Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Wprawdzie zaczęły mu latać przed oczami już czarne kółka, które się prędko
kręciły. Ale tych czarnych kółek było tylko sześć, a reszta wszystko było
jeszcze zielone. I Maciuś nie umarł, tylko trzy dni spał.
Starszy kapłan ludożerców bardzo się zawstydził, że tak zrobił, że chciał
otruć Maciusia. Ale Maciuś mu przebaczył. I w nagrodę kapłan obiecał
pokazać najciekawsze sztuki magiczne, które wolno mu pokazywać tylko
trzy razy w życiu.
Wszyscy usiedli przed namiotem, rozłożono tygrysie skóry i ten
czarnoksiężnik zaczai. Było dużo takich sztuk, których Maciuś nie rozumiał.
Niektóre mu wytłumaczono.
Na przykład wyjął z pudełka jakieś małe zwierzątko i położył je na ręce. To
zwierzątko — takie jakby mały wąż — owinęło się koło palca, wysunęło
języczek, taki jak nitka — wydało dziwny syk i uczepiwszy się pyszczkiem
palca — do góry stanęło ogonem. Kapłan oderwał je i pokazał na palcu
kroplę krwi. Maciuś widział, że to uważają dzicy za największą sztukę,
chociaż były przecież inne ważniejsze. Dopiero mu wytłumaczono, że to jest
najstraszniejsze stworzenie, gorsze od lamparta i hieny, bo jego ukłucie w
sekundę sprowadza śmierć.
A kapłan wchodził w ogień — i ogień buchał mu ustami i nosem
— i nie żalił się.
Potem czterdzieści dziewięć ogromnych wężów tańczyło, kiedy grał na
piszczałce. Potem zaczął dmuchać na ogromną palmę, która miała ze sto lat
— i ta palma zaczęła się powoli zginać — zginać, aż się złamała. Potem
przeprowadził w powietrzu laseczką linię między dwoma drzewami — i
przeszedł po niej w powietrzu jak po desce. Potem rzucił w powietrzu kulę z
kości słoniowej, a jak spadała, podstawił głowę — i kula wpadła mu do
głowy i znikła, a znaku żadnego nie było. Potem zaczął się kręcić w kółko
strasznie prędko i długo, a jak stanął, wszyscy widzieli, że ma dwie głowy i
dwie twarze, i jedną się śmiał, a drugą płakał. Potem wziął małego chłopca,
obciął mu mieczem głowę — włożył do pudła — zatańczył koło pudła dziki
taniec, a kiedy kopnął je nogą, ktoś w pudle zaczął grać na piszczałce;
otworzyli pudło, a tam leżał sobie ten chłopiec jakby nigdy nic
— i wyszedł, i zaczął się gimnastykować. To samo zrobił z ptakiem; puścił go
wysoko i strzelił z łuku; ptak spadł, przeszyty strzałą, a potem ptak wyrwał
tę strzałę dziobem, podfrunął i podał mu ją, i długo jeszcze fruwał.
I Maciuś myślał, że warto być trochę otrutym, żeby tyle sztuk zobaczyć.
Maciuś zwiedzał kraj swego dzikiego przyjaciela. Często odbywał podróże
na wielbłądzie i na słoniu. Widział wiele wsi murzyńskich, które mieściły się
w ogromnych i pięknych lasach. Domów murowanych wcale tu nie było,
tylko szałasy. Wszędzie było w szałasach bardzo brudno, zwierzęta i ludzie
mieszkali razem. Wielu Murzynów było chorych, a tak łatwo można ich było
wyleczyć. Doktor dawał lekarstwa i oni bardzo mu byli wdzięczni. W lasach
często widywali Murzynów rozszarpanych przez dzikie zwierzęta albo
zmarłych od ukąszeń jadowitych wężów.
Maciusiowi bardzo żal było biednych ludzi, którzy tacy byli dla niego dobrzy.
Dlaczego nie zbudują sobie kolei, nie założą elektrycznego światła, dlaczego
nie mają kinematografów, dlaczego nie zbudują sobie wygodnych domów,
dlaczego nie kupią strzelb, żeby się bronić od strasznych zwierząt? Przecież
mają tyle złota i brylantów, że dzieci bawią się nimi jak szkiełkami.
Biedni Murzyni tak się męczą, bo im biali bracia nie chcą pomóc i boją się
ich. I Maciusiowi przyszło na myśl, że jak wróci do domu, zaraz napisze do
gazet, że kto nie może znaleźć roboty, żeby pojechał pracować do
Murzynów, żeby im budować domy murowane i koleje.
Tak Maciuś myślał, żeby pomóc ludożercom, ale myślał i o tym, żeby na
swoje reformy we własnym państwie zdobyć pieniądze.
Właśnie zwiedzali wielką kopalnię złota — i Maciuś prosił króla Bum-Drum,
żeby mu trochę pożyczył. Bum-Drum zaczął się strasznie śmiać: jemu złoto
niepotrzebne wcale — i może Maciusiowi dać tyle, ile tylko jego wielbłądy
będą mogły uradzić.
— Ja swojemu przyjacielowi mam pożyczyć? Nie, biały przyjaciel może
wszystko brać, co mu się tylko podoba. Bum-Drum kocha małego białego
przyjaciela i chce mu służyć do końca życia.
Kiedy już Maciuś szykował się do podróży, król ludożerców urządził wielkie
święto przyjaźni. To było tak.
Raz na rok zbierali się wszyscy Murzyni w stolicy i wybierano tych, którzy