Służąca powiedziała mi, że wezwano go o wschodzie słońca - dokąd, tego nie wie.
Porozstawiałam starannie chryzantemy w bawialni, dobrze wpierw rozważywszy, jak najkorzystniej rozmieścić doniczki, by sprawić mężowi niespodziankę. Ale rozczarowałam się. Błyszczały wspaniale na starym podwórzu, przed rzeźbionymi, czarnymi odrzwiami; tutaj jednak na tle żółtych, tynkowanych ścian zbladły i miały w sobie jakąś sztuczną słodycz.
Ach, i to samo stało się ze mną! Włożyłam atłasowe spodnie barwy nefrytu i atłasowe kimono, a na to czarny, aksamitny kaftan bez rękawów, ozdobiłam włosy nefrytem i onyksem i wpięłam w uszy kolczyki nefrytowe. Obułam nogi w czarne trzewiki z aksamitu, kusząco ozdobione malutkimi złotymi guzkami. U La-may, czwartej pani w domu matki, podpatrzyłam wdzięk nie szminkowanej twarzy i czerwonego tchnienia purpury na dolnej wardze oraz czarodziejskie działanie pachnących, różowych dłoni.
Nie żałowałam starań, aby tylko podobać się mężowi tego pierwszego wieczoru. Wiedziałam, że jestem ładna.
Ustroiwszy się, czekałam i nasłuchiwałam jego kroków na progu. Gdybym mogła zasunąć szkarłatne portiery i pokazać się memu małżonkowi w subtelnym świetle starej komnaty chińskiej, może zwyciężyłabym! Ale tutaj musiałam zejść niepewnie po trzeszczących schodach i stanąć przed nim w pokoju, w którym nic nie podkreślało mej urody. Byłam, jak te chryzantemy - tylko ładna!
Mój małżonek powrócił późno do domu, ogromnie znużony. Również moja
świeżość minęła już i chociaż powitał mnie z wielką życzliwością, wzrok jego nie zatrzymał się na mnie. Prosił tylko, żeby służąca śpieszyła się z podaniem wieczerzy, ponieważ cały dzień spędził u chorej i od rana nic nie jadł.
Jedliśmy w milczeniu. Z trudem przełknęłam parę kęsów, bo głupie łzy dławiły mnie w gardle; on zaś zjadł spiesznie ryż, a potem siedział ponury przed filiżanką herbaty, co chwilę wzdychając. W końcu podniósł się . i powiedział:
- Przejdźmy do bawialni.
Usiedliśmy i zaczął wypytywać o moich rodziców. Tak mało jednak zwracał
uwagi na moje słowa, że w końcu poniechałam starań, by go zainteresować, i umilkłam.
Zrazu nie zauważył nawet tego; potem podniósł się i rzekł życzliwiej:
- Proszę, nie zrażaj się moim humorem. Cieszę się szczerze, że wróciłaś. Ale dziś cały dzień walczyłem z przesądami i tragiczną głupotą i poniosłem klęskę. Nie mogę myśleć o niczym innym, tylko o tym, że zostałem pokonany. I wciąż zadaję sobie pytanie: czy uczyniłem wszystko, co było w mocy ludzkiej? Czy istnieje argument, którego bym nie użył, by ratować to życie? Ale mam nadzieję - wiem z pewnością, że uczyniłem wszystko - a mimo to poniosłem klęskę.
Przypominasz sobie rodzinę Yu obok Wieży Bębnów?
Druga pani popełniła tam dzisiaj samobójstwo przez powieszenie.
Prawdopodobnie nie mogła znieść dłużej jadowitego języczka teściowej. Wezwano mnie i, rzecz prosta, mógłbym ją uratować. Znaleziono ją bowiem zaraz po zaciągnięciu pętli - w parę chwil potem. Bezzwłocznie przygotowałem wszystko potrzebne. Ale tymczasem nadszedł ich wuj, handlarz win. Stary pan Yu, jak pewnie sobie przypominasz, nie żyje i handlarz win jest obecnie głową rodziny. Wszedł do pokoju gniewnie i hałaśliwie i natychmiast zażądał, by zastosowano stare metody.
Wezwał kapłanów, polecił im uderzyć w gong i przywołać z powrotem duszę kobiety.
A jej krewni zebrali się i usadowili nieszczęsną, nieprzytomną dziewczynę - miała zaledwie dwadzieścia lat - w pozycji klęczącej na podłodze, po czym bawełną i gałgankami zatkali jej starannie usta i nos i obwiązali twarz chustkami!