Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


331
– Czy w pokrzy¿owaniu naszych planów mieli udzia³ rycerze
Jedi?– Mo¿liwe, ¿e maczali w tym palce – przyzna³ niechêtnie egze-
kutor.Drathul kiwn¹³ g³ow¹.
– Dotar³o do moich uszu, ¿e czêœæ winy ponosz¹ tak¿e niektórzy
twoi agenci.
– Starali siê tylko ochraniaæ nasze interesy, nic wiêcej.
Prefekt zastanawia³ siê kilka chwil nad tym, co us³ysza³.
– Dla twojego dobra, egzekutorze – odezwa³ siê w koñcu –
lepiej, ¿eby to by³a prawda. Po pora¿ce, jak¹ ponieœli Praetorite
w systemie Helski, mistrz wojenny Tsavong Lah nie bêdzie tolero-
wa³ kolejnego niepowodzenia, którego by³byœ sprawc¹.
Nom Anor kiwn¹³ g³ow¹.
– Rozumiem, prefekcie – odpar³ pokornym tonem. – Opraco-
wujê nowy plan i zamierzam wprowadziæ go w ¿ycie, kiedy nasza
flota znajdzie siê w Przestworzach Huttów.
– Nie spraw mi zawodu.
– Ma pan moje s³owo. Co wiêcej, mo¿e siê okazaæ, ¿e mamy
sprzymierzeñca na samej Coruscant. Na razie nie wiemy, kim jest,
ale przypuszczamy, ¿e to wysoki stopniem dowódca si³ zbrojnych
albo szef komórki Wywiadu Nowej Republiki. Próbowa³ porozu-
mieæ siê ze mn¹ za poœrednictwem moich agentów.
– To ciekawe – oznajmi³ wyraŸnie o¿ywiony Drathul. – Do-
wiedz siê, kto to.
– Oczywiœcie.
– Jeszcze ostatnie pytanie, egzekutorze. Czy uwa¿asz, ¿e nie
doceniliœmy tych niewiernych?
Nom Anor parskn¹³ pogardliwie.
– Ich, prefekcie? – zapyta³. – Je¿eli czegoœ nie doceniliœmy, to
tylko ich wielkiego szczêœcia.
– Mieliœmy wielkie szczêœcie! – zawo³a³ Droma z grzbietu „So-
ko³a”. – Kilka niewielkich œladów trafieñ w okolicach rufowych dysz
wylotowych. Trochê plastali i lakieru i wszystko powinno wygl¹daæ
jak nowe.
– Nie mamy na to czasu – odpar³ Han, stoj¹cy na poplamionej
p³ycie l¹dowiska 3733. – A poza tym, nie mam nic przeciwko temu,
¿eby kad³ub by³ podrapany i powgniatany.
332
„Sokó³” tkwi³ nadal na podporach, po³¹czony przypominaj¹cymi pêpowiny pêkami kabli i giêtkimi rurami z diagnostycznymi moni-torami, ciœnieniowymi pompami oraz zbiornikami z ciek³ymi meta-
lami i ch³odziwem. Solo i Droma spêdzili ostatnie dwa dni, sprawdza-
j¹c stan pok³adowych urz¹dzeñ i podzespo³ów, a tak¿e umieszczonych
na zewn¹trz elementów systemu sterowania. Niektóre modu³y mu-
sieli wymieniæ albo naprawiæ, ale wiêkszoœæ czasu zajê³o im po-
rz¹dkowanie. Droma udowodni³, ¿e jest zrêcznym mechanikiem;
radzi³ sobie jednak lepiej z intuicyjnym odgadywaniem przyczyn
niesprawnoœci ni¿ usuwaniem ich za pomoc¹ makrospawarek albo
hydrokluczy.
– Je¿eli siê nad tym d³u¿ej zastanowiæ, polakierowanie kad³u-
ba nie by³oby wcale takim g³upim rozwi¹zaniem – odezwa³ siê Han
chwilê póŸniej. – Po tym, co siê sta³o w systemie Bilbringi, chyba
wszyscy piloci yuuzhañskich okrêtów i koralowych skoczków maj¹
kabiny wytapetowane wizerunkami „Soko³a”.
