Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

– Sierżant uśmiechnęła się tak, że słychać było przez radio. – Będziemy u was za jakąś minutę.
– A ja już jestem – powiedział Pahner, podchodząc do Rogera. – Musi pan wynieść się ze statku, Wasza Wysokość. Plutonowy Despreaux jest już na pokładzie promu, tak samo jak większość rannych.
– Ktoś musi zająć ten mostek, Armandzie – powiedział Roger napiętym głosem. – I to w możliwie nie naruszonym stanie. Kto jest do tego najlepszy?
– Nie będzie pan szturmował mostka – stwierdził kapitan. – Jeśli pana stracimy, to wszystko pójdzie na marne.
– Jeśli stracimy statek, też.
– Przylecą następne. – Pahner położył dłoń na ramieniu księcia.
– Jakie jest nasze zadanie, kapitanie? – powiedział ostro Roger, a Pahner zawahał się na
chwilę.
– Chronić pana, Wasza Wysokość – powiedział wreszcie.
– Nie. Naszym zadaniem jest chronić Imperium, kapitanie. Ochranianie mnie to tylko część tego zadania. Jeśli sam Temu Jin dotrze do domu i uratuje moją matkę, świetnie. Jeśli pan wróci i zrobi to samo, świetnie. Jeśli Julian wróci i wykona zadanie, świetnie. Matka może sprawić sobie nowego następcę. Jeśli zechce, może użyć DNA taty Johna i Alexandry. Nasze zadanie, kapitanie, to uratować Imperium. A żeby to zrobić, musimy zdobyć ten statek. A żeby go zdobyć, musimy wykorzystać ludzi, którzy mogą to zrobić najlepiej i wystarczająco szybko znajdą się na miejscu. A to oznacza, że najbardziej odpowiednim człowiekiem do wykonania tego zadania jest pułkownik Roger MacClintock. Czy nie mam racji?
Armand Pahner przez długą chwilę patrzył w milczeniu na mężczyznę, którego życia bronił
przez ostatnie osiem koszmarnych miesięcy. Potem pokiwał głową.
– Ma pan rację, sir – powiedział.
– Tak myślałem – odparł Roger i wycelował swoje działko plazmowe w drzwi.

* * *

Giovannuci spojrzał na oficera taktycznego i kiwnął głową, kiedy pierwsza eksplozja wstrząsnęła mostkiem.
– Na trzy – powiedział, wsuwając swój klucz w otwór konsoli.
Porucznik Cellini wyciągnął powoli rękę, ale zawahał się. Jego ręka opadła, a on sam pokręcił głową.
– Nie. To nie jest tego warte, sir. – Odwrócił się do Iovana; pistolet podoficera był teraz wymierzony prosto między jego oczy. – Dwieście osób załogi żyje, sierżancie. Dwieście osób.
Zabije ich pan wszystkich? W imię czego? Skorumpowanej władzy, która każe chronić środowisko, a sama buduje sobie pałace w najpiękniejszych zakątkach? Zabije pan mnie i siebie, i pułkownika. Niech się pan zastanowi, co my tu robimy!
Giovannuci spojrzał na sierżanta i uniósł podbródek pytającym gestem.
– Iovan?
– Każdy kiedyś umiera, poruczniku – powiedział sierżant i pociągnął za spust. Głowa Celliniego eksplodowała, a Iovan westchnął. – Co za bezsensowna strata życia – powiedział, wycierając mózg z klucza i spoglądając na pułkownika. – Powiedział pan na trzy, sir?

* * *

Chromfram był prawie całkowicie odporny na ogień plazmy, ale „prawie” to pojęcie
względne. Nawet chromfram przekazywał energię do swojej wewnętrznej matrycy, co w przypadku pokładu dowodzenia oznaczało cero-plastik wysokiego stopnia kompresji. A kiedy nagromadzone ciepło kolejnych wyładowań plazmy zaczęło w nią wsiąkać, matryca zaczęła się roztapiać, a potem palić...
– Wyrwa! – krzyknął Roger, kiedy drzwi zadygotały i pękły. Przez krótką chwilę białe światło z mostka oświetlało dym i parę z płonącej matrycy, zanim chciwie wessała je próżnia.
Korytarza po prostu nie było. Żar wybuchów plazmy roztopił grodzie i podłogę; w wielkiej dziurze widać było chromframowy cylinder mostka, trzydziestometrowej średnicy i pięćdziesięciometrowej wysokości, przymocowany do opancerzonego rdzenia napędu.
Teraz Roger musiał pokonać pięciometrowej szerokości przepaść dzielącą go od pękniętych drzwi.
– Teraz albo nigdy – mruknął i włączył napęd skokowy pancerza, ale o wiele ostrożniej niż Julian.
Przepłynął nad otchłanią, jedną ręką podtrzymując działko plazmowe, drugą wyciągając w stronę otworu i ściany cylindra. Wyciągnięte ramię zniknęło w wyrwie, ale palce nie znalazły żadnego zaczepienia. Książę poczuł ukłucie paniki. Ale zaraz potem jego dłoń zacisnęła się na poszarpanej krawędzi otworu.
– Bułka z masłem – wysapał; „mięśnie” egzoszkieletu pancerza jęknęły, kiedy podciągnął się na wąską półkę – wszystko, co pozostało z zewnętrznego obramowania drzwi. Zaparł się i szarpnął krawędzie otworu, poszerzając go. Matryca chromframu zaczęła rozpadać się pod ostrzałem plazmy, a teraz iskrzyła pod dotykiem opancerzonej dłoni, wracając do swojej pierwotnej struktury atomowej chromu i selenu.

* * *

Kiedy Roger wszedł do pomieszczenia z uniesionym działkiem plazmowym, zobaczył, że Giovannuci i Iovan stoją z rękami za głową, a reszta załogi mostka siedzi za nimi przy swoich stanowiskach. Wszyscy mieli na sobie kombinezony dla ochrony przed próżnią, która wypełniała teraz większą część statku.