- Na to wygląda, ale...
- Pan wybaczy, dyrektorze; w ciągu dwustu dwudziestu lat istnienia tego kraju z ręki zamachowców zginęło czterech prezydentów, dwóch czy trzech kandydatów na prezydentów, kilku przywódców organizacji walczących o swobody obywatelskie, paru gubernatorów, ale nigdy, podkreślam: nigdy dotąd nie targnięto się na życie sędziego Sądu Najwyższego. A dziś, proszę, w ciągu jednej nocy, ba! w ciągu dwóch godzin - mamy dwie ofiary ze składu tego dostojnego ciała. A pan nie jest przekonany, że zbrodnie są ze sobą powiązane!
- Tego nie powiedziałem. Na pewno łączy je jakaś nić. Mówiłem tylko, że ofiary zamordowano w odmienny sposób i w odmiennych okolicznościach. Nie ulega natomiast wątpliwości, że obydwu zbrodni dokonano niezwykle fachowo. Poza tym proszę nie zapominać, że mieliśmy tysiące gróźb pod adresem sędziów.
- Rozumiem. Kim są pańscy podejrzani?
Nikt nie używał takiego tonu wobec F. Dentona Voylesa. Nikt go nie przesłuchiwał. Dyrektor FBI spiorunował prezydenta wzrokiem i cedząc słowa odparł:
- Jeszcze za wcześnie na wskazanie winnych. Jesteśmy na etapie zbierania dowodów.
- W jaki sposób morderca dostał się do domu Rosenberga?
- Nie wiadomo. Nie widzieliśmy, jak wchodzi, pojmuje pan? Bez wątpienia zakradł się tam niepostrzeżenie i ukrył w jakimś zakamarku. Przypominam, że sędzia Rosenberg nie wpuszczał agentów do środka. Rutynowej kontroli posiadłości dokonywał Ferguson i robił to każdego popołudnia po powrocie sędziego z pracy. Jak mówiłem, jesteśmy dopiero na początku śledztwa i nie znaleziono żadnych śladów pozostawionych przez mordercę. Nie mamy niczego oprócz ciał. Późnym popołudniem otrzymam raporty balistyczne i wyniki sekcji zwłok.
- Proszę mi je przesłać, gdy tylko je pan dostanie.
- Tak, panie prezydencie.
- Do piątej po południu proszę mi przedstawić listę podejrzanych. Czy wyrażam się jasno?
- Oczywiście, panie prezydencie.
- Chciałbym także otrzymać raport dotyczący ochrony sędziów Sądu Najwyższego. Z wyszczególnieniem popełnionych błędów.
- Zakłada pan, że popełniono jakiś błąd?
- Mamy dwóch martwych sędziów, którzy byli chronieni przez FBI. Wydaje mi się, że naród ma prawo wiedzieć, kto zawiódł. Bo ktoś na pewno zawiódł, dyrektorze.
- Mam meldować panu czy narodowi?
- Mnie!
- Po czym pan zwoła konferencję prasową i przedstawi sprawę narodowi, czy tak?
- Obawia się pan napiętnowania, dyrektorze?
- W żadnym razie. Rosenberg i Jensen nie żyją, ponieważ nie chcieli z nami współpracować. Doskonale zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa, lecz nie przejmowali się. Pozostała siódemka sędziów poszła na współpracę i dzięki Bogu ma się nie najgorzej.
- Jest pan pewny? Może sprawdzimy? Bo widać, że sędziowie padają jak muchy. - Prezydent uśmiechnął się do Coala, który parsknął, szydząc z dyrektora niemal w żywe oczy.
- Panie dyrektorze, czy wiedział pan, że Jensen odwiedza tego rodzaju przybytki? - odezwał się szef gabinetu.
- Był dorosły. Gdyby mu nawet przyszło do głowy tańczyć nago na stole, nikt nie mógłby mu w tym przeszkodzić.
- Zgadzam się z panem - oznajmił uprzejmie Coal. - Ale nie odpowiedział pan na moje pytanie.
Voyles nabrał powietrza w płuca i odwrócił głowę.
- Owszem, podejrzewaliśmy, że ma skłonności homoseksualne, i wiedzieliśmy, że lubi odwiedzać kina porno. Nie mamy jednak obowiązku ani chęci, panie Coal, rozpowszechniać takich informacji.
- Do wieczora chcę mieć wszystkie raporty na biurku - wtrącił prezydent. Voyles milcząco wpatrywał się w okno, jakby nieobecny duchem. Wobec tego prezydent przeniósł wzrok na Gminskiego, dyrektora CIA. - Bob, chcę, żebyś udzielił mi szczerej odpowiedzi.
Gminski zesztywniał i zmarszczył brwi.
- Słucham, panie prezydencie. O co chodzi?
- Chcę wiedzieć, czy te zabójstwa mają związek z działalnością jakiejś agencji, organizacji czy grup nadzorowanych przez rząd Stanów Zjednoczonych.
- Chyba nie mówi pan tego poważnie, panie prezydencie! To absurd!
Gminski udawał oburzenie, ale prezydent, Coal, a nawet Voyles zdawali sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe.
- Mówię śmiertelnie poważnie, Bob.
- Ja też! I zapewniam pana, że nie mamy z tym nic wspólnego. Jestem zaskoczony, że coś takiego przyszło panu do głowy. To zupełny nonsens!
- Sprawdź to, Bob. Chcę mieć stuprocentową pewność. Rosenberg nie był zwolennikiem bezpieczeństwa narodowego. Narobił sobie tysiące wrogów w wywiadzie. Po prostu sprawdź to, dobrze?
- W porządku.
- Chcę mieć raport przed piątą.
- Oczywiście. Ale to strata czasu.