Chłopicki wydał dnia 6 grudnia odezwę, która, gdyby ją z zimniej-
szą nieco krwią odczytać umiano, która, gdyby omamienie i pociąg ku jedynowładztwu mniej
były powszechne w Polszcze powstającej, zamykała w sobie ledwo nie wszystko, co służyć
mogło do objaśnienia pobudek, dążności i celu dyktatury. Przytoczę kilka okresów tego waż-
nego aktu, bo przezeń przemawiała cała polityka Rady Administracyjnej, cała polityka Lu-
beckiego i Rządu Tymczasowego. „Nadzwyczajne wypadki (tak pisał Chłopicki) w stolicy
Królestwa świeżo wydarzone nadzwyczajnych wymagały środków. Naglącym kraju potrze-
bom nie mogła Rada Administracyjna pomimo przybrania nowych członków zaradzić. Nie
zdołał koniecznością sprowadzonym oczekiwaniom narodu odpowiedzieć ani utworzony
później Wydział Wykonawczy w Radzie, ani na gruzach jego powstały Rząd Tymczasowy.
Brakowało jedności i zgody; nie było nikogo, co by wodze państwa w silnej trzymając dłoni
n a d a ł ż y c i e i r u c h d o g o r y w a j ą c e m u j u ż r z ą d o w i; nikogo, od którego
by, jako pierwszego początku, wypływać mogły wszystkie t y l e r a n z a g o i ć, t y l u
n i e s z c z ę ś c i o m z a p o b i e c i tylu dobra powszechnego wymaganiom godnie odpo-
wiedzieć powinno postanowienia.” Po takim historycznym skreśleniu obrazu pierwszych dni
rewolucji, po zawiązaniu stąd wniosku, że nie było nikogo, co by zdołał nadać życie d o-
g o r y w a j ą c e m u r z ą d o w i (z czego naturalnie wypływało, że on, Chłopicki, to uczy-
nić potrafi), wynurza dyktator, jeśli być może, jawniej jeszcze powody, dla których wziął
władzę absolutną: „Do tych niedogodności przyłączyły się jeszcze wewnętrzne niesnaski;
u t w o r z o n o k l u b y; każdy nowe przedstawiał nie już prośby, ale r o z k a z y; a w tym
odmęcie różnymi namiętnościami powodowanych usiłowań o w s z y s t k i m m y ś l a n o
w y j ą w s z y o p o ł o ż e n i u k r e s u z ł e m u, c o k r a j o w i g r o z i ł o.” Trudno,
zdaniem moim, w świetle lepszym, prawdziwszym i więcej pochlebnym oddać usiłowań i
zasług klubu, jak to Chłopicki, główny jego nieprzyjaciel, uczynił, przyznając mu, że podawał
nie prośby, ale r o z k a z y; trudno także, jak sądzę, dać piękniejszego świadectwa rewolucji
i narodowi jak przyznaniem, że o wszystkim myślano w tych pierwszych dniach, tylko nie o
położeniu kresu z ł e m u, to jest zapewne insurekcji; ale zarazem trudno dokładniej dać do
zrozumienia: „że oto ja jestem, który temu złemu kres położę”. Dalej dyktator naprowadza
interes narodowy na drogę tylko konstytucyjną, i jakiej Polski w jakich granicach pragnie,
najwyraźniej napomyka: „Rodacy wszelkiego wieku i powołania! Na współdziałaniu wa-
szym, na odziedziczonej po naddziadach gotowości do wszystkiego, miłości ojczyzny przy-
szły byt nasz polega. Godzi mi się przeto być pewnym, że byt ten (to jest Polskę kongresową)
75
zachować potrafimy. Dalecy od naruszania spokojności mocarstw ościennych (a zatem i Mo-
skwy!), pragniemy tylko, aby i względem nas zbawienna niemięszania się jednego państwa
do drugiego zasada zachowaną była.” Co większa, dyktator posuwa do tego stopnia otwartość
swoje, iż wyznaje, że będzie wiernym Mikołajowi! „Kiedy najpotężniejsze w Europie narody
Francji i Belgii zostawiły teraz urządzenie wewnętrznego ich istnienia, my, Polacy, my cośmy
w obu światach za sprawę wolności z taką zaciętością walczyli, my, których nieszczęścia i
męstwo samych nawet nieprzyjaciół naszych zdumiewały, możemyż się obawiać, aby nam za
zbrodnią poczytano, że się o zachowanie najuroczyściej w obliczu całego świata zaręczonych
swobód naszych dopominamy? aby na k a r b n i e w i e r n o ś c i otrząśnienie się z żelaz-
nego jarzma, szpiegostwa i prześladowań kładziono? P o l a k u m i e b y ć w i e r n y m.”
Kończy zaś tym: „Nie może tego s e r c e króla nie uznać, gdy się on dowie, jak go zwodzo-
no. Do nas teraz należy, wszystko poświęcając dla postawienia się w m o ż n o ś c i u ż y-
w a n i a s w o b ó d k o n s t y t u c y j n y c h, pokazać, że godni ich jesteśmy.”
Jakie wrażenie mogła ta odezwa sprawić na Litwie, Wołyniu, Podolu i Ukrainie? Co o niej
trzymać mogły zabory austriacki i pruski? Dyktatura przyznała się do wszystkiego nadając
sprawie 29-go barwę miejscową, a interes niepodległości, interes zdolny poruszyć całą Pol-
skę, zamykając w obrębie kongresowej tylko cząstki. Lecz w Warszawie i w ośmiu woje-
wództwach nikt tej odezwy czytać nie umiał; nikt nie rozbierał słów dyktatora. Umysły, jak
powiedziałem, były zaczarowane ideą absolutnej żołnierskiej władzy, która przypadła do