Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Nic wiêcej nie mo¿emy zrobiæ, chyba ¿e zmienisz zdanie -
mrukn¹³ posêpnie zastêpca prokuratora okrêgowego.
- A niby co to mia³o byæ? - spyta³a. Wci¹¿ denerwowa³ j¹
fakt, ¿e nie znana substancja tak bardzo przypomina P$C$P.
- Stary, poczciwy kanabinol - odrzek³ zastêpca prokuratora
g³osem doœwiadczonego speca od narkotyków. - T$H$C.
Tracy pokrêci³a g³ow¹.
- No to chyba zepsujê wam humor - powiedzia³a cicho.
- Znaczy, ¿e...
- Ma pan racjê. Kanabinol to slangowe okreœlenie T$H$C -
t³umaczy³a cierpliwie. - Ale tak siê sk³ada, ¿e jest to równie¿
nazwa produktu, jaki powstaje podczas rozk³adu tetrahydro-
kanabinolu. Ten produkt jest produktem ca³kowicie legalnym,
panowie - doda³a.
Zastêpca prokuratora okrêgowego wygl¹da³ tak, jakby mia³ za
chwilê dostaæ ataku serca.
- To znaczy, ¿e nie mo¿emy...
- Obawiam siê, ¿e nie - potwierdzi³a pe³nym wspó³czucia
g³osem. - Ka¿dy w miarê przyzwoity adwokat da wam tak popaliæ, ¿e
hej.
- Wszystko przez Bylightera! - wychrypia³ zastêpca proku-
ratora spogl¹daj¹c na Hallsteada. - Tego przeklêtego Bylightera!
Powiedz DeLaurze, ¿eby mi go natychmiast znalaz³! Trzasn¹³
 
 
 
 
 
 
piêœci¹ w stó³ i wymiot³o go z laboratorium. Zniechêcony sier¿ant
pod¹¿y³ za nim.
Tracy Nokes odczeka³a, a¿ znikn¹ za drzwiami, i ponownie
zadzwoni³a do policyjnego laboratorium kryminologicznego. Tym
razem numer by³ wolny i w s³uchawce zabrzmia³ weso³y g³os:
- Laboratorium. Sun-Wang, s³ucham.
- CzeϾ, Sun-Wang.
- To ty, Trace? Co siê dzieje? Tylko mi nie mów, ¿e
stchórzy³aœ i chcesz siê wycofaæ. Co ja zrobiê z dwoma facetami?
- Ja ci ufam, ale na wszelki wypadek powiedz mojemu, ¿eby
trzyma³ ³apy przy sobie - odrzek³a Tracy ze œmiechem.
- Ale nie po to dzwoniê. S³uchaj, masz chwilê czasu?
- Jasne. Przegl¹dam w³aœnie stertê zdjêæ i próbujê ustaliæ
rozmiary butów, których œlady znaleŸliœmy przy zw³okach. Bêdzie
tego z dwieœcie sztuk. Jeden z tych facetów to chyba
jakiœ niedŸwiedŸ. Co najmniej piêtnastka.
- Jezu, to¿ to prawdziwy goryl!
- Kto wie. No i co tam masz?
- W sumie nic takiego. Dziœ rano dostaliœmy próbkê jakiegoœ
zwariowanego narkotyku i œlêczê nad ni¹ jak kator¿nica. Nic mi
nie pasuje.
- Zwariowanego powiadasz...? - Dociekliwy i analityczny
umys³ Sun-Wang zareagowa³ wzmo¿on¹ czujnoœci¹.
- Tak, dziwne to jakieœ, nie mogê tego zidentyfikowaæ.
Jasnobr¹zowy proszek. Bardzo podobny do P$C$P, ale na
wykresach...
- Trace - przerwa³a jej Sun-Wang - bada³aœ to w nadfiolecie?
Co ci wysz³o na 232? Taki ³agodny szczyt?
- Tak, a sk¹d wiesz?
- Trace - rzuci³a szybko Sun-Wang - zaczekaj tam na mnie.
Ju¿ wychodzê.
 
Ben Koda i detektyw DeLaura siedzieli w areszcie okrêgowym
San Diego. "Przes³uchiwali siê" ostro¿nym szeptem i wymieniali
uwagi, gdy do pokoju wkroczy³ zastêpca prokuratora i sier¿ant
Hallstead.
- Chcê z tob¹ pogadaæ, Koda, albo jak ci tam - warkn¹³
zastêpca prokuratora. Po niedawnej rozmowie w laboratorium nie
doszed³ jeszcze do siebie i wci¹¿ mia³ zaczerwienion¹ twarz.
- Czemu nie? - dopar³ Koda spogl¹daj¹c mu w oczy. - Tylko o
czym?
- Chcê ci zaproponowaæ pewien uk³ad - rzek³ zastêpca
prokuratora; powiedzia³ to tak, jakby ca³y pomys³ napawa³ go
bezgranicznym wstrêtem. - Napiszê do sêdziego list. D³ugachny
choæby na dziewiêæ metrów. Musisz tylko wróciæ na ulicê i zrobiæ
dla sier¿anta ma³e zakupy.
- Ciekawi pana, gdzie mam taki uk³ad? - spyta³ spokojnie
Koda.
- S³uchaj no, ty... - warkn¹³ zastêpca prokuratora.
- Czego mam niby s³uchaæ, wa¿niaku? Mo¿e chcesz mi
powiedzieæ, ¿e nast¹pi³a jakaœ cudowna przemiana? ¯e pewien
niewinny proszek zmieni³ siê w kanabinol? - szydzi³ Koda
wykorzystuj¹c przewagê, jak¹ zapewni³ mu DeLaura, który z samego
rana zadzwoni³ do laboratorium po wyniki analiz wstêpnych.
Poniewa¿ zastêpca prokuratora okrêgowego milcza³, wyraŸnie
 
 
 
 
 
 
zniesmaczony Koda pokrêci³ g³ow¹ i doda³:
- Lepiej dajcie sobie spokój, panowie. Dobrze wiecie, ¿e
ca³a sprawa by³a nieudan¹ podpuch¹. Wziêliœcie tego pryszczatego
czubka i nas przypucowa³. A wszystko po to, ¿eby wyrobiæ œredni¹
miesiêczn¹. Zgadza siê?
Zastêpca prokuratora okrêgowego patrzy³ na Kodê i patrzy³, i
usi³owa³ wymyœliæ jakiegoœ haka. Haka, choæby maleñkiego haczyka,
byleby tylko go usadziæ.
- No to jak bêdzie, panie prokuratorze? - spyta³ ironicznie
Koda.
DeLaura nie mia³ jeszcze ¿adnych wiadomoœci od Charleya i
Fogarty'ego. Ben bardzo siê tym martwi³ i szydzi³ z zastêpcy
prokuratora tylko po to, ¿eby odpêdziæ przera¿aj¹ce wizje, jakie
go chwilami nawiedza³y. Shannon le¿¹cy w ciemnoœci twarz¹ do
ziemi. Ziej¹ca nienawiœci¹ twarz Têczy i jego ob³¹kany g³os,
p³yn¹cy z magnetofonu pod³¹czonego do aparatu telefonicznego
Kaaren Mueller...
- Zamierza pan oskar¿yæ nas o jak¹œ zbrodniê? Jak choæby o
nak³anianie nieletniego do przestêpstwa?
Nie by³o na nich ¿adnego haka i ca³a czwórka dobrze o tym
wiedzia³a. Zastêpca prokuratora okrêgowego musia³ zaakceptowaæ