Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Ogromna ko­mnata była całkowicie pusta, nie licząc jej samej. Żałując, że kieruje nią nie żal a pośpiech, wyszła ze snu...
...i przekonała się, że leży, ściskając w palcach kamienny pierścień, zawieszony na rzemieniu, i patrzy na grube belki sufitu nad głową, wsłuchana w tysięczne skrzypienia, jakie wydawał statek płynący szybko w dół rzeki.
- Spotkałaś ją? - dopytywała się Egwene. - Nie trwa­ło to długo, ale...
- Zmęczona już jestem tym strachem - powiedziała Nynaeve, nie odrywając oczu od sufitu. - Jestem już t...taka zmęczona byciem t...tchórzem.
Ostatnie słowa pochłonął szloch, którego nie potrafiła ani powstrzymać, ani ukryć, niezależnie od tego, jak bardzo tarła dłońmi oczy.
Elayne w jednej chwili znalazła się przy niej, przytuliła ją, pogładziła po włosach, minutę później Birgitte przyłożyła jej do karku kawałek płótna zmoczony w zimnej wodzie. Zanosiła się płaczem do wtóru ich słów, którymi zapewniały ją, że by­najmniej nie jest tchórzem.
- Gdybym sądziła, że ściga mnie Moghedien - na ko­niec powiedziała Birgitte - uciekałabym bez namysłu. Gdy­bym nie znalazła innej kryjówki prócz nory borsuka, wpełzła­bym do środka, zwinęła się w kłębek i spocona ze strachu czekała, póki sobie nie pójdzie. Nie stanęłabym również na drodze jednemu z tych rozjuszonych s'redit Cerandin i nie nazwę tego tchórzostwem. Sama musisz wybrać miejsce i czas, skoczyć na nią, kiedy będzie się tego najmniej spodziewała. Zemszczę. się na niej, kiedy tylko będę mogła, ale to jest jedyny sposób. Wszystko inne jest głupstwem.
Niekoniecznie były to słowa, które Nynaeve chciała usły­szeć, jednak j ej łzy i ich pociecha stanowiły kolejną wyrwę w ciernistym żywopłocie, który między nimi wyrósł.
- Udowodnię ci, że nie jesteś tchórzem. - Elayne sięg­nęła na półkę po ciemne drewniane pudełko, które tam wcześ­niej położyła, otworzyła je i wyciągnęła grawerowany w spi­ralny zwój żelazny krąg. - Wrócimy tam razem.
To były słowa, których Nynaeve nie miała ochoty usłyszeć. Ale tego nie można było uniknąć, nie po tym, jak im powie­działa, że jest tchórzem. A więc wróciły.
Do Kamienia Łzy, gdzie stały teraz, patrząc na Callandora - lepiej tak, niźli oglądać się ciągle przez ramię i zastana­wiać. gdzie też zmaterializuje się znienacka Moghedien ­potem przeniosły się do Pałacu Królewskiego w Caemlyn, do­kąd zawiodła je Elayne, a następnie do Pola Emonda, pod przewodnictwem Nynaeve. Nynaeve wcześniej już widywała rozmaite pałace z ich wielkimi korytarzami, wysokimi, zdo­bionymi freskami sufitami i marmurowymi posadzkami, wi­działa. złocenia i znakomite dywany, a także zdobne draperie na ścianach, jednak Elayne dorastała w tym miejscu. Widząc je teraz i pamiętając o tym, potrafiła może troszeczkę lepiej ją zrozumieć. Nie dziwota, że ta kobieta oczekiwała, iż cały świat ugnie przed nią kark, wychowano ją bowiem w taki sposób, w miejscu takim jak to.