— Uśmiechnęła się do Cerwina i dodała: — O, to Rache z poczęstunkiem dla
nas. Usiądź i czuj się jak u siebie.
Służąca przyniosła kawę, małe ciasteczka, krem i przyprawy. Postawiła tacę na
stoliczku i opuściła pokój. Keffria usiadła i uśmiechała się do gości. Delo trwała
nerwowo na krawędzi otomany i ciągle patrzyła na drzwi. Ronica domyśliła się,
że dziewczynka ma nadzieję na szybkie pojawienie się Malty, która wyrwie ją
z kręgu dorosłych. Tak czy owak, czekała.
Keffria natychmiast przeszła do ataku.
— A zatem, cóż cię sprowadza do nas dzisiaj, Cerwinie?
Spojrzał jej zuchwale w oczy, ale gdy się odezwał, jego głos pozostał łagodny.
— Malta zaprosiła mnie. . . nas. Towarzyszyłem Delo na targowisku podczas
popołudniowych zakupów. Przypadkowo spotkaliśmy pani córkę i weszliśmy ra-
zem do kawiarenki. Malta zaprosiła nas do siebie.
— Doprawdy. — Ton Keffrii nie kwestionował jego opowieści. Ronica miała
nadzieję, że jej konsternacja nie była tak wyraźnie widoczna jak przerażenie jej
córki. — No cóż, to głupiutkie dziecko nie powiadomiło nas o tej wizycie. Ale ta-
kie są dziewczynki w jej wieku, a moja córeczka jest gorsza od innych. Obawiam
się, że jej głowę zapełniają niemądre fantazje i z ich powodu Malta zapomina
o zdrowym rozsądku i kurtuazji.
Ronica niemal przez mgłę słyszała słowa Keffrii, zastanawiała się bowiem, jak
często jej wnuczka wyślizgiwała się sama na targowisko i czy spotkanie z Trellami
rzeczywiście było przypadkowe. Popatrzyła na Delo w zamyśleniu. Czy dziew-
czynki mogły zaplanować to „przypadkowe” spotkanie?
Jak gdyby na sygnał, do pokoju weszła Malta. Rozejrzała się wokół, z osłu-
pieniem wpatrując się w grupę osób siedzących przy poczęstunku i na jej twarzy
pojawiła się przebiegłość i ostrożność. Ronice nie podobała się mina wnuczki.
Kiedy ta trzynastolatka nauczyła się takiej rozmyślności i krnąbrności? Jasne by-
ło, że miała nadzieję na spotkanie we trójkę z Delo i Cerwinem. A równocze-
śnie. . . Chyba jednak nie oczekiwała dzisiaj gości. Wprawdzie włosy miała sta-
rannie uczesane, a usta — lekko umalowane, wszakże jej sukienka na szczęście
była stosowna dla dziewczynki w jej wieku: prosta, wełniana, niezbyt długa, ha-
ftowana przy szyi i na brzegu. Ale. . . Malta nosiła ją w dość szczególny sposób:
127
zwarcie przepasaną szarfą (by podkreślić talię) i mocno obciągniętą na krągłym łonie. Wyglądała jak młoda kobieta w dziecięcych łaszkach i tak też potraktował
ją Cerwin Trell, wstając na jej widok.
Było zatem gorzej, niż Ronica się obawiała.
— Malto — pozdrowiła dziewczynkę Keffria i uśmiechnęła się do niej. — De-
lo przyszła cię odwiedzić. Może najpierw zjecie z nami kilka ciastek i wypijecie
kawę?
Dziewczynki wymieniły spojrzenia. Trellówna przełknęła ślinę i oblizała war-
gi.
— A później możesz nam pokazać winorośl — powiedziała. — Mówiłaś, że
cała jest w pąkach. — Odchrząknęła i odezwała się głośniej niż było potrzeba
w stronę Keffrii: — Podczas naszego ostatniego spotkania Malta opowiadała nam
o waszej oranżerii. Mój brat żywo się interesuje kwiatami.
Keffria zmusiła się do uśmiechu.
— Naprawdę? W takim razie ma wiele do obejrzenia. Moja córka spędza nie-
wiele czasu w pomieszczeniach cieplarni, toteż dziwię się, że w ogóle pamięta
o istnieniu naszej ozdobnej winorośli. Oprowadzę Cerwina sama. W końcu —
uśmiechnęła się do młodzieńca — nie mogę go zostawić z moją złotą rybką, po
tym, czego próbował ostatnim razem!
Ronica prawie współczuła Cerwinowi, który starał się uśmiechać i nie poka-
zywać po sobie, że pojął aluzję.
— Na pewno spędzę cudowne popołudnie, pani Keffrio.
Ronica sądziła wcześniej, że to ona będzie musiała panować nad sytuacją. Na
szczęście, jej córka świetnie sobie radziła. Aż do końca deseru babka prowadziła
jedynie grzecznościową pogawędkę, pilnie wszystko obserwując. Szybko utwier-
dziła się w przekonaniu, że Malta i Delo rzeczywiście zaplanowały dzisiejsze spo-
tkanie, przy czym Trellówna wyraźnie wydawała się z tego powodu zakłopotana
i dręczyło ją poczucie winy. Malta — przeciwnie. Może nie wyglądała na roz-
luźnioną, ale na pewno była zdecydowana. Całkowicie skupiła się na Cerwinie
i mówiła tylko do niego. Chłopiec odpowiadał jej, chociaż zdawał sobie sprawę
z niestosowności całej sytuacji. Zachowywał się jak mysz zafascynowana wężem.