Pod tym względem Watykan musiał się douczyć. Jan XXIII, pragnący być dla wszystkich raczej bratem, niż ojcem, uczynił skromny początek; a dopiero Paweł VI ruszył w świat odrzutowcem. Podług wypowiedzi Kurii uczynił to "jak Paweł pośród Greków i Rzymian", ludziom jednak pozostał dziwnie obcy.
Przy tym Kościół "podejmuje zmaganie się z duchem tego świata, co nie jest niczym innym jak zmaganiem się o duszę tego świata" (PPN 96). Papieże muszą zatem wychodzić na ziemskie targowiska, te "nowożytne areopagi" (PPN 96), na pola bitewne "nauki, kultury, środków przekazu" i w "środowiska elit intelektualnych, środowiska pisarzy i artystów" (PPN 96).
Jana Pawła II przyjęto w wielu krajach. Jest on - jako dziedzic i użytkownik rozwoju, jaki się dokonał - pierwszym, który wręcz żyje z tak zwanych podróży apostolskich.
Rzymowi z początku dano też, z niewieloma wyjątkami, bardzo życzliwie tę świeżą szansę. Wielu sprawiało wrażenie gotowych do wysłuchania, co mówi Watykan. Widać był już najwyższy czas na wyjście papieża do ludzi, podczas gdy zadawniona izolacja Kurii okazała się błędnym rozwiązaniem. Najwyraźniej miejsce papieża było pośród ludzi.
Z uznaniem spotkała się odwaga Wojtyły, aby wyłamać się z getta swego urzędu, słuszność wytycznych oceniać w pracy na przodku, wyjść na ulice świata. Oto zwierzchnik Kościoła rzymskokatolickiego pojawił się wreszcie jako człowiek pośród ludzi, a nawet jako dotykalny papież, z góry cieszący się ogromnym kredytem zaufania.
W znacznej mierze z tego właśnie powodu zapytuję, co się stało z nadziejami tak wielu, co Wojtyła z nimi począł, a czego zaniedbał. Trzeba wyjaśnić, czy właśnie tak ufne wyjście mnóstwa ludzi naprzeciw oraz ich gotowość do rozmowy z papieżem, a zwłaszcza z Wojtyłą, nie obróciły się w pustkę z powodu form i treści jego podróży apostolskich? Czy Watykan istotnie uświadomił sobie, jaka niespodziewana szansa mu się nastręczyła? Czy też wbrew godnym uznania wysiłkom Jana Pawła II sam sobie zablokował drogę? Czy podróżujący Papież przemawia do wszystkich ludzi, czy tylko do ich znikomej cząstki?
Pytania te nasuwają się nie tylko w odniesieniu do podróży Papieża; trzeba na nie odpowiedzieć także wobec jego najnowszej książki. Czy Karol Wojtyła proponuje prawdziwą rozmowę? Czy ją podejmuje? Czy też upiera się przy aż nadto znanych monologach Kościoła po wczorajszemu protekcjonalnego? Czy jego prawda jest w ogóle otwarta na ryzykowny dialog? Czy tak utwierdzona, że można się jej tylko uczyć, ale nie dyskutować? A może ten Papież tylko stwarza pozory dialogu?
Nowa książka jest napisana w stylu encyklik, więc w każdym szczególe pouczająco.
Papież sporządza nadzwyczaj męczące układanki z cytatów biblijnych, popisuje się znajomością św. Tomasza z Akwinu i jemu podobnych "katolickich" myślicieli; i przemawia chyba do bardzo nielicznych odbiorców z wyjątkiem niektórych profesorów teologii starej szkoły i dziecięco naiwnych dziennikarzy.
Tak często fatygowana przez Papieża Biblia wypada w tych monologach równie martwo jak częstokroć powoływany ostatni Sobór. Nie świadczy to o pogłębionej znajomości Biblii i tradycji, wyszkolonej na nowoczesnych badaniach, kiedy Wojtyła cytat po cytacie wyrywa z kontekstu i zlepia dowolnie jako "autentyczne słowa Jezusa". Dziś już nawet studentowi drugiego semestru nie wolno używać Biblii na kształt kamieniołomów i wyłupywać z niej kawałków, jakie tylko są mu potrzebne. A czy wolno to papieżowi, który chce, aby go traktowano poważnie?
Wobec znaczenia, jakie Wojtyła przypisuje swoim wysiłkom, nie od rzeczy będzie zapytać o skuteczność tych wizyt i książek, nastawionych na dialog. Bo jak tu przekraczać próg nadziei, skoro nie udało się przekroczyć nawet progu dzielącego od ludzi?
Chcę przedstawić ten problem na przykładzie podróży Papieża, uważanych za charakterystyczny rys Wojtyły. Do jego książki, jak się okaże, w sumie się odnosi to samo. Jakkolwiek obficie Wojtyła szczyci się tu (i zanudza) swoją przeszłością jako filozofa moralnego w służbie Kościoła: przecież trochę więcej kontaktu również z pracami egzegetycznymi nie zaszkodziłoby jemu ani też jego książce.
Gdy analizuje się przebieg tych wizyt, niełatwo doszukać się w nich czegoś, co by miało charakter właśnie dialogu. Już i forma zewnętrzna wizyt papieskich odpowiada wizycie na szczeblu państwowym, po której nikt z mieszkańców odwiedzanego kraju nie może się spodziewać rozmowy, a tym bardziej dyskusji z odwiedzającym: z wyjątkiem zaproszonych gości, których spotyka się także przy wszystkich innych wizytach państwowych.