Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


jednym, my na drugim. Im się powiodło, a nam przed

samą fosą złamali wieżę wpół. Ichni dowódca, kozi syn

***
zasrany, kamieniami nic uradzić nie mógł, to własną

machinę całą wystrzelił. Daleko nie leciała, ale trafiła w
Mimo wiatru cała wieś wyszła pożegnać Michała.
środeczek. My z górnego pomostu spadliśmy razem.
Ale nawet z dzieciakami nie była to duża wieś. Parę
Kto miał pecha, to na ziemię i kark skręcił. Ja z
chat w kupie, kilka trochę dalej. Przenieśli go w całunie
Michałem wpadłem do wody. Michał mnie za nogi
i na marach, z pochodniami, z płaczem wszystkich wywlókł, bo bym się utopił. A potem, wiecie, co zrobił?
kobiet i zawziętym milczeniem mężczyzn. Wszystko Wrócił do fosy po następnych. Tam z góry strzelają z było tak, jak być powinno, jakby głupią śmierć mógł
kusz, z łuków, kamieniami piorą, ukrop leją i smołę
wynagrodzić przyzwoity pogrzeb.
wrzącą- a ten wraca. Ci, co byli na dole wieży, których
Jakub niósł Znak Pański wzięty z kapliczki. Sąsiadki
belki nie pogniotły, to jak jeże wyglądali. W pięciu
podtrzymywały Jakubową. Nie była to poza - po wojnach byłem, a nie wiedziałem, że się tyle strzał w dwudniowym płaczu, po szoku ledwie stała na nogach.
człowieku mieści. Z dwustu chłopa na wieży
Chwilami Leo myślał, że i ją zaraz pochowają. Potem
przeżyliśmy w trzech: Michał i ci, których wyciągnął,
Ciepał kopał grób na małym żalniku pod lasem, a zanim ich wy tłukli z murów. Druga wieża zdobyła wszyscy obecni stawali przed Jakubem i Znakiem, mury. A do nas... przychodzili rzeź oglądać, bo się im wygłaszając rytualne pochwały dla jego syna. Leo we głowach nie mieściła. Sam diuk Berg przyjeżdżał
nagle pomyślał, że chciałby, aby te wygłaszane na jego
popatrzeć po szturmie, srebrny kielich Michałowi dał za
pogrzebie brzmiały równie szczerze.
odwagę. Diuk mówił, że bogactwo króla, to tacy ludzie

- Leo zwrócił się teraz do Jakuba. - Ten kielich, co w

***
szarym woreczku. Dla was niósł. Dla matki te

pierścienie srebrne. No to mówię, że nas trzech zostało
Jakoś tak potem zebrali się w Jakubowej izbie, żywych. Dzięki niemu. A waszemu synowi tam nic się rozgrzać się i pogadać. Ot, stypa. Siedli bez nie stało, nos mu w kłótni miesiąc później złamali.
rozstawiania, ale wedle szacunku. Leo jako przyjaciel Takie szczęście miał.
zmarłego, honorowo między Jakubem a Burchardem.
- Takie szczęście, że go prawie na progu domu
Nikt nic nie mówił, pociągali piwo w milczeniu. Było
przybłęda ubiła kozikiem - powiedział milczący dotąd
źle. Leo czuł, że coś trzeba powiedzieć, ale nikt z nich Ciepał. Lubił Jakuba i jego synów. Jakaś baba zaczęła się pierwszy nie odezwie. A wypada nieboszczyka znowu płakać. Pewnie Jakubowa...
pochwalić ostatni raz, bo po co innego byłaby stypa?
Leo zacisnął pięść.
- Wyście byli na wojnie kiedyś?
KWIECIEŃ 2003
POL

- Dlatego ja tę sukę znajdę. Będę szukał, aż znajdę.
Choćbym ją miał z grobu wykopać.


***

Zjedli resztę szynki, którą ściągnęła ze strychu,
potem kiełbasę. Nie mogli zabierać wiele, a zostawiać
żal. Artur nagle wstał.
- Psiamać, nie ma drewna. Muszę trochę narąbać.
- Nie warto.
- Warto. Tak prędko to my nie wejdziemy do ciepłej
izby, ani nie zjemy ciepłego. Trzeba teraz na zapas, cały
dzień przed nami.
Włożył kaftan, przyrzucił się opończą.
- Ubierz się, muszę cię psom pokazać, niech się
przyzwyczajają. Ale z sieni nie wychodź, żeby cię ktoś
nie zobaczył. A w razie czego leć na strych i w siano.
Wsunął siekierę za pas i wyszedł, ostrożnie
przytrzymując drzwi. Warczenie znowu dało się
słyszeć. Bez drzwi brzmiało... po prostu strasznie. Artur
przytrzymał psa za obrożę i uspokoił.
- Spokój, Burek, no już, już, dobry piesek.
Nigdy nie widziała aż takiego pieska. Mógł ważyć i
ze dwa cetnary. Góra czarnego futra i dwucalowe zęby.
Psisko przestało warczeć, wywaliło różowy jęzor,
wielki jak podeszwa buta. Psi uśmiech może by i
uspokajał, gdyby był mniejszy... chociażby o pół stopy.
Zaraz też do Sieni zajrzały dwa następne pieski.
Równej urody. Artur te także uspokoił. Miała nadzieję,
że skutecznie. Starała się nie drżeć, kiedy ją po kolei
obwąchały.
- Jak je nazwałeś?
- To Burek i to Burek. Tamten też Burek. Niby jak
inaczej nazwać psa?
Nie chciał ich pilnować bez przerwy, więc zamknął
wszystkie w ciepłej stajni obok konia. Jego zwierzaki
lubiły się nawzajem.
Potem przygotował sobie drewno i rąbał, aż wióry
pryskały. Czuło się od niego siłę.
Patrzenie, jak pracuje sprawiło jej przyjemność.
Strasznie dawno nie spotkała mężczyzny, który
zajmował się pracą. Wróciła po płaszcz i kaptur, było
przenikliwie zimno. Przycupnęła na progu i patrzyła.


***

- Powiem wam coś.
- A?