Lambert, bo domagali się natychmiastowego otwarcia wewnętrznej śluzy, Chodziło im o Kane'a, o jego życie. A co by było, gdyby Ash jej posłuchał i zostawił tych troje na zewnątrz? Czy Kane by jeszcze żył? Czy byłby tylko krótkim zapiskiem w dzienniku pokładowym? Urodził się tu i tu, zmarł w takich to a w takich okolicznościach. Koniec. Kropka. Jego śmierć uprościłaby przynajmniej jedno: Ripley nie musiałaby się przed nim tłumaczyć, dlaczego podjęła taką, nie inną decyzję.
Ash wyczuł na sobie wzrok Ripley i spojrzał na , nią z niepokojem w oczach.
- Coś się stało?
- Nie, nic. - Poprawiła się na krześle, usiadła prosto. - Wiesz co? Zrób takie małe podsumowanie. Wyobraź sobie, że tłumaczysz to kompletnemu analfabecie, jakim się czasami czuję! Co to wszystko znaczy, Ash? Jakie płyną z tego wnioski?
- Nietypowa kombinacja struktury oraz elementów, z jakich to stworzenie jest zbudowane, sprawia, że środki, którymi w obecnej chwili dysponujemy, są kompletnie nieskuteczne. Ten stwór jest nie do pokonania.
Ripley skinęła głową.
- Dokładnie tak to zrozumiałam. Jeśli rezultaty twoich badań są rzetelne.
Ash poczuł się dotknięty.
- Przepraszam, zgoda, ten stwór jest nie do pokonania. - Obserwowała jego twarz. - To dlatego podjąłeś taką decyzję? Dlatego go tu wpuściłeś?
Ash nie dał się podpuścić. Podpuścić Asha? Rzecz niewykonalna.
- Wypełniałem rozkazy kapitana. Nie pamiętasz? Nie był ani urażony, ani obrażony.
Ripley omal nie wrzasnęła. Z trudem zapanowała nad nerwami wiedząc, że niczego krzykiem nie osiągnie, że do naukowca można tracić jedynie rozsądkiem i logiką.
- Kiedy Dallas i Kane są poza statkiem - powiedziała - ja przejmuję dowodzenie. I dowodzę Nostromo do chwili, kiedy jeden albo drugi postawi nogę na pokładzie.
- Tak, oczywiście. Zapomniałem o tym. Emocje, nerwy...
- Ucho od śledzia, Ash - oświadczyła spokojnie. Naukowiec nie odrywał oczu od konsolety.
- Przez nerwy i emocje nigdy dotąd niczego nie zapomniałeś - dokończyła.
Tu go miała. Obrócił się do niej i powiedział:
- Myślisz, że znasz mnie na wylot, co? Wszyscy tak myślicie. Jesteście pewni, że Ash to po prostu Ash, a wiadomo, jaki jest Ash. No to coś ci powiem, Ripley.

Podstrony