Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Pellaeon spojrzał przez iluminator na znajdującą się w dole, częściowo oświetloną planetę.
- W takim razie... po co w ogóle atakujemy, panie admirale?
- Z trzech powodów, kapitanie. Po pierwsze, nawet ludzie tacy jak Talon Karrde popełniają czasem błędy. Mogło się
zdarzyć, że w czasie pospiesznej ewakuacji zostawił w bazie coś ważnego. Po drugie, jak już mówiłem, ten atak może nas
zaprowadzić do jego ludzi w Hyllyard. A po trzecie, dzięki tej akcji nasze siły lądowe mają okazję zdobyć choć trochę tak
im potrzebnego doświadczenia bojowego. Niech pan nie zapomina, kapitanie - admirał świdrował podwładnego wzrokiem
- że naszym celem nie są już jakieś ograniczone działania nękające w stylu tych, które prowadziliśmy przez ostatnie pięć
lat. Mając w ręku górę Tantiss i pozostawione przez Imperatora komory spaarti, możemy znowu przejąć inicjatywę. Już
niedługo przystąpimy do odzyskania utraconych na rzecz Rebeliantów planet. A do tego celu potrzebujemy armii, która
pod względem wyszkolenia w niczym nie będzie ustępować flocie.
- Rozumiem, panie admirale.
- To dobrze. - Thrawn zerknął na monitory. - Już czas. Niech pan przekaże generałowi Covellowi, że może zaczynać.
- Tak jest. - Pellaeon zajął miejsce na swoim stanowisku. Obrzucił szybkim spojrzeniem wskazania przyrządów, po
czym włączył komunikator. Kątem oka zauważył, że Thrawn zrobił to samo. “Czyżby jakaś prywatna wiadomość dla
szpiegów w Hyllyard?” - Tu “Chimera”. Przystąpić do ataku.

- Zrozumiałem - rzucił Covell do zamontowanego w hełmie mikrofonu. Starał się, aby w jego głosie nie zabrzmiała
pogarda. Cała ta sytuacja była typowa. Cholernie typowa i łatwa do przewidzenia. Najpierw człowiek zasuwał jak diabli,
byle tylko żołnierze i pojazdy znalazły się na czas na wyznaczonych pozycjach, a potem... czekał jak głupi, aż ci napuszeni
durnie z floty, ubrani w nieskazitelne mundury i siedzący w swoich wypucowanych statkach, skończą żłopać herbatkę i da-
dzą w końcu sygnał do ataku.
“Cóż, usiądźcie sobie teraz wygodnie w fotelach - pomyślał zgryźliwie, patrząc na wiszący w górze niszczyciel
gwiezdny - bo niezależnie od tego, czy wielkiemu admirałowi chodzi o rzeczywiste efekty czy zwykły pokaz sprawności,
dostanie to, na czym mu zależy”. Sięgnął do tablicy przyrządów i przełączył się na lokalną częstotliwość dowodzenia.
- Generał Covell do wszystkich pododdziałów: możemy ruszać.
Odebrał kolejne potwierdzenia przyjęcia rozkazu. W chwilę potem stalowy pokład zadrżał i olbrzymi robot kroczący
ruszył do przodu. Z pozorną ociężałością zaczął się przedzierać przez las w kierunku odległego o kilometr obozowiska
przemytników. Za szybą pancerną od czasu do czasu migały dwa roboty zwiadowcze, posuwające się w szpicy w poszuki-
waniu stanowisk przeciwnika lub ewentualnych pułapek.
Każda próba oporu ze strony Karrde'a będzie jedynie daremnym gestem. Covell kierował już w swoim życiu setkami
ataków wojsk imperialnych i doskonale znał śmiercionośną potęgę dowodzonych przez siebie pojazdów bojowych.
Wyświetlający się poniżej iluminatora różnobarwny hologram taktyczny wyglądał jak jakiś element dekoracyjny.
Czerwone, białe i zielone błyskające światełka pokazywały pozycje robotów kroczących, pojazdów zwiadowczych i po-
duszkowców szturmowych, zbliżających się ze wszystkich stron do bazy Karrde'a. Atak przebiegał całkiem sprawnie.
Sprawnie - ale nie idealnie. Atakujący z północy robot kroczący i towarzysząca mu eskorta zaczynały zostawać nieco
w tyle w stosunku do innych pojazdów, tworzących zaciskającą się pętlę.
- Zespół drugi: przyspieszcie trochę.
- Robimy, co możemy, panie generale - dobiegający z komunikatora głos był dziwnie zniekształcony z powodu zakłó-
ceń wywoływanych przez zawierającą znaczne ilości metalu roślinność planety. - Ale napotkaliśmy gęste zarośla, które
opóźniają posuwanie się robotów zwiadowczych.
- Czy wpływa to w jakikolwiek sposób na możliwości pańskiego robota kroczącego?
- Nie, panie generale. Ale chciałem zachować przewidziany szyk...
- O zwarty szyk należy się troszczyć w czasie defilady, majorze - uciął Covell. - Nigdy nie może się to odbywać kosz-
tem ogólnego planu bitwy. Jeżeli roboty zwiadowcze nie nadążają, to niech je pan zostawi z tyłu.
- Tak jest.