Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

.. poza...
– Wiem. Chorujesz nawet na samą myśl o ostrej broni, nie mówiąc o wykuwaniu jej.
– Nie mogę tego robić.
– Jakie to wygodne – stwierdziła Kadara.
Dorrin spojrzał na nią.
– Każdego dnia próbuję leczyć ludzi, którzy umierają, bo ich ciała nie mają dość pożywienia, żeby oprzeć się gorączce, biegunce albo gruźlicy. Połowa ludności Diev zamarza powoli, bo nie stać ich na drewno, a nie mają sił, żeby iść na wzgórza, ściąć drzewa i przynieść je do domu. Czuję się winny, ponieważ mamy co jeść. Nawet bycie handlarzem stało się bardzo ryzykowne, wiecie o tym. Czego chcesz, Kadaro?
– Przepraszam, Dorrin. Ale nie jest mi przykro. Jesteśmy coraz starsi i bardziej zmęczeni, a ty bogacisz się i odnosisz sukcesy. Masz dom. Masz co noc czyste łóżko i ludzi, którzy o ciebie dbają. Każdy odwraca wzrok, kiedy jedziemy drogą. Śmierć przywarła do nas jak pijawka.
Dorrin spojrzał w stół.
– To nie pomoże – powiedział Brede zmęczonym głosem.
– Pozwólcie mi pomyśleć... mówiłem to na jesieni, prawda? – Dorrin patrzył w stół. Noże, które tną jak noże, a nie są ani nożem, ani mieczem? Czy może zrobić coś z prochem strzelniczym? – Czy mają przy sobie białych magów... mam na myśli Certan?
– Prawdopodobnie. Niektóre oddziały będą miały.
– Jak radzi sobie wasz oddział?
– Należy teraz do Kadary.
Dorrin popatrzył na nich, dostrzegając, że oboje noszą galony.
– Brede jest starszym dowódcą, ma pod sobą trzy oddziały.
– Och... – Dorrin próbował myśleć. – Czy oni wszyscy korzystają z dróg?
– Wszyscy korzystamy z dróg – prychnął Brede. -– Jak inaczej poprowadzisz żołnierzy przez wzgórza? Wszystko inne zamienia się w kurz i błoto.
– Hmm...
– Jeśli to pomoże, wielce zamożny kowalu, Rada upoważniła mnie do zakupu broni za dwa złote... – Ton Brede’a był ironiczny.
– Wydaj je na zapasy – warknął Dorrin.
Tym razem Brede patrzył w stół. Kadara odłamała kawałek chleba i zaczęła go gryźć.
– Wymyślę coś, ciemności wiedzą co, ale coś... i dostaniecie dwie tarcze. – Dorrin wstał i podszedł do pieca, żeby ponownie napełnić kubki. Chociaż najpierw nalał sobie.
– Ciężko pracujesz – powiedział powoli Brede. – Może nie tak ciężko jak żołnierz, ale oczy masz zmęczone, a na twarzy przybyło ci zmarszczek.
– Staram się – odparł Dorrin. – Ale wszystkiego robi się więcej, niż myślałem. Jeśli chcę zbudować silnik, potrzebuję pieniędzy na stal i narzędzia. To oznacza więcej pracy... – Wrócił do stołu.
– Dorrin, tylko co chcesz zrobić z takim silnikiem? Do czego go wykorzystasz? – zapytała Kadara.
– Mógłbym go wykorzystać jako napęd tartaku albo statku, albo młyna. Statek ma największy sens, ponieważ ocean ma wewnątrz więcej ładu.
– Lepiej zbuduj go szybko – odezwał się Brede. – Chyba że znajdziesz sposób, żeby powstrzymać Fairhaven i ich łapaczy.
– Widziałeś ostatnio swoją handlarkę? – zapytała Kadara.
– Nie. – Dorrin usiadł. – Została ranna, ale nie potrafię jej odnaleźć.
– I tak siedzisz tutaj? – Kadara odstawiła kubek na stół.
– A gdzie według ciebie mam iść? – zapytał Dorrin.
– Czasami opłaca się poczekać – odezwał się Brede. – A tego często najtrudniej się nauczyć. – Oderwał kawałek chleba i zaczął jeść.
– Przestań być taki stary, mądry i filozoficzny. – Kadara uśmiechnęła się blado.
Dorrin powoli wypuścił oddech.
– Czy to nie lepiej, niż być młodym, popędliwym i głupim? – roześmiał się Brede.
– Nie za bardzo. A może tak być młodym i szczęśliwym?
– To było w innym kraju, dziewczyno. Ale spróbuję.
Dorrin ugryzł kawałek suszonej gruszki i popił jabłecznikiem, myśląc o tarczach, niewidzialnych mieczach i drogach... i zbliżającej się agonii Liedral.
CII