Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Osiem, dziewięć dni temu. Powiedziała, że musi załatwić sprawę, która nie cierpi zwłoki.
Konował zaklął.
- Dziewięć dni temu - wtrącił Łabędź. - To naprawdę on? A nie ktoś przebrany, żeby nas zwieść?
- To on. - Potwierdził Mather. - Prahbrindrah Drah nie wda­wałby się w żadne oszustwa.
- To się nazywa mieć szczęście. Czy nie miała to być przy­goda, jaka drugi raz nie zdarzy się w moim życiu? I właśnie wtedy, gdy moja przyszłość przedstawiała się już tak jasno, muszę założyć klapy na oczy.
Konował zauważył barczystego, potężnego mężczyznę, stoją­cego za Klingą. Nie znał go, ale potrafił rozpoznać świadomość posiadanej władzy. To był ktoś ważny. I ktoś, kto nieszczególnie przejmował się tym, że Wyzwoliciel żyje. Mógł stać spokojnie i przyglądać się z boku.
- Murgen, przestań się kochać z tą rzeczą. Opowiedz mi dokładnie, co się dzieje. Przez kilka tygodni znajdowałem się zupełnie poza głównym nurtem zdarzeń. - Albo nawet miesięcy, jeśli wziąć pod uwagę strzępy informacji, które do niego docie­rały. - Czy ktoś może się zaopiekować zwierzętami? Tak, żeby­śmy mogli pójść poszukać sobie jakiegoś cienia?
W obozie zapanowało większe zamieszanie, niż gdyby nagle zmaterializował się w nim sam Długi Cień. Powrót człowieka uznanego za nieżyjącego, zawsze komplikuje wszystkie sprawy.
Starając się nie zdradzić, że się mu przygląda, Konował za­uważył, iż ten niski, barczysty człowiek wciąż trzyma się blisko; i choć nie stara się szczególnie rzucać w oczy, to jednak stoi zawsze tuż obok Klingi, Łabędzia i Mathera. Nie odezwał się jednak ani razu.
Murgen opowiadał o swoich przeżyciach od czasu katastrofal­nej bitwy. Klinga opowiedział swoje. Łabędź dorzucił kilkadzie­siąt anegdot.
- Sam Wirujący Cień, hę? - zapytał Konował.
- O, tam, możesz sobie popatrzeć na głowę naszego starego przyjaciela na tym palu.
- Na polu bitwy pozostaje coraz mniej figur.
- Posłuchajmy więc twojej historii, dopóki wciąż są to nowo­ści - zaproponował Murgen.
- Zamierzasz umieścić ją w Kronikach? - zapytał Konował. - Nie przestałeś ich prowadzić?
Młodszy mężczyzna pokiwał głową.
- Tylko że musiałem zostawić je w mieście, kiedy ucieka­łem - oznajmił zmieszany.
- Rozumiem. Już czekam z niecierpliwością, żeby przeczytać Księgę Murgena. Jeżeli będzie coś warta, masz zajęcie na resztę życia.
- Pani też się tym zajmuje - odezwał się Łabędź. Wszyscy spojrzeli na niego. Zgarbił się nieco.
- Cóż, tak naprawdę to tylko napomykała o napisaniu swojej księgi. Kiedy znajdzie czas. Nie sądzę, by już coś w tym kierun­ku zrobiła. Mówiła tylko, że musi uporządkować sobie pewne sprawy w głowie, aby potem może od razu zapisać. Nazwała to obowiązkiem wobec historii.
- Pozwól mi chwilę pomyśleć - powiedział Konował. Pod­niósł kamień, rzucił nim w kierunku wrony. Ptak zaskrzeczał i zatrzepotał skrzydłami, potem odfrunął parę stóp, ale nie odda­lił się na dobre. Bez wątpienia należał do Duszołap. Z powrotem wróciła do gry, wolna. Albo zawarła przymierze z tymi, którzy ją schwytali. Po jakimś czasie zauważył: - Musimy uporać się z wieloma problemami. Podejrzewam jednak, że krytyczną spra­wą jest problem z Mogabą. Jak wielu ludzi z nim tam zostało?
- Być może jakiś tysiąc, półtora - oszacował Murgen.
- Jednooki i Goblin zostali, mimo że stał się ich wrogiem?
- Potrafią się obronić - odrzekł Murgen. - Nie chcieli tutaj przyjść. Obawiają się, że tutaj coś chce ich dopaść. Zaczekają, dopóki Pani nie odzyska swoich mocy.
- Odzyskuje swoje moce? Doprawdy? Nikt o tym nie wspo­minał. - Jednak od dłuższego czasu już to podejrzewał.
- Naprawdę - potwierdził Klinga. - Choć nie tak szybko, jak by chciała.
- Nic się nie dzieje tak szybko, jak byśmy chcieli. Czego oni się boją, Murgen?
- Uczennicy Zmiennego. Pamiętasz ją? Była tam, gdy pozbyliśmy się Zmiennego i Cienia Burzy. Uciekła nam. Mówią, że jest zamknięta w postaci forwalaki, ale wciąż dysponuje włas­nym umysłem. I czatuje na nich, chcąc się zemścić za zabicie Zmiennego. Szczególnie zawzięła się na Jednookiego.
To Jednooki zabił czarodzieja Zmiennokształtnego, ponieważ tamten kiedyś zabił jego brata Tam-Tama.
- Koło zemsty obraca się nieustannie - westchnął Konował. - Być może czai się na wszystkich, którzy byli wplątani w całą sprawę.
- To im, jak dotąd, nie przyszło do głowy.
- Sądzę, że jednak o tym pomyśleli.
- Z tymi klaunami nigdy nie możesz być pewien. - Konował odchylił się do tyłu, zamknął oczy. - Opowiedz mi jeszcze o Mogabie.
Murgen miał dużo do opowiedzenia.
Konował zauważył na koniec:
- Zawsze podejrzewałem, że są w nim jakieś sfery, z którymi się nie zdradza. Ale ofiary z ludzi? To już trochę za dużo.

Podstrony