Są tam pola, na które łatwo można się dostać helikopterem, tam właśnie Sheng lub
jego wysłannicy spotykali się z zabójcą. Gdy tylko otrzyma moją wiadomość, pojedzie tam,
masz na to moje słowo. Ty rób swoje. Musisz wysilić swój umysł i zjawić się tu z trzema lub
czterema płatnymi zbirami. Powiedz im, że ryzyko jest minimalne, a cena wysoka. To jest ta
twoja chwila w słońcu, panie analityku. Trudno ci się będzie oprzeć. Będziesz miał coś na
Havillanda do końca jego życia. Uczyni cię swoim głównym doradcą, może nawet
sekretarzem stanu, jeżeli zechcesz. Nie będzie miał innego wyjścia.
- Niemożliwe - powiedział spokojnie McAllister patrząc w oczy Jasonowi.
- No, może sekretarz stanu to trochę za dużo...
- Niemożliwe jest to, co proponujesz - przerwał mu podsekretarz.
- Czy twierdzisz, że nie ma takich ludzi? Jeśli tak, to znowu kłamiesz.
- Jestem pewien, że są. Może nawet wiem o kilku; sądzę, że są też inni na tej liście,
którą dał ci Wenzu, kiedy w Mieście za Murami odgrywał rolę ubranego na biało taipana. Ale
nie skorzystałbym z ich usług. Odmówiłbym, nawet gdyby rozkazał mi Havilland.
- W takim razie nie chcesz dopaść Shenga! A wszystko, co powiedziałeś, było po
prostu kolejnym kłamstwem. Łgarz!
- Mylisz się, chcę go dopaść. Ale, używając twoich słów, nie tą drogą.
- Dlaczego nie?
- Ponieważ nie narażę mojego rządu i mojego kraju na tego rodzaju kompromitację. W
gruncie rzeczy myślę, że Havilland zgodziłby się ze mną. Najmowanie morderców
pozostawia zbyt dużo śladów, tak samo zresztą jak przekazywanie pieniędzy. Ktoś się
zdenerwuje albo będzie się przechwalał po pijanemu; powie wszystko i morderstwem będzie
obciążony Waszyngton. Nie mógłbym przyłożyć do tego ręki. Przypomnę ci spisek
Kennedy'ego przeciwko Castro przy użyciu mafii. Obłęd... Nie, Bourne, obawiam się, że
jesteś na mnie skazany.
- Nie jestem na nikogo skazany! Ja mogę dotrzeć do Shenga. Ty nie możesz!
- Skomplikowane kwestie można zazwyczaj sprowadzić do prostych równań, jeżeli
pamięta się pewne fakty.
- Co to znaczy?
- Znaczy to, że obstaję przy swoim sposobie.
- Dlaczego?
- Dlatego, że Havilland ma twoją żonę.
- Ona jest z Conklinem! Z Mo Panovem! Nie ośmieliłby się...
- Nie znasz go - przerwał McAllister. - Obrażasz go, ale go nie znasz. On jest taki jak
Sheng Chouyang. Nic go nie powstrzyma. Jeżeli mam rację - a jestem pewien, że tak - pani
Webb, pan Conklin i doktor Panov są na czas trwania wojny gośćmi w domu na Yictoria
Peak.
- Gośćmi?
- Areszt domowy, o którym wspominałem parę minut temu.
- Sukinsyn! - szepnął Jason, a mięśnie na jego twarzy zadrgały.
- A więc jak dotrzemy do Pekinu?
Bourne odpowiedział nie otwierając oczu. - Człowiek z garnizonu w Guangdongu o
nazwisku Su Jiang. Porozumiem się z nim po francusku. On zostawi dla nas wiadomość tu w
Makau. Przy stoliku w kasynie.
- Ruszaj! - ponaglił McAllister.
ROZDZIAŁ 36
Dzwonek telefonu wyrwał ze snu nagą kobietę, która szybko usiadła na łóżku. Leżący
obok mężczyzna oprzytomniał w jednej chwili; nie lubił, kiedy niepokojono go w środku
nocy, a dokładnie mówiąc wczesnym rankiem. Jednakże wyraz jego delikatnej, okrągłej
azjatyckiej twarzy świadczył o tym, że niepokojono go dość często i że działało to na niego
deprymująco. Sięgnął do telefonu stojącego na stoliku obok łóżka.
- Wefł - powiedział cicho.
- Aomen lai dianhua - odpowiedział operator centrali z kwatery głównej garnizonu w
Guangdongu.
- Połącz mnie na urządzeniu zabezpieczającym i wyłącz nagrywanie.
- Zrobione, pułkowniku Su.
- Sam to sprawdzę - rzekł Su Jiang podnosząc się, by wziąć mały, płaski, prostokątny
przedmiot, zakończony z jednego boku sterczącym okręgiem.
- To zbyteczne, sir.
- Przecież nie przez wzgląd na ciebie. - Su umieścił okrąg nad mikrofonem słuchawki
i nacisnął guzik. Gdyby linia była na podsłuchu, przenikliwy gwizd, który rozległ się nagle i