Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Dajcie im jeść. Mogą tutaj spać, tak jak spali czekając na Mnie.»
«Zostało nam tylko pięć chlebów i dwie ryby, Nauczycielu, wiesz o tym.»
«Przynieście Mi je» [– poleca im Jezus.]
«Andrzeju, poszukaj chłopca. To on trzyma torbę. Przed chwilą był z synem uczonego w Piśmie i z dwoma innymi. Zajmowali się splataniem koron z kwiatów, bawiąc się w królów.»
Andrzej odchodzi szybko, także Jan i Filip idą szukać Margcjama w tłumie, który stale się przemieszcza. Znajdują go niemal w tym samym czasie. Ma torbę z żywnością, przewieszoną przez ramię. Długi pęd powojnika otacza jego głowę, a drugi – tworzy pas. Zwisa z niego róża zastępująca miecz: gardą jest kwiat, a ostrzem – jej łodyga. [Margcjam] jest w towarzystwie siedmiu podobnie dziwacznie przystrojonych [dzieci]. Tworzą orszak dla syna uczonego. To dziecko bardzo wątłe. Ma poważny wzrok kogoś, kto wiele wycierpiał. Odgrywa rolę króla, bardziej ozdobiony kwiatami niż inni.
«Chodź, Margcjamie, Nauczyciel o ciebie pyta!»
Margcjam porzuca przyjaciół i odchodzi pośpiesznie, nie zdejmując nawet swych... kwiecistych ozdób. Inne [dzieci] podążają za nim i Jezusa szybko otacza wieniec dzieci w kwiatach. Głaszcze je. Filip w tym czasie wyjmuje z torby pakunek z chlebem. W środku są też dwie owinięte wielkie ryby, ważące około dwóch kilogramów. Ta [ilość] nie wystarcza nawet dla siedemnastu osób z grupy Jezusa, czy raczej osiemnastu z Manaenem. Przynoszą to jedzenie Nauczycielowi.
«Dobrze. Teraz przynieście Mi kosze. Siedemnaście... dla każdego. Margcjam da jedzenie dzieciom...»
Jezus patrzy uważnie na uczonego w Piśmie, który pozostawał cały czas przy Nim, i pyta go:
«Chcesz i ty dać jedzenie głodnym?»
«Chciałbym, ale ja też nic nie mam.»
«Rozdaj Moje. Pozwalam ci na to.»
«Ale... masz zamiar nakarmić prawie pięć tysięcy mężczyzn, prócz kobiet i dzieci, tymi dwoma rybami i tymi pięcioma chlebami?»
«Oczywiście. Nie bądź niedowiarkiem. Kto wierzy, ujrzy dokonujący się cud.»
«O! Zatem ja też chcę rozdzielać żywność!»
«Każ więc podać sobie także jeden kosz.»
Apostołowie powracają z koszami i koszykami, szerokimi i płytkimi lub głębokimi i wąskimi. Uczony wraca z koszykiem raczej małym, chociaż – wziąwszy pod uwagę jego brak wiary – to i tak wybrał duży.
«Dobrze. Połóżcie to wszystko tutaj i każcie tłumowi usiąść, zachowując porządek, w regularnych rzędach, jak to tylko możliwe.»
Kiedy to robią, Jezus podnosi chleby i ryby, ofiarowuje je, modli się, błogosławi. Uczony w Piśmie nie spuszcza Jezusa z oczu. Potem Jezus łamie pięć chlebów na osiemnaście części i także obie ryby – na osiemnaście części. Wkłada kawałek ryby, bardzo mały kawałek, do każdego koszyka i dzieli na osiemnaście kęsów chleb. A każdy kawałek chleba dzieli na [jeszcze] mniejsze. Jest ich dość dużo, [może] dwadzieścia, ale nie więcej. Każdy kawałek umieszcza w koszu, po podzieleniu go, razem z rybą.
«A teraz weźcie i rozdajcie, do nasycenia głodu. Idźcie. Idź, Margcjamie, daj jeść twoim towarzyszom.»
«O! Jakie to ciężkie!» – mówi Margcjam podnosząc swój kosz i idzie zaraz ku swoim małym przyjaciołom. Kroczy [z takim trudem], jakby niósł ciężkie brzemię.
Apostołowie, uczniowie, Manaen, uczony patrzą, jak dziecko odchodzi. Nie wiedzą, co o tym myśleć... Potem biorą kosze, potrząsają głowami i mówią do siebie:
«Chłopiec żartuje! To nie jest cięższe niż było wcześniej.»
Uczony zagląda też do środka [kosza] i wkłada rękę, żeby dotknąć jego dna, gdyż nie ma wiele światła tam w [cieniu drzew], gdzie znajduje się Jezus. Dalej zaś, na polanie, jest jeszcze dość jasno. Jednak pomimo tego stwierdzenia, idą ku ludziom i zaczynają rozdzielać. Dają, dają, dają. I od czasu do czasu, z coraz większej odległości, odwracają się zdumieni ku Jezusowi. On zaś – ze skrzyżowanymi ramionami, oparty o drzewo – uśmiecha się lekko widząc ich zaskoczenie.
Rozdzielanie [jedzenia] jest długie i hojne... Jedynym, który nie okazuje zdziwienia, jest Margcjam. Śmieje się, szczęśliwy, że może napełnić ręce tak wielu biednych dzieci chlebem i rybą. On też pierwszy powraca do Jezusa, mówiąc: «Tak dużo dałem, tak dużo, tak dużo!... Bo ja wiem, co to jest głód...»
I podnosi twarz, która nie jest tak wychudła, jak w jego minionym już wspomnieniu. Blednie i otwiera szeroko oczy... Jezus głaszcze go, więc na jego dziecięcą twarz powraca promienny uśmiech. Ufnie tuli się do Jezusa, swego Nauczyciela i Obrońcy.
Powoli wracają apostołowie i uczniowie, oniemiali ze zdziwienia. Ostatni [powraca] uczony w Piśmie, nic nie mówiąc. Jednak wykonuje gest, który jest czymś więcej niż przemową: klęka i całuje frędzel szaty Jezusa.
«Weźcie waszą część i dajcie Mnie nieco. Jedzmy Boży pokarm.»
Jedzą chleb i rybę, każdy do syta... W tym czasie ludzie, nasyceni, dzielą się swoimi uwagami. Ci, którzy są wokół Jezusa, ośmielają się przemówić, spoglądając na Margcjama, który po zjedzeniu ryby bawi się z innymi dziećmi.