– Pod warunkiem, ¿e nowa pow³oka lakieru bêdzie wygl¹da³a
lepiej ni¿ zarost na twojej brodzie – zauwa¿y³ Droma.
Han zmarszczy³ brwi i przeci¹gn¹³ d³oni¹ po policzku.
– I kto tu mówi o zaroœcie – rzek³ po chwili. – Twoje w¹sy s¹
tak d³ugie, ¿e jeszcze trochê i bêdziesz potyka³ siê o ich koñce.
Ryn zsun¹³ siê po burcie i zrêcznie zeskoczy³ na p³ytê l¹dowi-
ska. Han rzuci³ mu czyst¹ œcierkê i przygl¹da³ siê, jak istota wyciera
d³onie, a potem czyœci jedwabist¹ sierœæ.
W pewnej chwili Droma musia³ zorientowaæ siê, ¿e Han go
obserwuje, gdy¿ uniós³ g³owê i zapyta³:
– O co chodzi?
Korelianin zmusi³ siê, by nie wyszczerzyæ zêbów.
– O nic – odpar³ obojêtnym tonem. – Nie zechcia³byœ od³¹czyæ
kabli zasilaj¹cych? – zapyta³. – Ja zaj¹³bym siê pompami i wê¿ami.
Droma wzruszy³ ramionami.
– Proszê bardzo.
– A zatem w³aœciwie jesteœmy gotowi do odlotu.
Droma przygl¹da³ mu siê kilka chwil w milczeniu.
– Leia nie przyjdzie ciê po¿egnaæ? – zapyta³ w koñcu.
– Chyba nie – odrzek³ Solo.
– Wielka szkoda. Chcia³em powiedzieæ jej „do zobaczenia”.
– Nastêpnym razem – oznajmi³ machinalnie Han. Chwilê póŸ-
niej zreflektowa³ siê i szybko doda³: – Tylko ¿e najprawdopodobniej
nie bêdzie ¿adnego nastêpnego razu.
333
– No có¿, w takim razie po¿egnaj j¹ w moim imieniu – wes-
tchn¹³ Ryn. – Nastêpnym razem, kiedy j¹ zobaczysz.
Han spiorunowa³ go spojrzeniem.
– Chyba mnie nie zrozumia³eœ – burkn¹³. – Nie chcia³bym, ¿e-
byœ za bardzo polubi³ przesiadywanie w fotelu drugiego pilota.
– Jestem na to zbyt m¹dry – odpar³ Droma.
– Chcê ci powiedzieæ, ¿e nie uwa¿am tego uk³adu za coœ trwa-
³ego – ciagn¹³ Solo. – Chodzi mi o mnie i o ciebie. Latamy razem,
dopóki nie odnajdziemy cz³onków twojej rodziny.
Na twarzy istoty pojawi³ siê nik³y uœmiech.
– A co z rachunkiem, jaki móg³bym ci wystawiæ?
– Pos³uchaj, kolego – odpar³ cierpko Korelianin. – Istoty ludz-
kie nie wierz¹ w coœ takiego jak d³ug ¿ycia. Ilekroæ ktoœ wyœwiad-
cza nam przys³ugê, odwdziêczamy siê tym samym, ale na tym ko-
niec. Uwa¿amy, ¿e sprawa za³atwiona. Pomogê ci znaleŸæ ziomków,
ale potem ka¿dy pójdzie w swoj¹ stronê. Rozumiesz?
– Chodzi ci o to, abym przypadkiem nie pomyœla³, ¿e móg³bym
lataæ z tob¹ tym zabytkiem po ca³ej galaktyce? – domyœli³ siê Dro-
ma. Han parskn¹³.
– Mia³eœ o nim lepsze mniemanie, kiedy œcigaliœmy Recka De-
sha – przypomnia³ z kwaœn¹ min¹.
– Stara³em siê byæ uprzejmy – odpar³ Ryn. – Doszed³em do
przekonania, ¿e jesteœ bardzo wra¿liwy na punkcie swojego statku.
– Jasne – mrukn¹³ Solo. – Móg³bym siê za³o¿yæ.
Na kilka chwil zapad³a niezrêczna cisza. Pierwszy przerwa³ j¹
Droma.
– Zajmê siê tymi kablami – oznajmi³ cicho.