Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

..”
Zaiste, jak niebądź i czujnie, i spółpracowicie oczekuje człowiek na owe, których dostąpić
mamy, doskonałości, zaręczone nam postępem, ulepszeniami potwierdzane i jaśniejące coraz
nowym, coraz pełniejszym (lubo zawsze nie wystarczającym) systematem, jednakowoż tenże
sam człowiek i spółcześnie zajmuje przecież także żywe miejsce w codziennej dramie docze-
sności, a na jej powołania odpowiadać i dopisywać onym jest obowiązany. Miałżeby on
przeto jedną wiedzę podrzędną i zdawkową na codzienne takie wypadki? – drugą zaś w zapo-
czątkowanych pracach ludzkości i jej spodziewaniu domniemaną? Jedną t y
m c z a s o w o p o s ł u g u j ą c ą, drugą o b i e c a n ą... Stąd obiedwie niezupełnie trwale
mu właściwe, obiedwie warunkowe.
Śród takich to wiedz i tak się znajdując postawionym, uważa człowieczeństwo za dobre
używać częstotliwie, zamiast odpowiedzi, n i e w y p o w i e d z i a n y c h o d w ł o k
z d a n i a, p r z e m i l c z e ń i n i e-d o-g ł ę b i e ń wątpliwych.
Atoli takowe właśnie że umyślnie czy przemyślnie n i e w y p o w i e d z i a n e
o d w ł o k i z d a n i a, p r z e m i l c z e n i a i n i e d o g ł ę b i e n i a są przecież utajoną
myślą, więc są tylko koniecznie nie-do-powiedzianym ciągiem rzeczy!...
Czy s y s t e m posiłkuje w czymśkolwiek prawdę? czy sprawdza ją albo jej świadczy?...
on, który zarówno rzeczom fałszywym, jak niefałszywym może służyć!... gdzie i po co wciąż

36 Dla tak różnowzględnych przyczyn szkoły filozoficzne brały nazwy swoje, iż nie można wiele się na tym
opierać. Np. szkoła e l e a c k a (veliacka) dlatego, iż w mieście V e l i a trzech się filozofów narodziło było;
szkoła e l i a c k a (Phedona), która, przeniósłszy mieszkanie do E r e t r y, zowie się i e r e t r i a c k ą... Poj-
mujemy nazwę s z k o ł y j o ń s k i e j dla wielkiej doniosłości żywiołu jońskiego – ale czy naonczas cała umy-
słowa Grecja nie była jońską?... Szkoła i t a l s k a jest tak dalece szkołą samej wielkiej osobistości Pitagora, iż
po śmierci jego wyprzedaje się z rękopismów za pieniądze... i to P l a t o ń s k a-A k a d e m i a zyskuje na owej
pozgonnej likwidacji. C. N.
57
nowe i zastępujące dawne systemata prowadzą, przewalając uprzedzicieli swoich?... czy na-
reszcie system, sam w sobie uważany, kształci się także i postępuje?... Myślę, że nie! albo-
wiem system się budując na pojęciu z u p e ł n o ś c i, c a ł o ś c i i h a r m o n i i, takowym
brakować nic nie może; mógłby tylko na szerz postępować, coraz większą obejmując wszyst-
kość następstw, pojawisk i szczegółów. I byłoby nareszcie do wnioskowania, że ostatecznym
dostąpieniem doskonałości systematu musiałoby być jego porównanie z systematem świata
naszego. W tym wszystkim wszelako nic nam prostotliwie nie powiedziano dotąd, i dlatego z
wątpliwością wyrażam się. Wiem, że czemu niebądź system służy, zawsze on nie większą ani
mniejszą cząstkę prawdy obejma, to jest, że budując się na pojęciu c a ł o ś c i, z u p e ł n o ś
c i i h a r m o n i i, jużci że wyrażać musi ideę s y m e t r i i, m i a r y i p r o m i e n n
o ś c i... oto wszystko!...
Zaś co do działania p r z e z p r z y b l i ż e n i e (approximative), te – wydawa mi się
być najwłaściwiej doniosłym atrybutem ducha ludzkiego. Nie wiem, zaprawdę, czyli jest jaka
forma działalności umysłowej odpowiedniejsza położeniu naszemu, jak p r z y b l i ż e n i e!
Jesteśmy w każdym zmyśle i rozmyśle naszym otoczeni kryształem przezroczystym, ale
u-obłędniającym poglądy nasze. Podobno że, cokolwiek bądź czynimy, zagaja się albo uzu-
pełnia przez p r z y b l i ż e n i e. Jesteśmy sami poniekąd nie inaczej istniejącymi na wirują-
cym Planecie szybciej od uderzeń pulsu... A przeto można by nawet rzec, iż działanie przez p
r z y b l i ż e n i e nie jest dla nas przypadkiem, lecz podbitym sobie warunkiem37. Stąd to,
obejmując one – i jednocząc – dwa wielkie klejnoty umysłowe, czyli: r o z w a g ę u m i e j
ę t n o ś c i i n i e r o z w a g ę i n s t y n k t u p r z y r o d z o n e g o, jest zupełnie c z ł o w
i e c z y m. Toteż my, tak rzecz pojmujący, nie odpowiadamy p r z e m i
l c z e n i a m i na pytania żywotne – bynajmniej...

37 Godziłoby się zapytać czynnego g e n e r a ł a, doświadczonego k a p i t a n a - o k r ę t u, biegłego
c z ł o w i e k a - s t a n u, do ila oni w głównych i stanowczych działaniach swoich opierali się na b y s t r y m
à peu près – a o ile na systematycznym działaniu? C. N.
58
Po kilkunastoletnim pobycie w jednej z najświetniejszych stolic Europy, kolega mój, gdy
miejsce miał opuszczać i skoro już wszystko do podróży przygotowanym było, rzekł do mnie:
„Oto będę miał teraz nieco swobodnego zupełnie czasu, zechciej przeto o stosownej godzinie
czekać mię jutro w małym parku przed budynkiem głównej Biblioteki – a ja będę się starał
nadbiegnąć z jednej C z y t e l n i (cabinet de lecture), gdzie mam jeszcze z kimś spotkać się
i na papiery potrzebne okiem rzucić – po czym zajdziemy też zobaczyć Bibliotekę... inaczej
przecie wyjechać nie godziłoby się!...”
W słowach tych, zupełnie naturalnych, cóż usłyszał każdy obecny i wszelki spółczesny? a
co usłyszałby milczący przez lat parę Pitagorejczyk?... w tychże samych, mówię, wyrazach,
które wszelako wystarcza, cokolwieczek odmiennym wygłosić nastrojem, ażebyś się pioru-
nującą stawszy satyrą cały przedstawiły obraz błędu i nieszczęścia głębokiego naszej wiedzy i
za nią idącej cywilizacji?
Toteż prostym i logicznym następstwem stało się, że kolega mój nie dopisał i spóźnił się.
Oczekiwałem go spokojnie w przyjemnym cieniu bukszpanów, patrząc na maleńkie
dziecko złotowłose, bawiące się kamyczkami z piasku wygrzebywanymi ze starannością nie-
przerwaną...
Skoro zaś oczekiwany wreszcie nadbiegł, już zaledwo wystarczyło nam czasu na obejście
wokoło gmachu Biblioteki i na architektoniczne uznanie jego zalet. Otóż! – mówiło się – sko-

Podstrony