Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Aresztowaliśmy Malone’a i profesora Challengera. Dostali lekki łomot pałami i teraz obciążają się nawzajem, Malone zeznał, że profesor w Ameryce Południowej jadł małpie mięso i narzekał, iż smakuje podobnie jak ludzkie, co znaczy, że znał jego smak. Profesor opowiedział, jak Malone upiekł i spożył przedstawiciela Pitecantropus erectus. Ale od czasu, gdy ich zapudłowaliśmy, Rozpruwacz rozpruł kolejną kobietę.
– Czyli mają alibi... Jak poszukiwania Stomila?
– W martwym punkcie, ale daliśmy znać wszystkim posterunkowym.
– Mam nowy trop. Tym razem uderzymy w sam cel.
Brwi policjanta uniosły się do góry.
– Kto?
– Głupio powiedzieć, ale Rozpruwaczem jest doktor Watson.
– Coś podobnego. Skąd wiesz?
– No cóż. Po pierwsze, nie ma alibi na czas żadnego z morderstw.
– Myślałem, że mieszkają panowie razem.
– Owszem, ale w jego części mieszkania jest dodatkowe wyjście. Zapewne wymykał się nocami... polować.
– Rozumiem. Czy są jakieś poszlaki dodatkowe? – Cała masa. Ciągle kierował śledztwo na fałszywe tory. Najpierw bredził o wróżeniu z wnętrzności, co doprowadziło do aresztowania pana Dinozauropulosa. Potem o przeszczepach narządów wewnętrznych. To oczywiście bzdura, odciętej ręki nie można przyszyć, a co dopiero nerkę!
Później doprowadził do aresztowania cenionego profesora i jego zacnego przyjaciela dziennikarza, wreszcie te buty znalezione na miejscu zbrodni. Jak przebiegle odkrył w ich wnętrzu nazwisko właściciela! Ale przejrzałem jego podłą grę. Pewnie sam je tam podrzucił...
– Faktycznie, to wystarczy, żeby go skazać – ucieszył się Lestrade. – Wezmę dziesięciu ludzi i idziemy po niego...
 
Jakub wynurzył się z wychodka, dzierżąc nieciekawie umazaną srebrną blaszkę.
– No – powiedział. – Pora wracać. Wsiadł do budki stojącej z lewej.
– Cholera – mruknął. – Jak tu skoczyć do domu? Rozejrzał się w zadumie po wnętrzu.
– Tak na chłopski rozum powinno gdzieś tu być ustrojstwo do ustawiania stacji docelowej. O, na przykład to.
Na niedużym ekranie płonęły literki.
– Londyn – przesylabizował. – Aha, czyli ten historyk za dychę chciał lecieć ode mnie do Londynu i dlatego wszystko się pokiełbasiło. Datę ustawiłem, a miejsca nie... Czyli teraz trza datę i nazwę wsi.
Pod ekranikiem znajdowała się nieduża klawiatura. Jakub wpisał „Stary Majdan”. Na tarczy ustawił datę i godzinę. Wcisnął czerwony guzik i po chwili ze wzruszeniem oglądał stare, znajome, zarośnięte pajęczynami kąty swojej chałupy.
– Dobrze wrócić do siebie – westchnął. – A że z Bardakami nie wyszło, to nawet i lepiej. Gdybym nie miał wrogów, nudno by było na tej emeryturze...
W pięć minut później obudził się historyk.
– Mogę dać ci wody, ale uwierz mojemu doświadczeniu, klin najlepiej klinem wybijać.
Egzorcysta nalał mu szklankę bimbru.
– Rany, gdzie jest klucz kodowy? – Historyk pomacał się po kieszeni. – Pomóż mi szukać, bez tego nie wrócę do domu...
– Spoko. Siedzi pewnie w drzwiach tej twojej budki. Chyba wczoraj zapomniałeś wyjąć...
– Ach tak...
Podszedł do maszyny czasu i wyciągnął blaszkę za wystający koniec. Potem podejrzliwie popatrzył na swoje palce i pociągnął nosem, a jego twarz przybrała wyraz udręki. Jakub udał, że niczego nie zauważył.
– Zdaje się, że masz jakieś pytania – uśmiechnął się. – Jeśli jesteś gotów, to weź długopis i notuj...
 
Epilog
Sierpień 1918 r.
Doktor Watson trzęsącą się dłonią wyrył na murze celi trzydziestą kreskę rocznicową... Wrócił do stolika i długo wodził piórem po pożółkłych nieco kartkach.
– Wiesz, nie rozumiem cię – odezwał się ze swojej pryczy Tom, stary przemytnik, zapudłowany, jak i Watson, na dożywocie za skasowanie kilku celników. – Facet cię wpakował do pierdla na całe życie, a ty opisujesz jego dokonania...
– Wpakował – przyznał niechętnie doktor. – Ale to mimo wszystko był geniusz. Nie chcę, aby ludzkość o nim zapomniała.
– Moim zdaniem, to ten cały twój Holmes był Rozpruwaczem – mruknął szmugler. – To dziwne, że zabójca przestał mordować akurat tego dnia, kiedy cię zapuszkowali.
– Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego przestał – westchnął Watson.
Drzwi celi otworzyły się z hukiem. Stanął w nich strażnik. W ręce trzymał paczkę.
– Te, Rozpruwacz, jest dla ciebie przesyłka.
Rzucił mu pakunek i wyszedł. Doktor rozerwał szary papier i wysypał na stolik pięć egzemplarzy autorskich. Tom uniósł jeden do oczu.
– „Przygody Szerloka Holmesa” – przeczytał tytuł.
– Dlaczego podpisane Artur Konan Dojl? To przecież twoja książka...
– Musiałem użyć pseudonimu – westchnął Watson.
– Wydawca nie chciał się zgodzić...
– Ja tam na handlu literaturą się nie znam, ale moim zdaniem ludziska chętniej kupowaliby książki podpisane Kuba Rozpruwacz...
WYCIECZKA