Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Uczony najstarszy, Afinor, zbadał sumiennie zamknięcie owych drzwi; okazało się, iż aby puścił zamek, należało wzruszyć go wypowiedzianym słowem. Nie znali go i nie mogli znać.
Próbowali długo różnych słów, jak to „Kosmos", „Gwiazdy", „Lot Wiekuisty", ale drzwi nie drgnęły.
— Nie wiem, czy dobrze czynimy, starajÄ…c siÄ™ otworzyć statek bez wiedzy króla Metameryka — rzekÅ‚ wreszcie Afinor. —
Dzieckiem będąc słyszałem legendę o białych istotach, które 19
Stanisław Lem - Bajki Robotów
ścigają w całym Kosmosie wszelkie życie, w metalu zrodzone, i tępią je dla zemsty, albowiem...
Tu urwał i wraz z innymi z największym przerażeniem wpatrywał się w wielką jak ściana burtę statku, albowiem przy jego ostatnich słowach drzwi, dotąd martwe, naraz drgnęły i rozsunęły się na oścież. Słowem, które otwarło je, była
„Zemsta".
Skrzyknęli uczeni na pomoc zbrojnych i mając ich u swego boku, kiedy iskromioty nakierowano, wstąpili w duszną i nieruchomą ciemność statku, oświetlając ją błękitnymi i białymi kryształami.
Maszyneria była w znacznej mierze pogruchotana, długo też błądzili wśród jej ruin, szukając załogi, ale nie znaleźli ani jej, ani też żadnych jej śladów. Rozważali, czy statek nie był sam istotą rozumną, bo wszak bywają wielkie bardzo: król ich tysiące razy rozmiarami przekraczał nieznany statek, a był
jednością. Ale węzły elektrycznego myślenia, jakie odkryli, były jeno drobne i porozrzucane; obcy statek nie mógł być przeto niczym innym, jak tylko machiną latającą i bez załogi martwy był jak kamień.
W jednym z zakątków pokładu, u samej ściany pancernej, natknęli się badacze na rozbryźniętą kałużę, z farby jakoby czerwonej, która splamiła ich srebrne palce, gdy się tam zbliżyli; z kałuży tej wydobyto strzępy nieznanego odzienia, mokre i czerwone, a także nieco drzazg niezbyt twardych, wapiennych. Nie wiedzieli czemu, ale lęk ich zdjął wszystkich, kiedy stali tam w mroku, kryształów światłem ponakłuwanym. A już król dowiedział się o przygodzie; zaraz przybyli jego posłańcy, na j surowic j nakazując zniszczenie obcego statku ze wszystkich, co na nim jest, a zwłaszcza rozkazał król obcych żeglarzy ogniowi atomowemu oddać.
Odrzekli badacze, że tam nikogo nie było, jeno ciemność a szczątki rozbite, wnętrzności metalowe i proch, odrobiną farby czerwonej poplamiony. Zadrżał posłaniec królewski i natychmiast stosy atomowe kazał rozpalać.

20
Stanisław Lem - Bajki Robotów
— W imieniu króla! — rzekÅ‚. — CzerwieÅ„, którÄ…Å›cie znaleźli, zwiastunem jest zagÅ‚ady! BiaÅ‚a Å›mierć niÄ… żyje, która niczego nie zna, prócz zemsty dokonywanej na bezwinnych za jedno ich istnienie...
— JeÅ›li to biaÅ‚a Å›mierć byÅ‚a, niegroźna już nam, albowiem statek martwy jest i ktokolwiek na nim żeglowaÅ‚, w pierÅ›cieniu raf obronnych polegÅ‚ — odparli.
— NieskoÅ„czona jest moc owych bladych istot, gdyż jeÅ›li ginÄ…, wielokroć razy odradzajÄ… siÄ™ na nowo, z dala od mocnych sÅ‚oÅ„c!
Czyńcie waszą powimiość, o, atomiści!
Lęk poraził mędrców i badaczy, kiedy usłyszeli te słowa. Nie uwierzyli jednak proroctwu zagłady, nazbyt bowiem wydawała im się nieprawdopodobna wszelka jej możliwość. Przeto wyjęli cały statek z jego leży, strzaskali go na kowadłach platynowych, a gdy się rozpadł, zanurzyli go w twardym promieniowaniu, że obrócił się w miriady lotnych atomów,
'które wiekuiście milczą, bo nie mają atomy historii żadnej, wszystkie są sobie równe, czy z gwiazd pochodzą
najsilniejszych, czy z martwych planet, czy istot rozumnych, dobrych albo złych, albowiem materia jest jednaka w całym Kosmosie i nie jej należy się lękać.
A jednak ujęli owe atomy nawet, zmrozili je w jedną bryłę, wystrzelili ją ku gwiazdom i wtedy dopiero rzekli sobie z ulgą:
— JesteÅ›my wybawieni. Nic nie może z tego być.
Lecz kiedy mÅ‚oty platynowe biÅ‚y w statek, a ten siÄ™ rozpadaÅ‚, ze strzÄ™pka odzieży, krwiÄ… powalanego, z rozprutego szwu zarodnik wypadÅ‚ niewidzialny, tak maÅ‚y, że i sto takich jedno ziarno piasku przykryje. A z tego zarodnika wykluÅ‚ siÄ™ nocÄ…, w kurzu i prochu, miÄ™dzy gÅ‚azami jaskiÅ„, biaÅ‚y kieÅ‚ek; z niego drugi, trzeci, setny — i tchem poszÅ‚o od nich kwasorodu i wilgoci, od której rdza rzucaÅ‚a siÄ™ na tafle miast zwierciadlanych, i splataÅ‚y siÄ™ nici niedostrzegalne, zalegÅ‚e w zimnych wnÄ™trznoÅ›ciach Enterytów, tak że kiedy wstali, nosili już w sobie zgon. I nie minÄ…Å‚ rok, a legli pokotem. Stanęły w pieczarach machiny, zgasÅ‚y ognie krysztaÅ‚owe, brunatny trÄ…d stoczyÅ‚ lustrzane kopuÅ‚y, a kiedy ulotniÅ‚o siÄ™ ostatnie ciepÅ‚o atomowe, zapadÅ‚a ciemność, w której rozrastaÅ‚a siÄ™, 21

Podstrony