Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Napomykano o uwiÄ™zieniu Czwartego w kabinie. Brota nie sÅ‚uchaÅ‚a podszeptów, bo wiedziaÅ‚a, że szermierz stawiÅ‚by opór. Po raz pierwszy od Å›mierci Tomminoliynego kwestionowano jej przywództwo. W po­wietrzu wisiaÅ‚a groźba buntu.
Od czasu pojedynku Nnanji siedziaÅ‚ w nadbudówce rufowej. Albo wykazywaÅ‚ siÄ™ zadziwiajÄ…cym taktem, albo stary kapÅ‚an wziÄ…Å‚ sprawy w swoje rÄ™ce. Rudzielec wyszedÅ‚ na pokÅ‚ad tylko raz, kiedy Tomiyano wróciÅ‚ po narzÄ™dzia do skrobania farby. ZaproponowaÅ‚ wtedy, że mu pomoże. Å»eglarz odrzuciÅ‚ ofertÄ™ po­kojowÄ…, miotajÄ…c przekleÅ„stwa. Statek byÅ‚ za maÅ‚y, żeby dÅ‚ugo udawaÅ‚o siÄ™ trzymać ich z dala od siebie.
Tak wiÄ™c Brota opuÅ›ciÅ‚a miejsce, gdzie zwykle jadaÅ‚a posiÅ‚ki, usa­dowiÅ‚a siÄ™ na pokrywie luku dziobowego, obok naburmuszonego sy­na. Nie podobaÅ‚o siÄ™ jej tu, bo szalupy ratunkowe zasÅ‚aniaÅ‚y widok na RzekÄ™, ale przynajmniej miaÅ‚a oko na Tomiyano i nadbudówkÄ™ rufowÄ…. Reszta żeglarzy rozsiadÅ‚a siÄ™ z jedzeniem po caÅ‚ym pokÅ‚a­dzie. Niewiele rozmawiano. PanowaÅ‚o gniewne milczenie i zaduma,
W pewnym momencie zjawiÅ‚a siÄ™ Jja. NaÅ‚ożyÅ‚a na talerz parÄ™ kawaÅ‚ków chleba, uÅ›miechnęła siÄ™ sÅ‚abo, gdy jÄ… zagadniÄ™to, i po­spieszyÅ‚a do swojego pana. Katanji, zawsze wrażliwy na nastroje, schowaÅ‚ siÄ™ w najdalszym kÄ…cie. SÄ™dziwy kapÅ‚an wziÄ…Å‚ kromkÄ™ chleba z odrobinÄ… sera i podreptaÅ‚ na drugÄ… pokrywÄ™ luku. UsiadÅ‚ naprzeciwko Broty i Tomiyano. ByÅ‚ to dziwny wybór. Holiyi mu­siaÅ‚ siÄ™ przesunąć, żeby zrobić Honakurze miejsce. Czyżby sta­rzec też wolaÅ‚ nie spuszczać kapitana z oczu?
Tylko Nnanji nie brał udziału w posiłku, choć zwykle był pierwszy do jedzenia. Nagle rozległ się stuk żołnierskich butów...
Brota straciÅ‚a zainteresowanie talerzem. MÅ‚ody szermierz nie przyszedÅ‚ po kolacjÄ™. Na jego twarzy malowaÅ‚o siÄ™ napiÄ™cie. Za­trzymaÅ‚ siÄ™ przy maszcie.
- Kapitanie Tomiyano?
Ręka żeglarza powędrowała do sztyletu. Brota przygotowała się, żeby powstrzymać syna.
- Czego?
- Winien ci jestem przeprosiny - wykrztusił Czwarty.
Niespodzianka! Całkowite zaskoczenie! Szermierz wyrażający skruchę był zjawiskiem rzadszym niż upierzona ryba.
Tomiyano przesunął dłonią po nowym draśnięciu na klatce piersiowej. W czasie pojedynku został zerwany świeży strup. Normalna rzecz.
- Przyjmuję, że to był wypadek - odburknął.
- Nie, żeglarzu. - Cokolwiek Nnanji zamierzał powiedzieć, kosztowało go to dużo wysiłku. - Przepraszam, że wprowadziłem cię w błąd, kiedy w zeszłym tygodniu nowicjusz Matarro zapytał mnie, co będzie, jeśli lord Shonsu umrze.
Chwała Bogini!
- Powiedziałem, że będę musiał go pomścić. Myliłem się.
Ulga! Patrzący zaczęli się uśmiechać.
Nnanji wziął głęboki oddech. Pod skórą wyraźnie zarysowały mu się żebra.
- PrzysiÄ™ga, którÄ… zÅ‚ożyliÅ›my, jest bardzo szczególna, kapita­nie. OczywiÅ›cie, on nie umrze, ale tak czy inaczej źle jÄ… zinterpretowaÅ‚em. - Jeszcze gÅ‚Ä™bszy wdech. - Gdyby nawet lord Shonsu umarÅ‚, nie byÅ‚aby to twoja wina.
Tomiyano zrobił podejrzliwą minę. Szukał pułapek.
- To dobrze. Ale dlaczego tak uważasz?
- WyznaczyÅ‚ ciÄ™ na stróża porzÄ…dku. Potem kazaÅ‚ ci rzucić miecz, ale użyÅ‚ niewÅ‚aÅ›ciwych słów. MiaÅ‚eÅ› prawo... obowiÄ…zek speÅ‚nić jego poprzedni rozkaz. Szermierz, który daje cywilowi te­go rodzaju uprawnienia, jest odpowiedzialny za wszystkie jego dziaÅ‚ania.
- Twierdzisz, że Shonsu sam się za... zranił?
Nnanji zacisnął pięści.
- Tak, z punktu widzenia prawa.
Tomiyano ryknął pogardliwym śmiechem.
- NaprawdÄ™ Å›wietnie! WiÄ™c nie mam czego siÄ™ obawiać? Mo­gÄ™ spać spokojnie? Nie zasadzisz siÄ™ na mnie z mieczem?
- Tomo!
Brota miała ochotę udusić syna.
- To oznacza, że nie ciąży na mnie obowiÄ…zek zemsty za to, co przydarzyÅ‚o siÄ™ Shonsu. - Nnanji rzuciÅ‚ Trzeciemu groźne spoj­rzenie. - Co nie znaczy, że nie mogÄ™ sam poczuć siÄ™ obrażony.
Żeglarz nie zdążył odpowiedzieć, bo uprzedziła go matka.

Podstrony