Jutro leci do Kalifornii i wróci dopiero za parę tygodni.
Val odsunęła jego dłoń.
– Nic nie mów. W podtekście kryje się wiadomość typowa dla facetów: prześpijmy się ze sobą ostatni raz. Nie ma mowy. Nie jestem zwolenniczką ckliwych rozstań.
Skrzywił się.
– Tak to odebrałaś? Przepraszam.
Nigdy nie chciał wiedzieć, czego nie lubi Val, i nigdy nie dzielił się z nią swoimi mrocznymi tajemnicami. Czy mogła zrodzić się między nimi głębsza więź? Może tak, a może nie.
Już się tego nie dowie. I dobrze. Tak będzie bezpieczniej.
– Będę za tobą tęsknił Val.
– Ja za tobą też.
– Pewnie znajdziesz kogoś lepszego o wiele szybciej, niż ja znowu umówię się na randkę.
– Brzmi jak dowcip, ale jakoś nie chce mi się śmiać. – Jej głos był poważny. – Dziwny z ciebie facet, Donovan. Jesteś mądry, zabawny i przystojny i całkiem nieźle ci się wiedzie, a zachowujesz się tak, jakbyś nie potrafił uwierzyć, że komuś może na tobie zależeć. To dlatego rozszedłeś się z Kate?
Przypomniał sobie, dlaczego wolał jej sienie zwierzać.
– Jeżeli chcesz poznać całą historię, spytaj Kate. Może ona ci powie.
– Na pewno nie. Kate nigdy nie pisnęła słówkiem, dlaczego cię zostawiła. Jest wyjątkowym przykładem kobiecej dyskrecji. Większość kobiet wyżaliłaby się i opowiedziała całą historię ze szczegółami, oczekując pocieszenia.
Zabrzęczał toster. Val wstała ze stołka i podeszła do piekarnika.
– Sex shop zamknięty, ale zaproszenie na zupę nadal aktualne.
– Cudownie. Za twoimi zupami też będę tęsknił.
– Prześlę ci e-mailem kilka przepisów – powiedziała chłodno. Podeszła do kredensu i wyjęła dwa talerze. Donovan zastanawiał się, ile jeszcze rzeczy zmieni swój bieg z powodu powrotu Kate.
10
Od wyjazdu Kate do San Francisco minął tydzień. Donovan tęsknił za nią przez cały czas. Teraz, przygotowując sałatę, zastanawiał się, kiedy wreszcie wróci do Maryland. Zgodnie z tym, co mówiła – za tydzień, ale podejrzewał, że przyjedzie dopiero w marcu, kiedy zrobi się cieplej.
Drzwi nagle otworzyły się i do kuchni weszła Kate. W jednej ręce trzymała torebkę, a w drugiej torbę podróżną. Była ubrana w elegancki płaszcz, o wiele za lekki jak na piętnastostopniowy mróz. Na jej twarzy malowało się wzburzenie. Miała ciasno związane włosy i wyglądała krucho jak figurka z porcelany. Pewnie otworzyła drzwi kluczem, który dał jej, zanim wyjechała. Dlaczego, u diabła, nie uprzedziła go, że wróci wcześniej?
Żeby wytrącić go z równowagi. Żeby zdobyć przewagę w konflikcie, który wisiał w powietrzu. O zaufaniu nie mogło być mowy.
Nie winił jej za to, że jest niespokojna. Sam był zdenerwowany. Ale bardzo się ucieszył, że ją widzi.
– Więc rozpoczęło się wspólne mieszkanie. Spodziewałem się ciebie najwcześniej za tydzień.
– Szybko się uporałam z moimi sprawami. – Położyła torebkę na blacie, a torbę postawiła na podłodze. Objęła się ramionami, żeby opanować dreszcze. – Miałam opory, ale im szybciej zaczniemy, tym szybciej się to skończy.
Nie zamierzał zaprzeczać.
– Jak lot?
– Długi i męczący. Trzeba być chorym na umyśle, żeby wyjeżdżać z Kalifornii w środku zimy.
Powiesiła płaszcz do szafy. Donovan zastanawiał się, czy będzie chciała pożyczyć od niego coś do ubrania, dopóki sobie czegoś nie kupi. Przynajmniej granatowe spodnie i sweter sprawiały wrażenie ciepłych.
– Przyniosę resztę twojego bagażu – zaproponował.
– Sama mogę to zrobić – mruknęła. Oparł ręce o blat.
– Wiem, że możesz, Cudowna Kobieto. Ale czy naprawdę chcesz?
– Daruj sobie komplementy. Nie jesteśmy parą. Nie jesteśmy nawet przyjaciółmi. Po prostu mieszkamy w tym samym domu.
Domyślił się, skąd bierze się jej zgryźliwość.