Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

SkinÄ…­wszy na swych towarzyszy, by szli za nim, poprowadziÅ‚ ich do drzwi komnaty, otworzyÅ‚ jÄ… i wprowadziÅ‚ ich do Å›rodka. Pomie­szczenie byÅ‚o rzÄ™siÅ›cie oÅ›wietlone, podobnie jak inne. Czerwony KapÅ‚an wziÄ…Å‚ ze stoÅ‚u karafkÄ™ z winem i napeÅ‚niÅ‚ krysztaÅ‚owe puchary. Gdy jego kompani pili Å‚apczywie, mruknÄ…Å‚:
- Co za noc! Już prawie świta. I co z wami, przyjaciele?
- Jeżeli dasz mi bandaże i tym podobne rzeczy, opatrzÄ™ Conanowi rany - rzekÅ‚ Murilo i Nabonidus kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, po czym ruszyÅ‚ w stronÄ™ drzwi prowadzÄ…cych do korytarza. JakaÅ› nieuchwytna zmiana w gÅ‚osie lub wyrazie twarzy kapÅ‚ana spra­wiÅ‚a, że Murilo przyglÄ…daÅ‚ mu siÄ™ bacznie. ZnalazÅ‚szy siÄ™ przy drzwiach Czerwony KapÅ‚an odwróciÅ‚ siÄ™ nagÅ‚e. Twarz mu siÄ™ zmieniÅ‚a: w oczach bÅ‚yszczaÅ‚ dawny ogieÅ„, a usta wykrzywiaÅ‚ bezgÅ‚oÅ›ny Å›miech.
- Umowa Å‚otrów! - mówiÄ…cego pobrzmiewaÅ‚ drwiÄ…co, jak zawsze. - Ale nie umowa gÅ‚upców. JesteÅ› gÅ‚up­cem, Murilo!
- Co chcesz powiedzieć? - młody szlachcic zrobił krok w jego kierunku.
- Stój! - głos Nabonidusa ciął jak bicz. - jeszcze krok, a zniszczę was!
Krew zastygła Murilowi w żyłach, gdy ujrzał, że Czerwony Kapłan ściskał w ręce koniec grubej, aksamitnej liny, która zwisała pośród draperii, tuż przy drzwiach.
- Co to za zdrada? - krzyknÄ…Å‚ Murilo. -- Przecież przy­siÄ…gÅ‚eÅ›...
- PrzysiÄ™gaÅ‚em, że nie opowiem królowi żarciku o tobie! Nie przysiÄ™gaÅ‚em, że nie wezmÄ™ spraw w swoje rÄ™ce, gdy na­darzy siÄ™ okazja. MyÅ›licie, że mógÅ‚bym przepuÅ›cić takÄ… okazjÄ™? W normalnych okolicznoÅ›ciach nie odważyÅ‚bym siÄ™ zabić ciÄ™ bez pozwolenia króla, ale teraz nikt siÄ™ o tym nie dowie. Tra­ficie do kadzi peÅ‚nych kwasu razem z Thakiem i nacjonalis­tycznymi gÅ‚upcami i nikt o tym nie bÄ™dzie wiedziaÅ‚. Cóż to byÅ‚a dla mnie za noc! Chociaż straciÅ‚em cenne sÅ‚ugi, to jednak pozbyÅ‚em siÄ™ niebezpiecznych wrogów. Stójcie! Jestem w pro­gu i nim zdoÅ‚acie mnie dopaść, pociÄ…gnÄ™ za ten sznur i wyÅ›lÄ™ was do piekÅ‚a. Tym razem nie przy pomocy szarego lotosu, lecz czegoÅ› równie skutecznego. Prawie każda komnata w mym domu to puÅ‚apka. Tak wiÄ™c, Murilo, ty gÅ‚upcze...
Zbyt szybko, by pochwycić to wzrokiem, Conan zÅ‚apaÅ‚ sto­Å‚ek i cisnÄ…Å‚ nim w kapÅ‚ana. Nabonidus krzyknÄ…Å‚ instynktow­nie wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ ku linie, lecz nie zdążyÅ‚. Pocisk wyrżnÄ…Å‚ go w gÅ‚owÄ™ i Czerwony KapÅ‚an zachwiaÅ‚ siÄ™, a potem runÄ…Å‚ na podÅ‚ogÄ™, na której szybko zaczęła siÄ™ rozlewać ciemnopurpurowa kaÅ‚uża.
- A jednak miał czerwoną krew - mruknął Conan. Murilo drżącą, rozcapierzoną dłonią przejechał po mokrych od potu włosach i oparł się o stół, żeby nie upaść, gdyż kolana uginały się pod nim z ulgi.
- Już świta - powiedział. - Wynośmy się stąd, zanim spadnie na nas jakieś nowe nieszczęście. Jeśli uda nam się przejść przez mur posesji tak, aby nas nie zauważono, to nikt nie będzie nas łączył z wydarzeniami tej nocy. Niech straż sama pisze wyjaśnienia.
ZerknÄ…Å‚ na pÅ‚awiÄ…ce siÄ™ we krwi zwÅ‚oki Czerwonego Kap­Å‚ana i wzruszyÅ‚ ramionami.
- Pomimo wszystko był głupcem: gdyby nie tracił czasu na szyderstwa, z łatwością schwytałby nas w pułapkę.
- No tak - rzekÅ‚ spokojnie Cymeryjczyk. - SpotkaÅ‚ go taki koniec, jaki pisany jest każdemu Å‚otrowi. ChÄ™tnie splÄ…d­rowaÅ‚bym ten dom, ale chyba lepiej bÄ™dzie nie zwlekać.
Gdy wymknęli się już z mrocznego ogrodu wybielonego świtem, Murilo powiedział:
- Czerwony KapÅ‚an odszedÅ‚ w ciemność, tak wiÄ™c moja przyszÅ‚ość w mieÅ›cie wyglÄ…da różowo i nie mam czego siÄ™ bać. Ale co z tobÄ…? Nadal wisi nad tobÄ… ta sprawa kapÅ‚ana z Labi­ryntu i...

Podstrony