Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Oba pozostałe wypadki były bardzo interesujące i wymagały całej mojej sztuki. W jednym był to mężczyzna, który przed kilku laty uderzył się w głowę spadając na ulicę z dachu, gdzie w letni dzień zabawiał się z żoną innego mężczyzny. Upadł uciekając przed mężem, ale odzyskał przytomność bez żadnego widocznego uszkodzenia. Po jakimś czasie jednak zapadł na świętą chorobę i przeszedł wiele kolejnych ataków i nadal cierpiał na ataki choroby, ilekroć pił wino. Halucynacji jednak żadnych nie miał, tylko wołał gniewnym głosem, kopał i gryzł się w język oraz moczył pod siebie. I tak bardzo się obawiał ataków choroby, że przystał na operację, a nawet sam o nią prosił. Zgodziłem się otworzyć mu czaszkę i na prośbę lekarzy tebańskich wziąłem do pomocy przy tym tamowacza krwi, choć nie byłem przyzwyczajony do ich używania i polegałem bardziej na własnej sztuce. Ów tamowacz krwi był jeszcze bardziej leniwy i ospały niż ten, który umarł w Złotym Domu faraona, jak o tym poprzednio opowiadałem, i przez cały czas operacji musiałem go potrząsać i szturchać, żeby nie zasypiał i pamiętał o swoim zadaniu. Mimo to krew wciąż sączyła się z rany. Otworzyłem pacjentowi całe ciemię i zobaczyłem, że mózg w wielu miejscach był czarny od zakrzepłej krwi. Toteż oczyszczenie go trwało długo i nie mogłem oczyścić całego mózgu nie czyniąc szkody pacjentowi. Nie miał on jednak już nigdy ataków świętej choroby, bo umarł na trzeci dzień po operacji, jak to zwyczajnie bywa. Operację tę uważano jednak za szczególnie udaną i moją biegłość wielce wychwalano, a uczniowie zapisywali dla pamięci wszystko, co robiłem i co im pokazywałem.
Drugi wypadek był prosty. Pacjent był młodym jeszcze chłopcem, którego strażnicy znaleźli leżącego bez przytomności na ulicy, ograbionego i konającego z pękniętą czaszką. Przypadkiem byłem wtedy w Domu Życia, gdy strażnicy go tam przynieśli. Nie miał już nic do stracenia, pewne było, że umrze i żaden lekarz nim się nie zajmie. Toteż otworzyłem mu potrzaskaną czaszkę, jak tylko mogłem najszybciej, i powyjmowałem z mózgu odłamki kości, po czym zakryłem dziurę w głowie płytką z oczyszczonego srebra. Został uleczony i był przy życiu jeszcze w dwa tygodnie później, gdy opuszczałem Teby, ale trudno mu było poruszać ramionami i nie miał wciąż jeszcze czucia w dłoniach i podeszwach, gdy go łaskotano piórkiem. Sądziłem jednak, że z czasem wyleczy się zupełnie. To otwarcie czaszki nie wzbudziło jednak równie wielkiego wrażenia jak operacja mężczyzny chorego na świętą chorobę i wszyscy uważali za rzecz zupełnie naturalną i oczywistą, że mi się to udało, i wychwalali mnie tylko za szybkość moich rąk. Wypadek ten był natomiast o tyle osobliwy, że z powodu rany i ze względu na pośpiech nie mogłem pacjentowi ogolić głowy przed otwarciem mu czaszki, i po zaszyciu skóry na srebrnej płytce włosy rosły mu na głowie tak jak poprzednio i nikt nie mógł zobaczyć na jego głowie rany pooperacyjnej.
Mimo że w Domu Życia odnoszono się do mnie z szacunkiem z powodu mojej godności, starzy lekarze unikali mnie i nie odważali się rozmawiać ze mną poufnie, bo przybywałem z Achetaton, oni zaś ze strachu byli wciąż jeszcze w mocy fałszywego boga. Nie mówiłem z nimi o Atonie, rozmawialiśmy z sobą tylko o sprawach zawodowych. Dzień po dniu wypytywali mnie o moje poglądy i węszyli, jak pies obwąchuje ziemię, gdy czegoś szuka, aż zacząłem się dziwić ich zachowaniu. w końcu, po trzeciej operacji otwarcia czaszki, przyszedł do mnie lekarz szczególnie mądry i biegły w pracy nożem i powiedział:
– Królewski lekarzu, Sinuhe, z pewnoÅ›ciÄ… widziaÅ‚eÅ›, że Dom Å»ycia bardziej jest pusty niż dawniej i że nie poszukujÄ… już naszej wiedzy tak jak przedtem, choć w Tebach jest dziÅ› tyluż chorych co dawniej, a może i wiÄ™cej. PodróżowaÅ‚eÅ› po wielu krajach, Sinuhe, i widziaÅ‚eÅ› wiele ozdrowieÅ„, ale sÄ…dzÄ™, że nigdy jeszcze nie oglÄ…daÅ‚eÅ› takich cudownych uzdrowieÅ„, jakie obecnie dokonujÄ… siÄ™ ukradkiem w Tebach, bo nie trzeba przy nich ani noża, ani ognia, ani leków czy bandaży. Polecono mi opowiedzieć ci o tych cudownych uzdrowieniach i zapytać, czy nie zechciaÅ‚byÅ› ich zobaczyć. Ale musisz obiecać, że nie powiesz nikomu o tym, co zobaczysz. Musisz także pozwolić zawiÄ…zać sobie oczy, kiedy bÄ™dÄ… ciÄ™ prowadzić do Å›wiÄ™tego miejsca uzdrowieÅ„, ażebyÅ› nie wiedziaÅ‚, gdzie jest ono poÅ‚ożone.
Niechętnie przyjąłem jego słowa, bo bałem się, że z tego powodu narażę się faraonowi. Ale ciekawość moja była wielka, toteż powiedziałem:

Podstrony