Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

..
Opróżniła bańki obok ścieżki za domem, tam gdzie wisiała drabina. Końcem ręcznika wytarła pot. Wznosił się tam już pagórek naniesionego przez nią piasku.
- Oczyszczam z piasku...
- Choćby pani nie wiem jak długo pracowała, nie bę­dzie temu końca...
Przechodząc obok szturchnęła go w bok czubkiem pal­ca, jak gdyby chciała go połaskotać. Odskoczył zdumiony, lampa omal nie wypadła mu z ręki. Czy miał dalej trzy­mać lampę, czy też postawić ją na ziemi i zrewanżować się kobiecie w ten sam sposób? Zawahał się przed nie­oczekiwaną koniecznością wyboru. Zdecydował się na to pierwsze - trzymał w ręku lampę i wykrzywiając twarz w niezrozumiałym dla samego siebie uśmiechu, niezdarnie, sztywnym krokiem podszedł do kobiety, która wróciła do kopania piasku. Zbliżając się widział, jak rosnący cień kobiety ogarniał całą powierzchnię piaskowej ściany.
- Nie można - powiedziała zdyszanym głosem, nie odwracając się do niego. -- Muszę jeszcze napełnić sześć baniek i zanieść je, nim spuszczą kosz.
Twarz mężczyzny spoważniała. Było mu nieprzyjemnie, gdyż mimo woli ogarnęły go uczucia, które z takim trudem przedtem opanował. Jednak wbrew jego woli, coś nabrzmiewało w jego żyłach. To zupełnie tak, jakby przyklejony do skóry piasek przenikał do żył i rozbudzał jego krew.
- Może pomóc?
- O, nie! To nie wypada, żeby pan robił wszystko już od pierwszego dnia...
- Od pierwszego dnia?... coś takiego... Będę tu tylko przez dzisiejszą noc!
- Ach tak?
- Nie mam aż tyle wolnego czasu. Niech pani mi da ło­patę, szybko!
- Przepraszam, ale łopata pana jest tam.
Rzeczywiście, pod okapem w pobliżu przejścia stały obok siebie . łopata i dwie bańki po benzynie. Z pewnością te same, które jacyś mężczyźni zrzucili tu wołając: “To dla niego." Wszystko przygotowane - miał wrażenie, że aż za dobrze wszystko przewidziano. Ale... co w ogóle przewidziano? On sam jeszcze nic nie wie. Gdy pomyślał, że mają o nim tak niskie mniemanie, poczuł się dotknięty. Trzonek łopaty, zrobiony z sękatego, grubego drzewa, połyskiwał czernią od brudu. Mężczyzna stracił już ochotę do pracy.
- O, kosze na piasek są już u sąsiadów!
Nie zauważyła widocznie jego wahania, gdyż jej oży­wiony głos zawierał odcień ufności, której nie wyczu­wało się przedtem. Prawda, że głosy świadczące o obec­ności ludzi, przybliżyły się znacznie i dochodziły gdzieś z sąsiedztwa. Kilkakrotnie powtórzone krótkie, zgrane okrzyki i szept mężczyzn zmieszał się z tłumionym śmie­chem, a potem znowu przeszedł w nawoływania. Ten rytm pracy przyniósł mu nieoczekiwane pokrzepienie. Tu­taj, w tym nieskomplikowanym świecie, było to zupełnie normalne, że jednonocny gość otrzymywał łopatę do ręki. Dziwne jest raczej jego wahanie. Obcasem zrobił wgłę­bienie w piasku i postawił w nim lampę, aby się nie przewróciła.
- Chyba wszystko jedno gdzie, wystarczy po prostu kopać...
- O, niezupełnie... - Można tutaj?
- Proszę kopać jak najbliżej zbocza.
- Czy we wszystkich domach pracują przy piasku właśnie o tej porze?
- Tak, nocą piasek jest wilgotny, więc łatwiej kopać... Gdy piasek jest suchy, to... - spojrzała w niebo - to nie wiadomo, w jakim momencie runie na dół...
Spojrzał w górę. Rzeczywiście, ciężka skarpa zwisała nad nimi jak lawina śniegu nad urwiskiem.
- Ależ to niebezpieczne!
- Nie, trzyma się mocno! - uśmiechnęła się prawie uroczo. - Proszę spojrzeć, zaczyna pojawiać się mgła...
- Mgła?...
Istotnie, nawet nie zauważył, kiedy gwiazdy się roz­proszyły i zaczęły blednąć. Tam gdzie niebo stykało się ze ścianą piasku, zaczęło się poruszać coś niby splątana błona filmowa, kłębiąca się kapryśnie i bez określonego kierunku.
- Widzi pan, gdy piasek napije się mgły do syta... gdy słony piasek. przesyci się wilgocią, twardnieje jak klajster.
- Nie do wiary!
- A gdy fale cofną się wraz z odpływem, czołg może przejechać bez trudu po nadmorskim piasku...
- Niemożliwe!
- To prawda! Dlatego też nocą rośnie stopniowo ten nawis... Gdy wieje wiatr ze złej strony, piasek sypie się tak jak wczoraj wieczorem na parasol. Dopiero po po­łudniu, gdy piach wyschnie na dobre, wali się naraz z łoskotem na ziemię. A jeśli spadnie tam, gdzie słupy są cienkie, to już koniec...
Zakres jej rozmów był ograniczony. Ale gdy zaczynała mówić o własnym życiu, zmieniała się nie do poznania. A więc tędy może prowadzić droga do jej serca - my­ślał. Nie interesowało go specjalnie to, co kobieta mówiła, lecz słowa jej tchnęły ciepłem, które sprawiało, że my­ślał o jej ciele ukrytym pod grubymi roboczymi spod­niami.
Mężczyzna zaczął wbijać poszczerbione ostrze łopaty w piasek u swoich stóp.
 
6
Gdy zaniósł bańki po raz drugi, usłyszał głosy, a na drodze zamigotało światło ręcznej latarki.
- To winda z koszem! Tam już nie ma co robić, proszę pana, proszę mi pomóc tutaj! - powiedziała kobieta to­nem, który wydał mu się dość ostry. Dopiero teraz pojął, jakie znaczenie mają worki z piaskiem, które leżały na górze przy drabinie. Gdy się zarzuci wokół nich liny. można wyciągać i opuszczać kosz z piaskiem. Jeden kosz obsługiwali czterej mężczyźni, a pracowały dwie albo trzy takie grupy. Byli to chyba przeważnie ludzie młodzi ­robota szła im żwawo i sprawnie. Gdy napełniano, kosz jednej grupy, druga już czekała, by zająć miejsce pierw­szej. Po sześciu takich kursach znikała przygotowana wcześ­niej kupa piasku.
- Oni także mają okropną robotę...
Powiedział to raczej z sympatią, ocierając pot ręka­wem koszuli. Młodzi mężczyźni, którzy nie skwitowali ani jednym żartobliwym słowem jego pomocy przy piasku, wydawali się całkowicie oddani swej pracy. I dlatego nie czuł do nich niechęci.
- Tak, w naszej wiosce wszyscy stosują się do hasła: “Kochaj swój dom."
- Cóż to za miłość?
- Miłość do miejsca, w którym mieszkamy. - Wspaniale.
Mężczyzna roześmiał się, kobieta roześmiała się także. Lecz chyba sama nie wiedziała, dlaczego się śmieje.
Z oddali dochodził warkot ruszającego samochodu. - No, może odpoczniemy trochę?
- Nie, nie! Gdy zrobią ten kurs, znowu tu przyjdą z koszami.