Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Zły był, bo sos wyszedł mało pikantny, za
dużo chyba wlał do niego śmietany, a zużył już wszystką musztardę. Przez otwarte drzwi
słyszałem, jak się złościł:
- Masz tu, bracie, łopatę i zwiewaj, nie przeszkadzaj nam w pracy. No, na co jeszcze
czekasz? Powiedz tam, że zaraz kolacja.
- Pan doktor Nietajenko kazał odnieść mu klucz.
- Sam oddam. Zgubisz go i będzie kłopot.
W garnku na kuchni zaczęła bulgotać gotująca się woda.
- Jajka! Gdzie jajka? Przynieś mi pan jajka! - krzyknąłem na Dryblasa. Bytem od
niego o kilka lat starszy i uważałem, że mam prawo komenderować.
132
Dryblas posłusznie przyniósł mi w czapce jajka.
- Dziesięć, zaraz dam panu resztę. Akurat dwadzieścia jajek w koszyku przygotowali
oświadczył. - Świeżutkie, jeszcze ciepłe.
Wpuściłem je do bulgocącej wody. Ledwie zmieściły się w garnku. Wszystkie
pływały po wierzchu, roztrząsane bańkami wrzątku.
- Słuchaj pan. Czy one nie powinny pójść na dno? Stare czy świeże jajka pływają po
wierzchu? - dziwowałem się głośno.
Dryblas wzruszył ramionami:
- Widocznie świeże. Bo te były jeszcze cieplutkie.
- Co? - wydało mi się to podejrzane.
- Przecież wziąłem je z komórki. W koszyku były - bronił się przed moim
podejrzliwym wzrokiem.
Wyjrzałem na dwór. Przed zamkniętymi drzwiami komórki niespokojnie biegała
kwoka z nasi roszonymi piórami.
- Rany Julek! - wrzasnąłem. - Coś pan najlepszego narobił? Gdzie masz pan klucz od
komórki?
Ledwie otworzyłem drzwi komórki, sprawdziło się straszliwe podejrzenie.
Niespokojna kwoka rzuciła się do środka i od razu wskoczyła do koszyka wysłanego
słomą. Ale koszyk był pusty. Dryblas zabrał jajka, które wysiadywała.
- To kura Nietajenki. Jajka jej podsadził. O Boże... - jęknąłem.
Dryblas bezmyślnie drapał się w głowę.
- Kto wie, od jak dawna ona siedzi w tym koszyku? - zdołał tylko wyrzec.
Straszliwa „naga prawda” stanęła przede mną w całej okazałości. Nietajenko przed
trzema tygodniami kupił we wsi kurę, wiedziałem o tym, zastanawiałem się nawet, gdzie
ją trzyma. A on zamykał ją w komórce z narzędziami, wysiadywała jajka. Wstydząc się
swej „kurzej skłonności” ukrywał ją przed nami, nie wypuszczał kury z komórki, a klucz
nosił ciągle w kieszeni, własnoręcznie zajmując się wydawaniem narzędzi. Więc to
dlatego, gdy go uwolniłem z grobowca, pierwsze jego pytanie dotyczyło kury? Bał się,
że zdechła z głodu...
Poważni jak karawaniarze wróciliśmy do kuchni, zdjęliśmy z ognia garnek z jajkami i
zanieśliśmy go na koniec wysepki. Z winy Dryblasa zamordowałem w skorupkach
kilkanaście młodych, jeszcze nie narodzonych kurcząt. Z całych sił, potężnym
zamachem garnka wyrzuciliśmy jego zawartość daleko na bagna, na moczary.
W kuchni, rzecz jasna, znaleźliśmy w tekturowym pudełku świeże jaja na dzisiejszą
kolację.
- Co będzie? Co będzie, jak się doktor dowie? O Boże, o Boże, na jesieni zdaję u
niego dyplomowy egzamin - stęknął Dryblas zupełnie złamany na duchu. Takie
nieszczęście, takie straszne nieszczęście - powtarzał i nieledwie łkał z rozpaczy.
- Trudno, mój panie. Przekonałeś się, że nawet i archeologowi potrzebna jest doza
inteligencji i rozumu - naigrywałem się z jego boleści. - Ryłeś pan pode mną dołki,
szydziłeś ze mnie, szkodziłeś, gdzie tylko mogłeś. Nawet i tego Bachury mi pan nie
darowałeś. I Pan Bóg pokarał...
Ogłupiały z żałości, potakująco kiwał i trząsł swoją zmartwioną głową, na której
podczas pobytu na Uroczysku wyrosły mu długie na centymetr włosy.
Jakaż to jednak rozkosz podać rękę zgnębionemu, pokonanemu przeciwnikowi. I jaka
radość być wielkodusznym.
133
- Weź pan świeże jaja i podłóż kwoce. Ona nie pozna się na tym. A nawet jak i
rozezna zmianę, nie wykwocze prawdy Nietajence.
- A kolacja? Co podamy na kolację? - pytał, a w głosie brzmiała mu już radosna
nadzieja.
- Wyjaśnimy Nemście pańskie nieszczęście. On zrozumie. A pozostałym powiemy, że
nastąpiła zmiana w jadłospisie, jajka w sosie będą jutro na obiad.
Uszczęśliwiony Dryblas chwycił pudełko z jajkami i po chwili niezmiernie
zadowolona kwoka rozsiadła się wygodnie na pełnym koszu.
A na kolację był tylko chleb z masłem i herbata. Jedynie „smarkacze” protestowali
przeciw zmianom w jadłospisie. Twierdzili, że taka zmiana była do przewidzenia, skoro
ich nie stało, a ja objąłem rządy w kuchni. Umilkli i aż gęby porozdziawiali ze
zdumienia, gdy po raz pierwszy w dziejach naszego pobytu na Uroczysku Dryblas stanął
w mojej obronie.
- Pan redaktor ma rację - powiedział „smarkaczom”. - Zbyt syta kolacja źle wpływa na
sen.